Każdemu z nas przytrafiło się spotkać z jakimś rozczarowaniem. Jak i też rozczarować kogoś. Taki nasz żywot, że ciągle stajemy się bardziej miłującymi. Bądź nie. Proza życia, rzec by można. Choć dla katolika, jak uczy nas dziś Św. Bernard z Clairveaux, żyć to znaczy kochać ze wszystkich sił, ze względu na Miłość. No, ale to tylko tak wzmiankowo w tym miejscu.
Chcę na coś innego zwrócić uwagę Czytelnika. Oczywiście, w kontekście rozczarowań, od których niniejszy wpis rozpocząłem.
Chodzi o to, że jest wielką niesprawiedliwością kierować żale pod adresem tych, cośmy się na nich zawiedli. Zwłaszcza, jeśli te zranienia były premedytowane, obliczone na zadanie bólu, cierpienia, smutku. Otóż bowiem, zawsze jest tak, że Bóg nie chce naszej szkody. (Co prawda, jak ona się trafi, to On z niej dobro dla nas wyprowadzi, ale nie czyni z nas „mięsa armatniego”. Czyni nas nowych w danej rzeczywistości. Silniejszych, mądrzejszych, bardziej dojrzałych). Daje nam Siebie w Swoim Słowie, w sakramentach, w mądrości Daru Ducha Świętego, byśmy nie wystawiali się na cios. W dzisiejszej perykopie ewangelicznej widać to na wskroś. Moralizatorów należy się wystrzegać. Zachować ich naukę, konfrontować ją ze Źródłem, ale nie wiązać się z nimi symbiotycznie. Jedynie świadkowie Źródła są warci największej ofiary.
Nie zapominajmy też o tym, że tak jak w ST faraon i jego urzędnicy to figura szatana i jego diabłów, a Egipt to piekło, tak też w NT Najwyższy Kapłan to figura szatana, a nastający na życie Jezusa, knujący spiski faryzeusze, uczeni w Piśmie to jego akolici. Tak zatem, sytuacja ewangeliczna, która dziś czyta Kościół, jest dla nas przestrogą przed zasadzkami diabelskimi. Pycha, obłuda, hipokryzja – to znakomite, wypróbowane i bardzo skuteczne narzędzia, którymi zły operuje na ludzkich duszach.
Widząc więc takie postawy u innych, trzeba konieczne wzywać łaski Bożej dla siebie, by nie dać się podejść. Punkt wyjścia jest w sumie prosty: jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Zastanawiam się jakie dobro może wypłynąć z tego,że na kimś się zawiedliśmy.Jakos wychodzi mi,że niestety żadne.
Przyznam,że również nie dostrzegam w tym dobra,chyba,że jest to lekcją,aby nie oczekiwać,nie zaprzyjaźniać się,Zawieść się to stracić zaufanie,bo ile można przebaczać,być wyrozumiałym.
No, coś w pobliżu Pani Ewo. Z pewnością „lekcja” powinna nas umocnić na przyszłość. Wiadomo, że każda relacja ma swoją wartość, każda inną,. Co do przebaczania: zawsze trzeba być do niego zdolnym.
No jak? Że np mądrzejsi będziemy o to doświadczenie.
O to bardzo przykre doświadczenie,niekiedy udowadnia nam jak cienka jest nić między dobrocią a naiwnością.
Z tym wybaczaniem ,to prawda,ale zawsze przypisuje się ofierze,iż powinna wybaczać,inaczej jest ze sprawca.Nie mam problemu z wybaczaniem,ale częstokroć boli mnie to.
To prawda Pani Ewo. Cienka jest ta granica. I chyba niewielu potrafi ją wyczuć. Ostatecznie jednak, lepiej dla nas być naiwnym, niż bez miłosierdzia. To jednak nie oznacza, że nie mamy się bronić przed atakującymi nas, właśnie bez miłosierdzia.