Celibat. Kolejna odsłona tematu 1

Jakieś siedem lat temu coś niecoś pisałem o celibacie już. Jako, iż niedawno widziałem w mediach społecznościowych jakieś wzmianki w temacie dyskusji nad celibatem, który w rzeczywistości religii katolickiej wiąże się z etosem życia duchownych oraz osób konsekrowanych, postanowiłem podzielić się z Wami kilkoma refleksjami nad przezywaniem celibatu. Czynię to, oczywista, jako praktyk.

Nie omieszkam wspomnieć, iż irytuje mnie, kiedy świeccy, nie-celibatariusze, próbują mi Zycie ustawiać, albo uzasadniać, że celibat to zło. Bardzo Was proszę, skupcie się Kochani świeccy, nie żyjący w celibacie, na powiększaniu dobra waszych relacji małżeńskich, aniżeli na szukaniu zła w bezżenności. Nie przekonacie mnie do swoich racji, bo sam Boski Mistrz mówi jak jest, wspominając o „bezżennych dla Królestwa Bożego”. Przy okazji wspomnę na Ewangelię z dzisiejszej niedzieli, na perykopę, w której Jezus gości w domu Łazarza, i w którym to domu Marta uwija się jak w ukropie, by zrobić gościnę, a Maria słucha Jezusa, jest przy Nim. Pan pokazuje nam jasno metodę na życie dające satysfakcję i spełnienie: być blisko Boga, na miarę właściwości swego powołania. A wtedy wszystko będzie jak trzeba. Będzie nabierać właściwej dynamiki oraz optyki. Bo, ale to tak tylko bokotematycznie.

Celibat. „Mój celibat jest historią mojej miłości” – te słowa, które usłyszałem w czasie Pielgrzymki Zaufania w 2004 roku, jakoś wracają z większą lub mniejszą częstotliwością. Usłyszałem je od ks. Mariusza Jagielskiego. Ciekawe, może trafi na tę notkę? Daj Panie Boże! Te 15 lat temu słowa te dla mnie były zarówno wielkie jak i …. Nijakie. Trzeba było trochę pożyć, by odkryć przynamniej trochę z treści, jakie w sobie niosą.

Dziś tylko jedna myśl.

„Nie jest dobrze, by mężczyzna był sam” – pamiętamy te słowa z ks. Rodzaju. No i oczywiście, myśli wielu i języki zarazem też, biegną do argumentów, które skupiają się na małżeństwie i rodzinie. Oczywiście, jest to zasadne, ale nie jedynie słuszne. Bo na przestrzeni ST mamy różne „podejścia” co do rozumienia małżeństwa. Nawet wspominany w dzisiejszej Liturgii Słowa Abraham, miał zgoła inne rozumienie swe wspólnoty z Sarą. Chodzi o to, że Bóg prowadzi historię Narodu Wybranego a tym samym historię każdego człowieka. czyni to po dziś dzień. I kiedy w Jezusie Chrystusie, podnosi do godności sakramentu małżeństwo, ale też i kapłaństwo, to nadal interweniuje w historię powołanych. Nadal ją pilotuje, że niech mi będzie wolno się tak wyrazić.

Wybrałem drogę służby na wyłączność Bogu. W ten wybór wpisuje się celibat, czyli bezżenność i w związku z tym, wstrzemięźliwość seksualna. Są to konsekwencje wyboru u początków wyboru jego, jako sposób życia. To tak jak z jazdą autem i operowaniem biegami. Wrzuciwszy pierwszy bieg, nie da się poznać możliwości auta, nie operując lewarkiem skrzyni biegów. Oczywiście, jechać się da ale z czasem spali się sprzęgło, będą trąbić za tobą, i w ogóle, będzie słabo.  Krótko mówiąc – odkrywam celibat jako dar Boży, ciągle będąc zaskakiwany przez najwyższego. Czasem zaskoczenie polega na rozczarowaniu, które niekiedy trwa bardzo długo, aż wreszcie nadejdzie właściwe rozumienie – właściwe obroty, by wrzucić kolejny bieg.

Dwa przykłady zaskoczeń.

Pozytywne. Żyjąc bezżennie doświadczam ciepła rodziny moich parafian, przyjaciół, znajomych. Doświadczam ojcostwa duchowego, jestem wyczulony na zalety oraz patologie ojcostwa. A co za tym idzie, praca formatora ojców, np. w konfesjonale, czy na katechezie mam „materiał studyjny”.

Negatywne. Nie ma czasem do kogo ust otworzyć, wisi nade mną widmo dnia przeżytego o „suchym wikcie”, a prawdziwą masakrą jest dla mnie ogarnianie napraw np. odzieży, czy takich spraw, jak obszycie sutanny nową taśmą, czy nowymi guzikami. I wiele innych, bardziej złożonych kwestii, które niech mi i ewentualnie domyślnym, będą tylko znane.

Jednak okazuje się, że z głodu nie umieram, brudem nie zarastam, a i odzienie tez jakoś nie straszy widokiem. I nie jest tak, że ktoś to za mnie/dla mnie robi. Wiele nauczyłem się robić sam. Wiele też dobra doświadczam od Parafian, Przyjaciół. Bywały sytuacje, że – jak to się mówi – z nieba ktoś spadał z gorącym rosołkiem, kiedy przeziębieniowe drgawki mnie dopadały, a rozbicie gorączką demotywowało do przygotowania choćby prostego obiadu. Bóg nie chce śmierci grzesznika lecz chce, by się nawrócił i miał życie. I miał je w obfitości!

Owa „negatywność” jest tymczasowa. Pan lament przemienia w radość!

