Bez zbędnych wstępów, jedna myśl, jaką chcę się z Wami podzielić, w kontekście Słowa Bożego przewidzianego na jutro, na Niedziele Męki Pańskiej, czyli Palmową.
Chodzi o 1 czytanie:
Nie Zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i wiem, że nie doznam wstydu. Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie. Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. (Iz 50, 4-7)
Prorok, który doświadczał prześladowań od swoich współbraci, mimo swej ciężkiej sytuacji, oznajmia swą gotowość do pełnienia posłannictwa w imieniu Boga. To posłannictwo miłosierdzia, miłości, dobra, sprawiedliwości wg Bożego zamysłu. Polega on w dość mocnym wektorze, na ciągłym szukaniu drogi dotarcia do człowieka z łaską nawrócenie, by ów człowiek miał życie w obfitości. By odstąpił od wyimaginowanego życia, pełnego pozorów, wątpliwości, lęków i innych wymówek usprawiedliwiających go w grzechu.
– Nieść słowo krzepiące drugiemu, nawet, kiedy ten prześladuje, rani i krzywdzi. Zobaczmy, że Jezus NIGDY nie przeklina swych oponentów. Kieruje ku nim ciężkie słowa, ale ciągle daje przestrzeń pod skorzystanie z daru wolności i odstąpienia od zła.
Nasze życie w większości przypadków, myślę że nie jest w takim napięciu relacyjnym, jak życie Pana Jezusa, na które nastają synowie ciemności. Tak, tak, nie bójmy się tego powiedzieć głośno, że nowotestamentalny arcykapłan jest następcą starotestamentalnego faraona, a obaj razem wzięci uosabiają działanie Księcia Ciemności.
To dla nas, duchownych przestroga, byśmy nie dali się wciągnąć w kołowrót, w diabelski młyn błędu, pychy, przewrotności, mniemanologii stosowanej, które razem wzięte, sprawiają, iż tym samym dajemy spętanemu diabłu powód do większego, bardziej hałaśliwego wierzgania się pod krzyżem Chrystusa. Wierzcie mi, że mam głęboka świadomość tego, o czym tu piszę. Sam do siebie wpierw niniejszy wpis kieruję…
Teraz kilka słów do Ludu Bożego. Do moich Drogich Parafian przede wszystkim, ale do też i do wszystkich Was, wiernych, bądź spontanicznych Czytelników bloga.
W ostatnim czasie dużo strachu wokół nas się pojawia. Ludzka, zwyczajna, zdrowa reakcja na to, co się dzieje od bez mała miesiąca. Dorośli trudno sobie z nią nierzadko radzą, a co dopiero dzieci. Co kilka dni czytam w mediach społecznościowych świadectwa rodziców, na temat tego, jaki wręcz tytaniczny wysiłek podejmują, by pomóc swoim dzieciom poukładać sobie w sercach i duszach emocje, uczucia i patrzenie na świat. Bywa całkiem często, że ten ogromny wysiłek rujnują, zupełnie nieświadomie, służby, które nawołują do przestrzegania obostrzeń mających wspierać walkę z wygaszeniem epidemii. Pojawiają się w komunikatach groźby, odnoszące się wprost do śmierci, kolokwializmy, wywołujące poczucie paniki, a i sam ton tych komunikatów jest często bezduszny, bezosobowy. Może warto by było, by służby były wspierane przez speców od komunikacji? Ale nie to jest najważniejsze, co chciałem napisać.
Chodzi o to, by przyjść z pomocą strudzonemu (dziecku, współmałżonkowi, sąsiadowi, etc) i dać mu słowo krzepiące. Oczywiście, nie chodzi o prawienie komuś truizmów, czy mędrkowanie. Chodzi o słowo z mocą, słowo, za którym idzie konkret.
Nic tak nie daje zbudowania, utwierdzenia w wartości, jak świadectwo. Nasi najbliżsi znają nas najlepiej. Także, gdy idzie o sprawy, które nie są naszą chlubą, a raczej krzyżem, udręczeniem dla nas i dla bliskich też nierzadko. Nikotynizm, wulgaryzmy, oschłość, wymagania ponad miarę, niedotrzymywanie słowa. Obecna sytuacja to dobry czas, by jako Dziecko Boże poczuć się nieco jak Izajasz właśnie, i znaleźć w sobie łaskę, którą Pan daje każdemu, by pełnić Jego wolę, by dawać to krzepiące słowo strudzonemu. Oczywiście wpierw usłyszawszy uchem wiary to, co Pan chce bym wypełnił jako prorok wobec współziomków. To wymaga wysiłku wiary, walki duchowej.
Kiedy więc stajemy w obliczu tego, że po raz kolejny ktoś burzy to, cośmy jako wartość zbudowali, warto i wręcz trzeba – rozmawiać z bliskimi i przyjaciółmi, tymi strudzonymi, o naszych zmaganiach z tym moim konkretnym problemem. Nie bać się ich prosić o wsparcie w tej pracy nad sobą, dawać im pole krytykę – jak Izajasz nadstawiał swego grzbietu pod razy.
Także Wy, którzy tymi strudzonymi bywacie, albo prześladujecie innych, szarpiecie im brodę, a czytacie ten tekst, miejcie świadomość, że trzeba wychodzić poza swój świat i wchodzić w relację z innymi. Także przez komunikację. Wspierając, dając znak aprobaty dla wysiłków współczesnych Izajaszy, czy też – jako prześladowcy – daj Boże nieświadomi swej roli – komunikując swe oczekiwania wobec tych, którzy Wam jakoś zawinili.
Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć na krzyżu. Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i dal Mu imię, które jest ponad wszelkie imię. (Flp 2, 8-9)
Wystarczy że ON poniósł śmierć, jakże okrutnie cierpiąc. Po cóż wysyłać Go na krzyż po raz kolejny, krzyżując Go w bliźnich?
Pomyślisz nad tym? Zapraszam Cię do tego!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.