Z pamiętnika wiejskiego proboszcza: kilka refleksji nt przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej cz.2

Tak wygląda w zarysie ideał przygotowania do sakramentu Eucharystii. Niestety, od lat mam doświadczenie ogromnego rozdźwięku między stanem idealnym a faktycznym. I wydaje mi się, że z roku na rok rozdźwięk ów się poszerza. Nie mam jednak zamiaru przechodzić teraz do połajanek adresowanych pod kogokolwiek adresem. Za dużo ich już na co dzień doświadczamy, na zbyt wielu obszarach naszego funkcjonowania.

Bóg jest miłością. Kocha każdego bezgranicznie i nieustannie każdemu z nas to obwieszcza. Nie słowami, deklaracjami, jakimś pustosłowiem.  Nie! Bóg działa konkretami. Między innymi tym, że sprawił, iż rodzice cieszą się owocem swojej miłości – dzieckiem. Etos życia wypracowany przez wieki w Kościele sprawia, że przychodzi czas na decyzję o głębszym wyznaniu miłości Bogu. Tak, jak miało to miejsce w życiu Św. Piotra apostoła: trzykrotne wyznanie miłości Jezusowi. W życiu każdego z nas są tysiące takich momentów, w których Bóg zaprasza nas do bliższej z Sobą relacji, do głębszej relacji z Nim. Patrząc na życie mężczyzny i kobiety, w kontekście, który rysuję w tym eseju: małżeństwo, obdarowanie potomstwem, chrzest święty dziecka, wychowanie religijne od najmłodszych lat, przygotowanie do Eucharystii, bierzmowania, ugruntowanie w wierze, by dziecko wzięło udział w sztafecie wiary, by samo później przekazało dalej, to co samo otrzymało.

Niestety, od zarania dziejów doświadczamy też innej rzeczywistości, którą opisuje nam w Apokalipsie apostoł Jan. Potomstwo Pierwszych Rodziców, a więc my wszyscy, cała ludzkość, doświadczamy skutków nieprzyjaźni wprowadzonej przez Boga wobec potomstwa Zwodziciela. Skutki te niestety dają o sobie znać między innymi w ten sposób, że odcinają nas od obiektywnego poznawania rzeczywistości, co utrudnia wybór między dobrem a złem. Utrudnia, a czasem wręcz wprost zaciemnia, uniemożliwia. Dzieje się to choćby wówczas, gdy jesteśmy przeładowani na tyle bodźcami zewnętrznymi, że umyka nam z oczu duchowy horyzont świata wartości, którego Pierwszym Podmiotem jest Bóg.

Każdy człowiek doświadcza takiego stanu, że dopiero po jakimś czasie dochodzą do jego świadomości przyczyny określonych skutków. Im poważniejsze skutki, tym bardziej większy ciężar przedmiotowy ich przyczyn. Rodzice, którzy w trakcie rocznego przygotowania dziecka do sakramentu nie uczestniczą w liturgii, nie korzystają sami z sakramentów (oczywiście, w sytuacji, gdy mogą to czynić, nie mając obiektywnych przeszkód), budują w dziecku wątpliwości, „dysonanse poznawcze”, a jeśli jeszcze do tego dołożyć utrudnianie dziecku życia religijnego, to mamy ewidentnie do czynienia wtedy z grzechem zgorszenia. ( zob. Mt 18, 6-7)

Przykład. Jeśli rodzice dziecka mającego za przysłowiowy „moment” przystąpić do 1 spowiedzi i komunii świętej nie „wydeptają” wpierw sami ścieżek do Pana Boga, korzystając z sakramentów, uczestnicząc w liturgii, to istnieje uzasadniona obawa, że dziecko po uroczystości będzie robić dokładnie to samo: ono też nie będzie się zbliżać do Pana Boga. Albo jeszcze gorzej: wybierze się po roku, dwóch albo trzech do spowiedzi, trafi na księdza, który mało empatycznie zareaguje na „dukanie” w konfesjonale, będąc zestresowanym wyznawaniem grzechów, bo nie nabyło praktyki, ksiądz coś tam powie nerwowo, i dziecko zamknie się na spowiedź na lata albo wręcz do końca życia. Tu też ogromna nasza odpowiedzialność, duchownych, by nie dać się złemu wciągnąć w jego gierki, czyniąc ich ofiarę z dziecka, które Bogu ducha winne jest co do całej sprawy. Nie są jednak bez winy w tym przypadku rodzice, którzy nie zadbali należycie o formację religijną dziecka.

Bóg chce działać cuda Swojej Miłości w naszym życiu. Ciągle wykorzystuje każdą okoliczność, w jakiej się znajdujemy, by objawić nam ten fakt podstawowy: kocham Cię człowieku nieskończenie i nie mam żadnego problemu z tym, że ty mi odpowiesz na Moją Miłość swoją miłością, małą, niedoskonałą.

Od 21 lat spowiadam rodziców dzieci przed 1 Komunią. Niezliczoną ilość razy wzruszałem się, słysząc wyznania grzechów, czynione pokornym, pełnym skruchy głosem, który na koniec, po otrzymaniu rozgrzeszenia nabierał radości, ożywienia. To tylko potwierdza, wg mnie, że Bóg nigdy nie rezygnuje z człowieka, nie skreśla go z listy przyjaciół. Jeśli będą potrafili i chcieli doświadczać tego dorośli, a więc rodzice, to czy nie będzie zupełnie innym jakościowo świat doświadczeń ich dzieci? Bywa, że podczas niektórych spowiedzi dorosłych, nie tylko przy okazji sprawowania tego sakramentu przed 1 Komunią świętą, ale też i w innych okolicznościach, by wyjść po udzieleniu rozgrzeszenia penitentowi, objąć go i uściskać. Raz – by doświadczył namacalnie uzdrowienia z trądu grzechu, dwa – bym sam mógł dotknąć świętości Boga, Jego Miłości, Która na nic się nie ogląda. Nie ma nic większego od Niej. Choć nie zawsze zdaję sobie z tego sprawę ja, jak i bez wątpienia każdy człowiek na tym świecie. Stąd też mój wpis, w którym dzielę się z Wami, Drodzy Czytelnicy swoimi refleksjami. Zapraszam Was do tego samego, jak również proszę Was o propagowanie tego wpisu, gdzie się da.


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Szkoła duchowych twardzieli, Variae, Życie Duchowe i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Zostaw komentarz