Z pamiętnika wiejskiego proboszcza: plebańska polecanka książkowo – listopadowa

W ubiegłym roku krakowskie wydawnictwo M wydało książkę autorstwa Marty Kowalczyk, zatytułowaną bardzo przekornie, a tym samym przykuwającą uwagę: „Niech te święta nie będą magiczne”.

W publikacji autorka poddaje dogłębnemu opisowi najważniejsze święta celebrowane w Polsce. Opisy dotyczą tak świąt religijnych, chrześcijańskich: Wielkanoc, Boże Narodzenie, Wszystkich Świętych, jak i również świąt stricte świeckich: Święto Pracy, Święto Narodowe 3 maja, czy Narodowe Święto Niepodległości. Na ponad 380 stronach odnajdziemy bogactwo treści, wyjaśnień historycznych, teologicznych, odniesień ludowych oraz praktycznych w związku z występowaniem w naszej kulturze i państwowości szeregu świąt. Autorka w kilku przypadkach poszerzyła i zaktualizowała treści dotyczące świąt, które wcześniej opisała w osobnych artykułach, wydanych drukiem w periodykach naukowych.

Dziś, z racji uroczystości Wszystkich Świętych chciałbym w niniejszej notce blogowej zareklamować Czytelnikom publikację Pani Kowalczyk, streszczając to, co się w książce odnosi do świętości w polskiej tradycji ludowej.

Polska przygoda ze świętością rozpoczęła się wydarzeniem chrztu w 966 r. To wiek X, średniowiecze. Wierzenia pogańskie nie odeszły w cień historii jak „miliony” złotych polskich z momentem ogłoszenia denominacji waluty. (a i ta denominacja nie była aktem jednej chwili, był czas przejściowy). I tak oto m.in. w XIII wieku zawierano pokój między Krzyżakami a Prusami, ba! Na ziemi kaliskiej w roku 1720 można było zastać ludzi „bezbożnych, jak w Sodomie i Gomorze (…) o siwym włosie pacierza się uczących”. Proces ewangelizacji i chrystianizacji Polski trwał długo. Stare pogańskie obyczaje mocno były zakorzenione w ludności polskiej. (Oczywiście, nie tylko w niej. Nawet dziś słuchając radia natknąłem się na informacje, że czy to Francuzi, czy Włosi, czy mieszkańcy Bałkan kultywują bardziej czy mniej ale jednak do nawiązujące obyczajów pogańskich praktyki związanie z uroczystością Wszystkich Świętych: dodatkowe nakrycie na stole, łóżko zaścielone odświętnie, zapraszająco oczekujące na zdrożoną duszę, itp.)

Świętość i jej posiadacze, głoszeni w przepowiadaniu kaznodziejskim, w odbiorze ludu byli traktowani bardziej jako ci, którzy mogą coś u Boga załatwić, aniżeli jako ci, którzy doświadczywszy miłości Boga, żyli życiem cnotliwym, pełnym dobroci, ofiarności i przywiązania do Boga i Jego spraw. Kult świętych oraz maryjny, rozumiany i realizowany jako użytkowy i życzeniowy zdominował kult Boga w Trójcy Jedynego.

Ową życzeniowość i utylitarność wzmagał na szeroko skalę zakrojony kult relikwii, biorący swój początek w średniowieczu. Nierzadko legendarność czy wręcz bajkowość opisów pojawienia się relikwii tego czy innego świętego napełnia współczesnego czytelnika tych doniesień konsternacją, uśmiechem a nierzadko po prostu zażenowaniem.

Nie brakowało zabiegów typowo pogańskich, praktykowanych z pomocą bądź to relikwii, bądź to symboli religijnych. Robiono np. tak: brano płótna nasączone czy to krwią, czy potem chorego, i obwiązywano nimi drzewo krzyża. Wcześniej w ten sposób „przenoszono uroki” z ludzi na zwierzęta lub przedmioty. (Zob. Z. Kossak, rok Polski, Obyczaj i wiara, Warszawa 1958)

Relikwie bardzo często traktowane jako amulety, mające posiadać magiczne właściwości. Dodajmy, że kult relikwii zasadniczo zamyka się w fakcie, że mają one budować i umacniać w członkach Ludu Bożego wiarę w Jezusa Chrystusa. Posiadamy relikwię jako przypomnienie o życiu, świadczeniu w nim przez świętego czy błogosławionego  o przynależności do Jezusa Chrystusa, o wiernych zachowywaniu Bożej nauki w życiu tego świętego. Części jego ciała, szat czy przedmioty jego codziennego użytku to nie amulety, artefakty kultyczne.

