W niedzielę Dobrego Pasterza pisałem w mediach społecznościowych między innymi tak:
Obiecałem też twitterowym znajomym podzielić się nieco kulisami historii mego powołania do kapłaństwa. Oto jedna z odsłon.
Kiedy chodziłem do podstawówki, to miałem problem z przyznawaniem się do ocen niedostatecznych. Zauważyłem pewną prawidłowość. Do momentu ujawnienia dwój (wtedy jeszcze to była najgorsza ocena) chodziłem nerwowy, szybko się złościłem, niezbyt przyjaźnie nastawiony do bliźniego. Po ujawnieniu następował reset. Do czasu, kiedy znów zaczynało się kombinatorstwo.
Mimo wielu takich sytuacji i zmagania się z nimi, mimo tłumaczeń, próśb i gróźb rodziców, nauczycieli, sporo jeszcze czasu upłynęło, nim zrozumiałem, że tak bardzo ważne jest, by mieć pokój w sercu, by ten pokój „rządził, rozporządzał sercem moim”. Kto wie, czy nie dlatego właśnie Pan dał mi łaskę powołania do kapłaństwa, żeby mnie wyciągnąć z bagna łgarstwa i tego wszystkiego, co ono generuje.
Wczoraj w Ewangelii czytaliśmy:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka.
Uczniowie znali Jezusa. Byli blisko niego. Wiedzieli, jaką drogę przebył. Widzieli, że nie była to droga lekka, łatwa i przyjemna. Oni sami Jezusowi dostarczali sporo „osłabienia”, nie wspominając o tym wszystkim, co się wypełniło szczególnie w Triduum Paschalnym. Kiedy więc Zmartwychwstały Pan staje pośród nich z takim orędziem, jak to, zwiastujące i wyposażającego ich w Jego pokój, to oni wiedzieli, że to nie jakieś slogany, puste gesty i słowa. Zwłaszcza, że Jezus jako Bóg ma słowo sprawcze: mówi, i dzieje się. Ogłasza pokój i wlewa go w ich serca. Zobaczcie, że żaden z apostołów się nie tłumaczy Jezusowi, ani sam Jezus nie stawia ich do raportu. Już ten sam fakt mnie wystarcza, by zrozumieć, przynajmniej jakiś jeden aspekt, skutek pokoju, który ogłasza i podarowuje mi Jezus Chrystus.
Ten Boży pokój to także jedno z kryterium duchowego rozeznawania. Jeśli po jakimś uczynku, zwłaszcza trudnym, wymagającym; podczas którego być może pojawiła się niechęć do realizacji, piętrzyły się inne przeszkody – wreszcie go ukończyłem, i wtedy pojawił się pokój, ukojenie w sercu, to mogę mieć przekonanie, graniczące z pewnością, w pewnym momencie samą pewność, że dobre było to, co uczyniłem, że wypełniłem wole Boga.
Dziś, po przeżyciu niemal 42 lat na tym świecie, wiem, że gdybym prędzej nauczył się stać na straży prawdy, to wiele spraw potoczyłoby się zupełnie inaczej. Do wielu wniosków doszedłbym o wiele prędzej. Jednak wiem też, że Naród Wybrany mógł dojść do ziemi Kanaan w ciągu kilkunastu dni, a szedł kilkadziesiąt lat. Dokładnie tyle, ile trzeba było, ile było konieczne. Wiem i ja, że moja droga trwała dokładnie tyle, ile trzeba, i że Autorem tej drogi Jest Ten, Który Jest Drogą.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.