To tyle. Rad będę móc czytać Wasze komentarze. Powiedzcie, jakie Wy widzicie błogosławieństwo w celibacie duchownych i osób życia konsekrowanego?


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Dzieje, Variae, Życie Duchowe i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na Celibat. Kolejna odsłona tematu 1

  1. Mark pisze:

    Odnośnie negatywów, to jako małżonek też czasami jestem o suchym wikcie, a odezwać się czasami nie mogę bo żona ma zły nastrój. A za krawca to właśnie ja w domu robię :). Również uważam, że o celibacie mogą wypowiadać się Ci co w nim żyją.

  2. zwykły tata pisze:

    Moje doświadczenie, które opieram na spotkaniach z ludźmi kościoła – po tej drugiej niż Ksiądz stronie ołtarza – i tymi, którzy są już poza jego granicami jest takie, że sprawa celibatu jest odbierana przez nich, tylko i wyłącznie w płaszczyźnie fizycznej. Ludzie nie biorą w ogóle pod uwagę, że osoba konsekrowana może nie uprawiać seksu. Nie ma żadnej refleksji nad tym, że człowiek nie może żyć bez miłości, co nie oznacza, że musi ona mieć wymiar taki jak w małżeństwie. Seks jest tu rozumiany jako miłość.
    Druga kwestia jest taka, że wielu z ludzi, których spotykam myśli, że zniesienie celibatu byłoby antidotum na grzechy kościoła związana nieczystością czy pedofilią. Pojawia się tu tok myślenia „skoro się spełni z małżonką nie będzie mu w głowie skakanie w bok czy mali chłopcy”.

    • Ks. Marek pisze:

      To prawda, co Pan pisze. Mam podobne spostrzeżenia w tej kwestii. Stąd też za każdym razem staram się podkreślać wyraźnie, że celibat to bezżeństwo z całym „dobrodziejstwem inwentarza” a więc i wstrzemięźliwość seksualna.

      Co do drugiej kwestii – trudno wyrokować. Sądzę jednak, że gdyby to było takie rewelacyjne, to bez wątpienia by Kościół już dawno tak ustanowił. A tymczasem życie pokazuje, że to nie duchowni, a właśnie żyjący w związkach mają problemy z wiernością, z opanowaniem, etc.

  3. Hmmm ja tak zapytam ile jest duchownych którzy nie mają problemu z celibatem?.Ile jest żyjących w związkach mających problem z wiernościa?.Może nie zbyt dobrze to zabrzmi jednak mam nie odparte wrażenie,że po żyjących w związkach może to bardziej widać bo nie kryją się z tym.I nie wychodzi to po latach tylko w szybkim tempie.

    • Ks. Marek pisze:

      Wie Pani? Myślę, że odpowiedzi na to pytanie każdy z nas może udzielić sam sobie: wierzę, że większość żyje jak ja, wybiera tak jak ja wybieram. „Sądzę Ciebie wg siebie” – jest takie przysłowie. I nawet jeśli osobiście żyję OK, a mam negatywny osąd innych, to znaczy, że mieszka we mnie jakaś sprzeczność, niespójność, jakieś zranienia, czy inne złe doświadczenia i pragnienia. Jeśli ta sprzeczność gdzieś skrobie w moim życiu, to może to jakiś dzwonek alarmowy, by coś zmienić, naprawić, dać Bogu, by uzdrowił, przemienił smutek w radość?

      • Nie miało to w ten sposób się wysłać jak u góry. Więc zacznę od początku.
        Przecież Ksiądz akurat doskonale dobrze wie co mieszka we mnie. Tylko tak to, że Ksiądz jest ok. Nie oznacza tego, że Ksiądz który w jakiś tam sposób (nie żył czy nie żyje w celibacie ) nie jest ok. I wcale tego nie pisałam aby kogokolwiek osądzać bo to nie moja działka.
        Tym bardziej, że ludzka sprawa jest błądzić. Co do pytania czy warto naprawić smutek w radość: nie! Nie warto czasem lepiej jest odpuścić niż kolejny raz się rozczarować.

        • Ks. Marek pisze:

          Pani Magdo
          po 1: poprawiłem komentarze, uporządkowałem je. Mam nadzieję, że nie ma mi Pani tego za złe.
          Po 2, odpowiadając na Pani komentarz: Nie jesteśmy skończonymi dziełami sztuki. Ciągle się mamy szansę i okazję wydoskonalać. To, że dochodzimy czasem do różnych, wręcz wstrząsających może nawet doświadczeń w naszym życiu, to po to właśnie, by szlachetnieć.

  4. Agnieszka pisze:

    Ja kiedyś nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że ksiądz w celibacie jest taki bardziej dla ludzi. Bo nie musi ogarniać dzieci, żony, jest dla parafian – być może dla tych, którzy nie mają nikogo. Już słyszę w wyobraźni głos sprzeciwu, że skoro tak, to co ksiądz może wiedzieć o problemach rodzinnych… No o rodzimych może nie. Ale te rodzinne przecież są też ludzkie, bo tu wchodzą relacje, a relacyjność siłą rzeczy dotyczy każdego. Poza tym, ksiądz ma być takim pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, ma prowadzić do Boga i pokazać pewne rzeczy z tej Bożej perspektywy.
    A jeśli już mowa o tym, kto się na czym zna czy nie zna… Pretensje do księży, że się wtracają to tak, ale kim ja jestem, żeby osądzać? Kim ja jestem, żeby wypowiadać się o kapłańskim życiu? Bo wszystko działa w dwie strony, naprawdę. I warto o tym pamiętać.

  5. Pingback: Celibat II | Verum elevans hominem

Zostaw komentarz