Od paru dni świat spowolnił. Koronawirus to słowo, które dominuje w przekazach dnia, od informacji, przez felietony, na memach skończywszy. Ot, taki znak czasu.
Patrzę na to, czego doświadczam jako ksiądz, proboszcz w małej, wiejskiej parafii, gdzie mieszka kilkaset osób. Mam swoje refleksje, sądy, frustracje – a jakże! – ale nie będę się nimi póki co dzielił z Tobą, Czytelniku. Chcę się bardziej skupić na narracji oraz na wglądzie w siebie, szczególnie chyba właśnie na tym drugim.
Zapewne będzie to pewien cykl wpisów, i postaram się, by nie zanudzać Cię nimi, Czytelniku. Sam bronię własnego przekonania, że teksty im dłuższe, tym mniej prawdziwe, czy opisujące rzeczywistość. Długie gadanie/pisanie, to zanudzanie. Im mniej cudzych słów, tym więcej miejsca pod samodzielne myślenie, odkrywanie przestrzeni pod kreślenie własnych odniesień.
Wszystko zaczęło się w zasadzie od czwartku, 12 marca, czyli od rekolekcji wielkopostnych w parafii. Rekolekcjonista skupił się w nich na zagadnieniu ołtarzy w życiu chrześcijanina. Na ołtarzu Eucharystii, życia rodzinnego/wspólnotowego i ołtarzu łoża małżeńskiego – przy czym trzeba powiedzieć jasno, że nie chodzi tu o seks. Przez kolejne 3 dni głosił słowo o kolejnych ołtarzach. W tym samym czasie rozwijała się historia ze stanem epidemiologicznym w Polsce. Przychodziło bardzo mało ludzi. Komunikaty rządowe, jak i też ze strony hierarchii kościelnej zachęcały do rezygnowania z udziału w dużych zgromadzeniach, ponad 50 osobowych. Podczas 3 dni rekolekcji frekwencja była taka, jak podczas 1 dnia w zwyczajnym czasie. Potem była niedziela, podczas której na 3 mszach było łącznie maksymalnie 50 osób. Na jednej z mszy zapytałem, czy pamiętają moi parafianie taką frekwencję z jakiejkolwiek innej niedzieli w swoim życiu. Zaprzeczyli. A było bodaj z 11 osób.
Takie były okoliczności rekolekcji, takie było tło, które mi zostało dane także jako temat pod duchowe rozważenie. Takie rekolekcje w rekolekcjach.
Widzę już ich owoce. W odpowiedzi na apel przewodniczącego KEP, udaję się na 20.30 na naszą parafialną Górę Tabor, by modlić się na Różańcu w intencjach związanych z epidemią, by towarzyszyć w ten sposób ludziom, których ona bezpośrednio dotyka, czyli tak naprawdę, za nas wszystkich.
Rozmawiamy z kolegami. Jednym z często pojawiających się w rozmowie pytań, jest to: dokąd to wszystko nas doprowadzi? Patrzymy, wyglądając celu. Coś nam chyba umyka. Jezus mówi o Sobie, że On Jest Drogą i prawda i Życiem. Poza tym, wszystko jest Przez Niego, dla Niego i z Nim. Teraz, i w naszym „Tu” jest czas i sposobność, by sobie to wszystko na nowo poukładać, poodkrywać. Odmieniamy przez przypadki nazwę epidemii, zamiast wzywać Pana… I nie, nie żeby „zaklinać” rzeczywistość, zakrzyczeć ją imieniem Jezus. Lecz by znać rzeczy miarę, tę najistotniejszą: być człowiekiem miłosierdzia, szukającymi upodobania u Boga, a nie gdziekolwiek indziej.
Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko Ci oddam!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Mamy sytuację taką, jaką mamy…….Ale nie dajmy się zwariować
Hmmm dobre nie dajmy się zwariować:-(.
Nie jest to łatwe, ba! Może wydawać się, że jakby sarkastyczne. Jednak czymś absurdalnym wg mnie, byłoby oddanie się tak zwanemu jojczeniu. Stoimy wszyscy wobec wyzwania i w jego obliczu ma szansę objawić się w nas to wszystko, co żesmy wypracowali jako ludzie, posiadacze rozumu, wolnej woli i duszy nieśmiertelnej.
Wie Ksiądz przy najszczerszej sympatii dla Księdza zastanawiam się czy np.za miesiąc też tak będziemy pisać „nie dajmy się zwariować.”
Tylko dziś jet nasze. Nie możemy nic zmajstrować już przy wczoraj, ani tym bardziej przy jutro. 🙂
A to mi się spodobało plus dla Ksiedza☺.
Zgadza się! Przyzna jednak Pani, że to nie jest łatwa sztuka, prawda?
W dobie internetu,telewizji i roznych innych zródeł przekazu tak przyznam Księdzu racje nie jest to łatwa sztuka.
Prawda. Nie będę ” jojczyć” tematu. Napiszę krotko. Świat, życie pędziło szybko, nie mieliśmy na nic czasu, zawsze było coś innego, coś ważniejszego i nagle…… wszystko stanęło. Można się teraz zastanowić nad zyciem, nad jego przemijaniem. Pewnie każdy ogląda teraz transmisje mszy w tv. Moja znajoma, która nie chodzi do kościoła- poszła i to nawet do spowiedzi przystąpiła. Nigdy bowiem Nie miała czasu , bo praca, dzieci, a niedziela to dzień odpoczynku. A może to bez przyczyny wystąpiła epidemia w Wielki Post? Mamy teraz czas dla dzieci, dla najbliższych. Myślę, że niejedna osoba zrobiła sobie „solidny”rachunek sumienia. Wszystko co bylo ważne zeszło na drugi plan.
Wszystko się dzieje po coś – wychodzę z takiego założenia. Daleki jestem od zaglądania w gary Panu Bogu, ale wierzę, że On to wszystko ogarnia, jak Dyrygent. A co do Pani spostrzeżeń, Pani Iwono – ładnie Pani napisała – wszystko co było ważne, zeszło na drugi plan. Czyli sie priorytety zweryfikowały, a już na pewno się weryfikują. Także i u mnie.
Nie dla wszystkich świat stanął w miejscu a co najmiej mam takie wrażenie.Przez dwa dni obserwowałam swoją wioske i wniosek nasunął mi się tylko jeden tu ludzie żyją jak by inaczej jak by nic sie nie działo.
Tylko tak się zastanawiam czy to dobrze czy nie.Jednak może to był znak do opamietania się dla wszystkich tylko czy potrzebowaliśmy epidemi abysmy musieli sie zatrzymać zrobic solidny rachunek sumienia.
Zobaczy Pani na łotrów, ukrzyżowanych wraz z Jezusem. Trzeba było wyroku śmierci, by jeden z nich wyznał wiarę i otrzymał nagrodę wieczną.
Jak rzecze Pismo: niezbadane są wyroki Boskie!