Z Pamiętnika wiejskiego proboszcza: o konieczności objawiania siebie Kościołowi

Niejeden raz, odkąd zostałem księdzem, spotykałem się z takimi sytuacjami, że ktoś przychodził czy to do zakrystii, czy do biura parafialnego i przedstawiał się jako nowy parafianin. Te sytuacje miały miejsce w różnych porach roku liturgicznego, związane były wg mnie raczej z dobrym wychowaniem i dojrzałością religijną a nie z interesownością czy wyrachowaniem.

Sam też zostałem nauczony, że jako wpierw wikariusz, potem też jako proboszcz, warto udać się do księży pracujących w dekanacie, przedstawić się im, a tym samym też i poznać ich jako swoich dekanalnych współpracowników, kolegów, czy też spowiedników bądź kierowników duchowych. Nie tylko dla siebie, ale też dla parafian, pośród których pracowałem. Tak było i jest nadal, że również w aktualnym dekanacie polecam swoim penitentom fachowców w takiej czy innej dziedzinie. Znam ich przynajmniej na tyle, że wiem komu i w czym mogą udzielić wsparcia. Wszak Bóg nam się objawia także w bliźnich i w nich przychodzi nam z pomocą na różnych polach ludzkiej aktywności.

Jako proboszcz od pierwszych dni posługi starałem się poznać z reprezentantami samorządu, urzędów gminnych, z sołtysami wiosek z terenu parafii. Fantastyczną inicjatywą od lat wykazuje się burmistrz gminy Morąg, Pan Tadeusz Sobierajski, organizując kilka razy do roku uroczystości patriotyczno-religijne wraz z dziekanem dekanatu morąskiego, którym obecnie jest ksiądz Jan Solis, proboszcz parafii Św. Józefa w Morągu. Pan burmistrz zaprasza po części religijnej, na towarzyskie spotkanie przy obiedzie, w którym to spotkaniu biorą udział samorządowcy, dowódcy garnizonu policji, straży pożarnej i wojska oraz duchowni z dekanatu morąskiego. Jest to świetna okazja by się poznać, nawiązać relacje oraz współpracę na polu służby społeczeństwu, pośród którego żyjemy. Puentując: dojrzałym ludziom zależy na tym, żeby tworzyć relacje, więzi, by dawać się poznać innym.

Nie inaczej wyobrażam sobie tą rzeczywistość objawiania siebie, dawania się poznać innym, gdy idzie o życie wiary – czy to w takim wymiarze, jak pisałem na samym początku, czy podobnym. Teoretycznie w ponad 90 procentach identyfikujemy się jako katolicy, beneficjenci Credo Kościoła, poprzez które oczekujemy życia wiecznego, którego Źródłem i Dysponentem jest Trójjedyny Bóg, Który Sam Siebie objawił przez Swego Syna, Jezusa Chrystusa. Tenże Jezus Chrystus w Ewangelii oraz w Kościele pozostawił wyraźne drogowskazy pomagające dotrzeć do celu Credo. Na chrzcie świętym a potem podczas bierzmowania wzięliśmy na siebie to jarzmo. Generalnie zawęzić je można do Dekalogu, przykazania miłości Boga i bliźniego oraz do 8 błogosławieństw. Szeroko zaś – powinnością każdego wierzącego jest zachowywać wskazania z całej Ewangelii. Oczywiście, niewykluczone, a właściwie jest pewne, że będą wątpliwości, trudności i porażki w zachowywaniu Ewangelii w życiu, ale jest też obowiązek zabiegania o dojrzałość w wierze. Tu znowu jest miejsce na pracę nad charakterem, zdolnościami, wątpliwościami, etc – we wspólnocie Kościoła bądź indywidualnie, ale pod kierownictwem autorytetu Kościoła.

Teoretycznie, jak pisałem. Bo w praktyce to już tylko w ciągu ostatnich 4 lat, niezliczoną ilość razy tłumaczyłem to co powyżej tym, którzy mieli oczekiwania, jednak nie mieli legitymacji do ich zaspokojenia, spełnienia. I ciągle ten stan trwa.

Podczas święceń kapłańskich każdy ksiądz przyrzeka Bogu i Kościołowi wobec biskupa i wiernych, że przyrzeka chronić, strzec tego wszystkiego, co jest dziedzictwem Kościoła Rzymskiego. Tu zawiera się depozyt wiary Kościoła (dogmaty) jak i również dyscyplina (prawo kanoniczne). Prosto mówiąc: Ksiądz nie może sobie modyfikować Credo ani też nie może być freestylerem w sprawowaniu Świętej Liturgii.

