Rozmawiałem dziś z Panem Romanem, który użytkuje parafialną łąkę. Mówi mi, że nie ma jak sianokosów ogarnąć. Co z tego, że skoszone, jak nie schnie, bo co i rusz popada. Mówi, że deszcz będzie lada moment. Patrzę na pogodę w smartfonie, widzę – upały i burze. Pan Roman mówi – widzi sam proboszcz, lipa jest. Na to odpowiadam, że burze będą po południu. A Pan Roman kontruje – no ale siano zbiera się po południu. Tym razem ja ripostuje: Panie Romanie, przemija postać tego świata. Trzeba zmienić przyzwyczajenia, by nie weszło w krew narzekanie, lecz by była radość. Wszak Pan Bóg daje nam obietnice, że nasz płacz i lament przemieni w wesele. I rzeczywiście, czyni to nieustannie. Ale potrzebuje mieć w nas współpracowników. I – jak uczy Św. Bazyli Wielki, trzeba nam nieustannie myślą wracać do Stwórcy, do pamięci o tym, że mamy pełnić jego wolę. Używa świetnego porównania. Kowala, który wykuwa topór. Potrzebuje on mieć w myśli cały czas zamawiającego, to jak on wygląda, jakie oczekiwania zostawił, by w ten sposób obaj byli zadowoleni. Kowal z zarobku, zamawiający z topora. My to ów kowal, toporem jest nasze działanie, współpraca z Bożą wolą, Zamawiającym jest sam Pan.
Jakiś czas temu rzucił mi propozycję Pan Tomasz Teluk , bym napisał parę zdań nt tego, jak wg mnie będzie wyglądał Kościół po pandemii. Dziś, w czasie spotkania z Panem Romanem, ale też i parę dni wcześniej mocno powracała ta właśnie myśl: trzeba zmienić przyzwyczajenia. Także te duszpasterskie. Zgruzowanie Kościoła jest nieuniknione. Nie ma co się łudzić. Mam przekonanie, graniczące z pewnością, iż stanie się tak, jak pisał swego czasu obecny emerytowany Biskup Rzymu, Benedykt XVI: przetrwa Kościół mały, kameralny, znający smak męczeństwa, ucisku, ale też żyjący zapewnieniem Pana Jezusa: Nie bójcie się!, Jam zwyciężył świat!
Dlatego też trzeba wykonać ruch uprzedzający, by zręby takich wspólnot zapoczątkować. Ktoś powie, że to żadna nowość. Sobór watykański II już dawno to odkrył. Tak, to prawda, ale to odkrycie jeszcze zbyt mocno jest możnością, a nie aktem. To raz. Dwa – potrzeba pracować indywidualnie z człowiekiem. Ewangelia jednoznacznie nam to sugeruje. Jezus wychodzi do ludzi, owszem – ale spotyka się z człowiekiem. Stwarza niejako tło, warunki brzegowe do tego, by wejść w dialog z osobą. Będąc proboszczem w małej społeczności mam komfort dotarcia do każdego indywidualnie. Co też czynię. Przez cały rok, nie tylko na kolędzie. Odwiedzam wielu parafian, dużo rozmawiamy. To wiele daje obu stronom dialogu. To jest błogosławione dla parafii.
W miastach, wydaje mi się – piszę jako były wikariusz z 13 letnim stażem – wkładamy zbyt wiele pary w gwizdek. To, z czym mamy do czynienia od kilkudziesięciu lat zdaje się to potwierdzać. Setki aktywności podejmujemy, a efekty przytłaczające. Żeśmy się za mocno przyzwyczaili do „bonusa” albo „trojana” pod tytułem „Kościół oblegana twierdza”. To jest błąd w punkcie wyjścia. Jezus nigdzie nie oczekuje od nas bronienia Go. Oczekuje wiary i postaw z niej biorących początek. Sam pokazuje, jak należy wychodzić do wrogów: jeśli źle mówię, wykaż mój błąd. Jeśli dobrze – dlaczego mnie bijesz? Kiedy indziej milczy, albo chyłkiem wymyka się prześladowcom. Mówi – bądźcie czyści jak gołębie, ale sprytni jak węże.
Wydaje mi się, że po prostu zbyt mała zawartość Pana Jezusa jest w misji Kościoła doby XXI wieku. Wypiera Go rutyna, feudalizm kościelny, duch tego świata – w znaczeniu janowym.
I żeby nie było – mówię za siebie. Wiem ile robię i co, i widzę, że nie wszystko jest jak powinno być, i że jest sporo więcej tego, co mógłbym zrobić. Chcę. Ale to Jezus Chrystus jest Szefem, i to Jego Chcenie z moim muszą się spotkać, by wybrzmiały jako konkretne działania.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.