Takimi słowami określił rzeczywistość papież Franciszek, spotykając się jakiś czas temu w Rzymie, z członkami Drogi Neokatechumenalnej. Bardzo często, kiedy papież odnosi się w swych wypowiedziach do członków Drogi, nie waha się nazywać ich Bożym błogosławieństwem dla współczesnego świata, w którym nierzadko stawia się na bycie człowiekiem sukcesu, tworząc establishment zawodowy, społeczny, koniecznie „na bogato” – w szerokim spektrum rozumienia tego „bogactwa”. A więc nie tylko pieniądze, gusta i wystawne życie, ale także bezmyślność, wykorzystywanie innych, rozmaitego rodzaju bzdury i głupoty, by nie rzec absurdy. Franciszek, zachwycając się ofiarnością i poświęceniem dla dzieci, mówi do ludzi z neokatechumenatu, by wychowywali swe dzieci w wierze, a nie owymi głupotami, bzdurami i bezsensami, których tak wiele się dziś w świecie człowiekowi proponuje.
Jednym z istotnych elementów określających tożsamość człowieka jest jego wolność. Wolność, w którą wpisuje się także albo przede wszystkim odpowiedzialność za dokonywane wybory. Kto ponosi odpowiedzialność za swe wybory jest niewątpliwym posiadaczem i użytkownikiem wolności. Kto zaś ucieka przed konsekwencjami swoich dokonań jest niewolnikiem samego siebie, często przy tym obarczając tym mianem albo swych bliźnich, albo świat, a i tez bywa, że Boga.
Po lekturze wywiadu o. D. Jarczewskiego OP z E. Bastie, dziennikarką Le Figaro (Miesięcznik W Drodze, marzec 2019, ss 26-35), dowiedziawszy się m.in. o tym, że francuski podatnik sfinansował badanie treści komediowych w radiu i telewizji pod względem seksizmu, utwierdzam się w przekonaniu, iż faktycznie, nasz świat zaczyna w zatrważającym tempie przybierać na wadze w bzdury, głupstwa i bezsensy. Albo raczej, jak zdaje się delikatnie wykazywać Pani Bastie, zaczynają się budzić demony totalitaryzmu, uśpione kilka dekad temu.
Cały wywiad generalnie poświęcony jest tematowi feminizmu. Dowiedziałem się, że można mówić o feminizmie libertariańskim (czy chyba raczej libertyńskim, w duchu Satre`a i Beauvoir, oraz o feminizmie egalitarystycznym- mój przypis) – dziś dominującym, zasadzającym się na walce o zamazanie jakichkolwiek różnic płci. Jednak ogólnie feminizm, jako fenomen zdaje się być sam w sobie sprzeczny, mówiąc, iż bierze w obronę kobiety, a jednocześnie okazuje się, że kobieta nie istnieje! Wszak to kobiecość jest czymś jakby wstydliwym, czy wręcz znienawidzonym przez feministki…
Pomyślałem sobie, że z całym tym feminizmem, to jest tak, jak z gender. Przy użyciu narzędzi stworzonych do reguł językowych usiłuje się opisywać świat psychiki, biologii i duchowości człowieka. to jest po prostu nieuczciwe, nieadekwatne. Albo jak z In vitro: mówi się, że to lekarstwo na bezpłodność. A przecież to nieprawda. To coś „zamiast”. Wprowadza się pewną nową jakość, by przeskoczyć, ominąć to, co chore, nie działające. To taki swego rodzaju „by pass” – nie wiemy jak sobie z czymś poradzić, to zrobimy obejście. W przypadku feminizmu robi się „przetokę” mającą poradzić sobie z niemęskim zachowaniem mężczyzn. Zachowaniem, które wg mnie ma swe źródło w dużej mierze z faktu, iż w bardzo głębokim kryzysie jest dziś rodzina. 80 procent francuskich rodziców wychowujących samotnie dzieci to matki: porzucone, po rozwodach, mówi Bastie. Dzieci, a więc i chłopcy, są wychowywani bez ojców, czyli bez autorytetów. No i jeszcze na dodatek, jak są ich matki zranione przez mężczyzn będących ojcami ich dzieci, dodatkowo dochodzi element upodlania mężczyzny, co dla chłopca może być dość mocnym bodźcem do przesterowania swej orientacji seksualnej w kierunku zniewieścienia, a przez to stworzenia warunków sprzyjających do rozwijani się w nich homoseksualności.
Wszystko to, i wiele innych myśli, jakie można wynotować z rozmowy do której się w tej notce odnoszę jest w moim odczuciu bardzo jasnym i zarazem mocnym argumentem za tym, że to właśnie bzdury i głupoty (które są też przejawem działania, obecności złego ducha) niszczą Boże dzieło jakim jest świat i człowiek w tym świecie. Wszystko to niesie w sobie wielki mróz, arktyczne lody skuwające ludzkie myślenie i ducha. Nie sposób nie pomyśleć „ w tych okolicznościach przyrody” o Andersenie i jego Królowej Lodu. Było w tej baśni coś proroczego i chyba też traumatycznego dla autora, który służył całym pokoleniom dzieci, by kształtować w nich postawę człowieczeństwa, tak bardzo różnego od przedmiotowej, bezdusznej papki intelektualnej, która zalepia skutecznie kanały ducha, uniemożliwiając mu ogrzewanie serca.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
„Wszystko to niesie w sobie wielki mróz, arktyczne lody skuwające ludzkie myślenie i ducha.”Przerażające,jakie będzie jutro naszych dzieci,wnuków!
To o czym napisał Ksiądz najbardziej dotyka dzieci,to im należy się jak największe wsparcie.To one narażone są na to zło.
