Mając jeszcze w pamięci dzisiejszą homilię oraz zachęcony motywacją Twitterowych Znajomych :
https://twitter.com/keram_iksmodar/status/1274632604420014081
postanowiłem podzielić się także tu, w przestrzeni mediów społecznościowych, wirtualnych, okruchem swego życia. Okruchem, który jak wierzę, dziś jest dość pokaźnych rozmiarów bochnem chleba, zaopatrującym mnie w to „coś”, co dodatkowo, poza łaskami sakramentalnymi, dodaje mi energii albo raczej odwagi, by mierzyć się z różnej wagi wyzwaniami kapłańskiego posługiwania. Dodatkowo, historia, którą przywołał w twitterowym wątku Bartek Parys SVD:
https://twitter.com/barteksvd/status/1274707883532398594?s=20
ośmiela mnie do opisania mego przypadku, który, gdy się wydarzył, nie powiem, żeby mnie nie obszedł. Kto wie, co Pan ma dla mnie przygotowane… Sądząc nie tylko po tym, co poniżej opisane, to nie będę narzekał w życiu na brak wrażeń. I wrażenia te, to nie jakaś sztuka dla sztuki, ale produkt konkretnych działań, które służą tym, do służby którym zostałem posłany.
To było 23 lata, krótko po wstąpieniu do seminarium. Miesiąc, może dwa. Sobota. Przeglądając gazetę z programem TV zauważyłem, że tego dnia w Kinie Nocnym miał być film – nie pamiętam już dziś, jaki, ale wtedy mi znany,. Jeszcze sprzed seminarium. Zareklamowałem go kolegom. Decyzja – oglądamy! Cichcem poszliśmy na 3 piętro, do tzw pokoju profesorskiego, gdzie był stary, lampowy telewizor. Rozsiedliśmy się na kanapie, zrobiliśmy herbatkę, a nawet żeśmy papierosy sobie zapalili, i czekamy, aż telewizor się rozgrzeje, by zacząć seans. W tak zwanym międzyczasie mówię do kolegów: a co byście zrobili, gdyby tak teraz wszedł tu wicerektor? Koledzy rzucili do mnie: cicho bądź, nie marudź, jest głęboka noc, nikt już nie będzie chodził, sprawdzał…. Ledwo ostatnie słowo wyszło z ust któregoś z kolegów, usłyszeliśmy skrzypienie drzwi, cyk! Zapaliło się światło, a w drzwiach stanął wicerektor. Wygonił nas do naszych pokoi, a rano kazał stawić się na dywanik. Ciężko było zasnąć. Wszyscy myśleliśmy jednakowo – wywalą nas.
Jednak rankiem niedzielnym otrzymaliśmy mega burę – pomogła nam się określić, czy my niesforne dzieci jesteśmy, którym potrzeba specjalnej troski, czy młodymi mężczyznami, którzy już w jakimś stopniu mają zarysowane ramy odpowiedzialności, posłuszeństwa. Przyznam, że wolałbym w tamtym czasie za karę rozładować wagon węgla, niż słuchać bury od ks. Wojciecha. Jak się później okazało, jednego z lepszych profesorów a także mego kaznodziei prymicyjnego.
Jest coś takiego, o czym mówimy, my, duchowni: łaska stanu. Jest to coś, co bym określił jako taka „iskrę”, wyczucie, 6 zmysł. Polega to na tym, że człowiek znajduje się w odpowiednim miejscu o właściwej porze, albo wypowie słowa odpowiednie, albo je usłyszy, i wskutek tego doświadczy szczególnej bliskości Boga, czy też innym go przybliży. Nie tylko jako ksiądz. Każdy ma swoja łaskę stanu, „pakiet usług dodatkowych” wszczepiony przez Trójcę Świętą, by nie być zagubionym, bezsilnym, czy bezradnym. Łaska stanu jest dana każdemu, ale nie każdy z niej robi użytek. Bez wątpienia, pozytywnym przykładem współpracy z Bogiem przy wykorzystaniu łaski stanu jest prorok Jeremiasz i inni prorocy, czy też Apostołowie. Negatywnym zaś przykładem są zaś np. Saul czy Judasz.
To co opisałem to pewien fakt z mego życia. To, co odczytałem w tym wydarzeniu było tym, co Jezus powiedział na ucho, dlatego mówię Wam o tym „z dachu” gmachu, jakim jest sieć www. Nie mogę nie mówić o tym, czego doświadczyłem, jak mocno wierzę, od Boga, Który nie chce śmierci grzesznika, lecz by się szczerze nawrócił i miał życie. Dzielę się z Wami historiami z mego życia, bo także mocno wierzę, że wiara rodzi się ze słuchania/czytania. I chcę dla Was tego co sam otrzymałem, a nie będę nic a nic zazdrosny, jeśli otrzymacie dużo więcej niż ja!
Na koniec apel o pomoc. Mój współbrat w kapłaństwie, posługujący na misjach w Peru, w związku z pandemią COVID19 jest w finansowym dołku. Jeśli ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy ma możliwość wsparcia Maćka, jego parafii, to proszę o skorzystanie z tego linku https://paypal.me/pools/c/8qbmjzQ2Ha
Zobaczcie moi Drodzy, że nieraz potrafimy się gniewnie boczyć, że mają gigantyczne nieraz zaplecze finansowe i szerokie wsparcie różne inicjatywy przeciwne, wojujące z chrześcijanami, Kościołem a nade wszystko z Bogiem. To boczenie się i gniew wypłukują z nas energię, pomysłowość. Sprawiają, że marnujemy talenty, także łaskę stanu. Natomiast, odnajdując więzy duchowej krwi między sobą, między ludźmi, którzy kochają Boga, Kościół i drugiego człowieka, ze względu na miłość do Boga, możemy wspólnymi siłami fantastyczne rzeczy współdziałać, realizując w ten sposób proroctwo samego Jezusa, że On nie ma nic naprzeciw temu, byśmy większe rzeczy czynili niż te, które zostały opisane w Ewangelii.
Gorąco zachęcam do wsparcia finansowego Macieja i jego misyjnej parafii. Radosnego dawcę miłuje Bóg!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Uff dobrze, że nie wyrzucili Księdza, jednak jak się teraz okazało, to Pan Bóg wiedział co robi.
Ze zdziwieniem,ba może nawet z podziwem przeczytałam podzielenie się Księdza osobistym doświadczeniem.To co się Księdzu przytrafiło to jeszcze nic,najważniejsze co z tym Ksiądz zrobił, to wytłumaczył jako słuszne działanie Boga.(a to też chyba jakaś lekcja dla czytelnika) Rozmawiając,czytając tego typu opisy,osobiste dzielenie się, wzbudza we mnie zaufanie do danej osoby,w tym przypadku również zrozumienia,że różne są doświadczenia.Ze zwierzeniami osobistymi osób duchownych raczej rzadko można spotkać się.
No niestety sama wiedza nie wystarcza ,każde doświadczenie, choć czasem jest bardzo drogą szkołą, pozwala by zrozumieć siebie,drugiego człowieka.
Nauczyciel ,żeby zrozumieć z czym boryka się uczeń,to sam powinien mieć trudne dziecko.