Każdy ma swoje osobiste Lepanto

Historia nas, Polaków, to nierzadko historia zazębiająca się z wieloma wydarzeniami w świecie. Niewiele jest chyba frontów bitewnych, ważnych dla wolności wielu narodów w świecie, na których to frontach nie biliby się Polacy. Wojna między Świętą Ligą a Osmanami a w tym wspomniana w tytule bitwa morska, zwycięska dla walczących pod sztandarami chrześcijańskimi, jest jednym z wielu przykładów powyższej tezy. Oczywiście, to subiektywne zdanie autora, ale do tego zdania, czy właściwie osobistego przekonania, doprowadza mnie spora liczba zdarzeń, w których widzę palec Boży oraz wstawiennictwo Maryi.

To, czym chce się z Wami podzielić, to kilka zdarzeń, które w połączeniu z wieloma innymi, jak wierzę, za sprawą Bożej Opatrzności, doprowadziły mnie do teraźniejszości.

Zacznę od tego, że w moim dzieciństwie sporo było zawiłości dnia codziennego, jak w wielu, tak zwanych robotniczo-chłopskich rodzinach doby schyłku lat 80 XX wieku. Bywało, że wspomniani wojownicy złego używali sobie na słabościach jakim ulegali ludzie poddawani wówczas tyranii komunizmu. Wszyscyśmy ich doświadczali, nie wszyscy i nie zawsze potrafiliśmy je identyfikować. To właśnie w takich okolicznościach brała nas nasza mama do jednego pokoju, klękaliśmy wspólnie z nią przed krzyżem i z różańcami w rękach, modliliśmy się o pokój, zgodę, jedność, o wierności Bogu i Jego Ewangelii. W takiej atmosferze przeżyłem całe dzieciństwo i młodość.

Minęło kilka ładnych lat. Wstąpiłem do Seminarium. Różaniec to była modlitwa, którą najlepiej znałem i najczęściej odmawiałem. Jeszcze bardziej w nią wrosłem przez lata studiów. Okazało się to oczywiście opatrznościowe. Źle „wszedłem” w kapłaństwo. Zrobiłem sobie trochę takie wakacje po seminaryjnej formacji, a więc przeciwnik nie musiał się specjalnie wysilać, by zinfiltrować obszary, które pozbawione były straży. Trwało to jakieś 6-7 lat. Przełomem było dołączenie do Róży Różańcowej, jednej z kilku, które powołano do istnienia na dziś już nieistniejącym forum internetowym Frondy. To był początek mego kapłańskiego nawrócenia. Zaczęły się dziać niesamowite rzeczy w moim kapłańskim życiu: skuteczna praca nas sobą, zerwanie z nałogiem nikotynowym, uporządkowanie relacji po oddaniu ich pod Boże prowadzenie, poznawanie wielu wspaniałych świadków Zmartwychwstałego Pana, pokój serca, inspiracje do pracy duszpasterskiej, i wiele innych.

Do tej pory, nieustannie odkrywam podejmującego próby ataku, przeciwnika. I nadal, cały czas, każdego dnia, towarzyszy mi Maryja w modlitwie różańcowej, której obfitych łask doświadczana dzień w dzień, dzięki Armii Rycerzy, których orężem jest różańcowa koronka, której zły boi się pewnie równie panicznie, jak święconej wody. Jestem głęboko przekonany, że gdyby nie doświadczenie modlitwy różańcowej z dzieciństwa, moja droga do Boga, do wspólnoty z Nim w Kościele Świętym byłaby bardzo wyboista, a kto wie, czy tylko taka…

Maryjo, Królowo Różańca Świętego, bądź pozdrowiona!


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Dzieje i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Zostaw komentarz