„To ono jest jutrem”
1,A może zacząć ocieplać i w tym celu wykorzystywać wspomniane przez Księdza Baśnie Andersena,jak i Jego postać w homiliach dla dzieci. Ukazywać ,uwrażliwiać na wartości jakie są w nich zawarte. Ksiądz jest mistrzem w postrzeganiu wartości chrześcijańskich np.w filmach.
2,Może w ramach „Cała Polska czyta dzieciom” poświęcić 10,15 minut na czytanie np po Mszy świętej.
3 Niechby dziecko wychodzące z Kościoła wyszło z cytatem z Ewangelii (nawet wylosowanym )co jeszcze byłoby atrakcyjniejsze,
„Dziecko chce być dobre.Jeśli nie umie-naucz.Jeśli nie może pomóż” Janusz Korczak.
Pani Ewo, nie uważa Pani, że relacja dorośli – dzieci ma w sobie coś ze sztafety? Dorośli biegną, by przekazać pałeczkę wartości, zasad, dobra dla dzieci, by te mogły uczynić za jakiś czas dokładnie to samo… Zatem wypadałoby chyba wspierać rodzinę, a nie tylko jej cząstkę, prawda? Między innymi po to, by rodzina wzrastała w prawdzie, by odważnie o Prawdzie świadczyła słowem i czynem.
Co do Andersena i głoszenia Ewangelii – wie Pani przecież, że Ewangelia była przed Panem Christianem, i on z niej czerpał inspirację (vide: Świniopas) Ewangelię w homiliach trzeba głosić życiem, faktami, między innymi rodzinotwórczymi, by dzieci uczyły się widzieć Jezusa wpierw w rodzinie, w środowisku życia, a dopiero gdzieś na n-tym miejscu w baśniach Andersena.
Pani sugestie są bardzo trafne i aktualne, ale wg mnie do praktykowania w rodzinach, w ramach wychowania do wiary, ewentualnie na katechezie szkolnej, czy parafialnej.
Tak, oczywiście przede wszystkim w rodzinie.Tylko w większości rodzin jeżeli dziecko czymś się zainteresuje ,polubi to i dla rodziców może być wskazówką, a nawet bodźcem,motywacją do kontynuacji.(to tak z własnych doświadczeń)
OK, więc jak pisałem wyżej – zainteresowania należy rozbudzać na katechezie, zaś w homilii należy głosić Chrystusa Zmartwychwstałego. Chrystus Zmartwychwstał i rozpoznał go Andersen, pisząc baśnie. Nie zaś na odwrót, że dzięki bajkom Andersena rozpoznajemy i spotykamy Zmartwychwstałego. Niestety, ten drugi model rozumowania mocno dziś do nas przylgnął, i kurczowo się go trzymamy. A Prawda jest taka, że Chrystus „nie owijał w bawełnę” i nie raz Jego „mowa trudną była”. Mimo tego, Chrystus w Kościele jest nieustannie działający, cały czas zbawia Swój Lud. Z pomocą Andersena, czy też i bez niej.
Doskonale rozumiem co Ksiądz chce mi przekazać. Tylko,że mnie głównie chodzi o to, żeby wykorzystywać różne metody sposoby na to ,aby dzieci szły do Kościoła i rozumiały co się do nich mówi. Tu nie chodzi o bajki,jak o wykorzystanie ich w przekazie innych treści taki ,by z zaciekawieniem czekały na kolejną niedzielę. Dzisiejsze dziecko bardzo rzadko,które wynosi z domu prawdziwe wychowanie religijne.. Każdy kto co może zrobić na swoim podwórku,tu już nie ma co oglądać się na rodziców, (absolutnie nie jest to skierowane personalnie do Księdza) tym bardziej,że ja nie jestem z tej parafii,ani z pobliskiej.Takie działania i takie metody wykorzystywał znany Księdzu ks.Tarnowski(ped. dialogu) Na powtórny mój powrót do Kościoła ogromny wpływ miały i mają książki ,a te zawdzięczam Księdzu.
Od tego, by dzieci chodziły do kościoła, to są rodzice, Pani Ewo. Nieprawdziwą jest teza, która Pani głosi o „dzisiejszych dzieciach”. To taki argument populistyczny, bazujący na… właśnie na czym? Koniecznie trzeba się na rodziców oglądać, i i ich ratować, bo to oni bezpośrednio odpowiadają za braki w przekazie wiary pociechom. Kto nie zna Jezusa z nie swojej winy, nie musi się jakoś strasznie przejmować. Ale ten, kto zaniedbał przekaz wiary, ten owszem, ma powody do obaw. Trzeba więc tych ludzi z ich matni wyciągać, ratować, wspierać.
Dziękuję jednak Pani za dyskusję, która, z pewnością jest śledzona przez Czytelników, i daj Boże, skłania ich do refleksji nad tematami, które my oboje póki co, w dyskusji niniejszej podejmujemy.
To nic innego jak skutki rewolucji seksualnej.. . Miała być wolność i szczęście a pozostały zgliszcza i pustynia ludzkich relacji.. .
P.S.
Teologia rodziny-nauki o rodzinie zostały jako dziedzina odpięte od teologii a przypięte do socjologii na uniwersytetach.. . Mamy i w Polsce „nowości”..
Poldku, poprawiłem literówki w komentarzu. Co do rewolucji seksualnej oraz jej naczelników w osobach Mead i Kinseya – „znakomitych” „pionierów” fake newsów – to jest świetny przykład obrazujący szatana jako ojca kłamstwa. Polecam lekturę Demona Południa, G. Górnego. On świetnie opisuje w czym rzecz.
Co do zagadnień nauki o rodzinie – wg mnie nie tyle ważne jest ich klasyfikowanie, ile to, kto nadaj ton rozwoju, kierunkowania tych nauk.