Dziwią mnie więc usprawiedliwienia, jakie „wystawiają” różni ludzie w Kościele katolikom, którzy przebywają na emigracji zarobkowej. Ktoś, kto wie, jak zorganizować sobie życie za granicą, by poprawić byt materialny, nie wie, czy nie pamięta o tym, jak zorganizować sobie „zaplecze” duchowe?. Jak taki człowiek chce z czystym sumieniem, jako wiarygodny świadek Zmartwychwstałego Pana, wprowadzać w życie wiary chrześniaka? Dziwi mnie to bardzo. Zwłaszcza, że będąc 4 lata temu w Niemczech, miałem okazję zobaczyć, jak funkcjonuje duszpasterstwo dla Polonii niemieckiej. Sieć punktów duszpasterskich jest tak ułożona, że aby do nich dotrzeć, potrzeba góra 60-70 km by się tam dostać. W Bad Durkhem, sporych rozmiarów świątynia była gęsto zapełniona. Spowiadałem rodaków przez 2/3 czasu mszy świętej.

Wiem, że trudno jest się wyrwać z lenistwa, beztroski. I że każdy kolejny raz jest z reguły trudniejszy. Dlatego też sam staram się standardy swego życia chrześcijańskiego i kapłańskiego podnosić i do tego samego zachęcam i motywuję innych, dając im uczciwą szansę na wykazanie, że im zależy na zbawieniu własnym i tych, którym chcą patronować jako chrzestni.


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Dzieje i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na Z Pamiętnika wiejskiego proboszcza: o konieczności objawiania siebie Kościołowi

  1. E.P. pisze:

    „Jak taki człowiek chce z czystym sumieniem, jako wiarygodny świadek Zmartwychwstałego Pana, wprowadzać w życie wiary chrześniaka? Dziwi mnie to bardzo.”
    Zdaję sobie sprawę ,że dziwi Księdza, ale coraz trudniej o chrzestnych praktykujących. I co wobec tego mają zrobić rodzice? Nie ochrzcić dziecka? To niestety prawda Ksiądz nie ochrzci w tej parafii ,to znajdzie się inny w innej parafii i ochrzci. Brak jedności i w kościele.
    „Legitymację” może i większość ma, ale czy korzysta z tego nazwijmy przywileju.

    • Ks. Marek pisze:

      Pani Ewo, po pierwsze, dziękuje Pani za gorliwe dopingowanie mnie do prowadzenia bloga poprzez pierwszeństwo w komentowaniu tychże wpisów. To dla mnie wielka radość ale i zobowiązanie. Dziękuje!
      Co do meritum: spójrzmy na to tak. Leczy się Pani, jak wiemy oboje. I znajduje Pani fachowców i jest radość i efekt w wiadomej postaci. Jeśli sfera medycyny tak się kształtuje i tak do niej podchodzimy, to czemu nie podchodzić tak do spraw sumienia, duszy, wiary?
      Co do legitymacji, obawiam się, że nie, nie ma. Może wyrobili ją, ale nie odebrali.

  2. E.P. pisze:

    Przy tak szybkim postępie laicyzacji problem ten będzie narastał, a może należałoby jednak złagodzić rygory? Problem ze znalezieniem chrzestnych opóźnia chrzest dziecka. Spotkałam się z tym,że rodzice już na fb poszukują chrzestnych.

    • Ks. Marek pisze:

      Mnie się wydaje, że my z tym biadoleniem to popełniamy błąd polegania na stereotypach. Oczywiście, nie jest za różowo – globalnie. Ale nie chodzi o globalność lecz o autentyczność postaw, świadomości wiary.

  3. madzia pisze:

    Jakoś tak czytając Księdza wpis nie byłam sobie wstanie wyobrazić sytuacji w której zmieniam parafię i idę przedstawić się mojemu Proboszczowi.Z tego co pamiętam 14 lat temu też nie byłam przedstawić się przepraszam za stwierdzenie,ale to tak trochę jak by łapanie punków u swojego Proboszcza na dzień dobry i nie tylko to.Jeśli zaś idzie o rodziców chrzestnych to tak sama mam chrześniaka już dorosłego zostałam matką chrzestną zaraz po bierzmowaniu z racji tak zwanego szybkiego chrztu przed komunią.I nie powiem w tamtym czasie się za kogoś wierzącego z kwestii czasu uważam,że mojemu chrześniakowi nie robiło i nie robi różnicy czy ma chrzestną wierzącą czy nie.Po za tym z tego co wiem całkiem nie dawno został Ojcem chrzestnym bez bierzmowania i z tego co wiem nawet bez zapytania o to czy takowe ma.Więc myślę,że skoro mamy takie przyzwolenia to po co się starać?.

Zostaw komentarz