Warto też wspomnieć, że kult związany z kultem relikwii, kult świętych tak się mocno rozwinął, że papież Pius V na soborze trydenckim (XVI wiek) ograniczył kalendarz liturgiczny do 150 wspomnień świętych.  A wszystko przez to, jak wspomniałem wczesnej: „załatwiacze” spraw u Pana przysłaniali Osobę Syna Bożego. Jednak jak to w życiu bywa, dekret mało kiedy załatwia taki czy inny problem w 100 procentach. Z polskim – i pewnie z każdym innym chrześcijaństwem było i chyba nadal jest trochę tak, jak z ułomnym posługiwaniem się językiem obcym. Dopiero myślenie w tym języku uwalnia od zacinek, lęków i wątpliwości, pozwala wejść w płynność posługiwania się nim. I proszę nie brać tego zdania za defetyzm. Patrzę na to tak: całe epoki (wiele tysięcy lat) Bóg przygotowywał ludzkość na Wcielenie Syna Bożego. Trudno wymagać, by 100 procent rozumienia Dzieła Odkupienia było od momentu udziałem 100 procent ludzi. Potrzeba czasu, potrzeba nauczycieli, praktyków – świętych, którzy ustawicznie znaczą ścieżki czasu swoimi śladami.

Nie sposób pominąć milczeniem faktu grzeszności, która nie opuszcza rodzaju ludzkiego. Przeciwnie, towarzyszy mu jako przeciwwaga dla świętości, by umożliwić człowieku wybory podejmowane w wolności, w oparciu o refleksyjność. Przede wszystkim tę wynikającą z faktu posiadania przez człowieka duszy nieśmiertelnej, z pomocą której może człowiek wartościować: to jest dobre, a to złe.

Trudno powiedzieć, co sprawiło, że ks. Florian Jaroszewicz wydał w 1767 roku dzieło: Matka Świętych Polska albo żywoty świętych, błogosławionych, wielebnych, świątobliwych, pobożnych Polaków i Polek. Wszelkiego stanu i kondycji każdego wieku od zakrzewionej w Polszcze chrześcijańskiej wiary osobliwą życia doskonałością słynących. Z różnych autorów i pism tak polskich jako i cudzoziemskich zebrane i spisane… Dla zbudowania żyjących i potomnych, dla pociechy duchownej swoich krewnych. Znaleźć tu można żywoty Mieszka 1, Bolesława Śmiałego, Zygmuntów Starego i III – ci akurat życia cnotliwego nie prowadzili. Podobnie jak obecni w dziele Stanisław i Mikołaj Potoccy. Pani Kowalczyk argumentuje, że „osobistości” opisane przez ks. Jaroszewicza zapisały się jako wyraźnie okazujący niechęć do innowierców. Tym samym dzieło to staje się bardziej manifestem politycznym, aniżeli pomocą do nabywania cnót, które w swoim czasie świadkowie wiary chrystusowej praktykowali.

Feudalizm, rozbicie dzielnicowe, wojny, podjazdy, najazdy z czasem rozbiory – nie są to rzeczywistości służące budowaniu jedności – a jest ona dość istotnym orędziem płynącym z Ewangelii. Jedność wewnątrztrynitarna jest modelowa dla jedności Ludu Bożego. Geopolityczno-historyczny brak jedności sprawiał i chyba nadal też tak się dzieje – wiele trudności w rozumieniu świętych obcowania, które proklamowane jest dzisiejszą uroczystością.

Stajemy więc dziś, jako Polacy, w dużej mierze jako zdeklarowani katolicy przed tajemnicą Boga, Który w przedziwny sposób prowadzi dzieje świata a w nim także i nasze indywidualne. Stajemy przed Panem, otwieramy uszy naszego serca na Jego głos, pragnąc usłyszeć i napełnić się tym, co On do nas rzecze: Błogosławieni ubodzy, cisi, łaknący i pragnący sprawiedliwości…

https://wydawnictwom.pl/publicystyka/7096-niech-te-swieta-nie-beda-magiczne-9788380437692.html

https://twitter.com/keram_iksmodar/status/1587071364132995075?s=20&t=aWQqR1gDKXEavCDYHB6cMg

Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualnie czytam, Dzieje, Formacja Sumienia, Lektury nie tylko duchowe, Życie Duchowe i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Z pamiętnika wiejskiego proboszcza: plebańska polecanka książkowo – listopadowa

  1. Ewa P. pisze:

    Polecam i ja.Dla jednych książka może być arcydziełem,dla innych czymś niezbyt ciekawym,ale ta książka jest dla kazdego Jest też w formie elektronicznej. Może być cennym prezentem.

    • Ks. Marek pisze:

      Dla lubiących historię w wersji absorbujacej, wnikliwie analizującej wydarzenia i konteksty bardzo polecam publikacje Pani Kowalczyk. Jej książki po prostu nie są nudne.

Zostaw komentarz