O angażowaniu się dzieci w konflikty ich rodziców

Wczoraj, późnym wieczorem, na Twitterze zainicjowałem dyskusję n/t Czy dorosłe dzieci, mające swe rodziny, powinny się angażować w rozwiązywanie konfliktów w małżeństwie swych rodziców?

https://twitter.com/keram_iksmodar/status/1099058401638789120

Zachęcam Czytelników do zapoznania się z zabierającym głos w dyskusji.

Temat jest o tyle ważny, że dość powszechny, bo przybywa w zastraszającym tempie sytuacji konfliktowych w polskich domach, przy jednoczesnym wzroście obojętności na te sytuacje. Wg mnie, już z twitterowej dyskusji wynika potwierdzenie tej obserwacji.

Dzieci i ryby głosu nie mają”, to zasada, tak samo jak i inna, że „Jak się ożeni to się zmieni” – totalnie w poprzek Ewangelii i porządku Miłości, jaki objawia Jezus Chrystus w Dobrej Nowinie.

Pierwsza powinna nasze myśli skierować na Jezusa, Którego poszukiwali Rodzice, gdy „zagubił” się podczas święta Paschy; druga – chociażby na ten moment w Ewangelii, gdzie Jezus mówi o tym, iż z wnętrza, z serca człowieka pochodzi wszelkie zło.

Odnalezienie Jezusa w świątyni jasno wskazuje, iż w świątyni jest Tenże Jezus, tam go należy szukać – także w świątyni, którą jest człowiek – dziecko swoich rodziców.

Serce zaś ludzkie, to duchowe oczywiście, będące obrazem duszy, to „okno wystawowe” człowieka. Albo widać w nim dobry „towar” albo zwykły szmelc, który zagraża wręcz zdrowiu bądź życiu.

Na koniec odwołam się do jednego z uczynków miłosiernych, względem duszy: grzesznych upominać. Każdy ma OBOWIĄZEK to czynić. Bez względu na relacje, które tworzy. Jezus nie wynosi na piedestał więzów rodzinnych – w sensie, że nie są wartością sama w sobie. Ranga rodziny jest na tyle ważna, na ile staje się rodzina miejscem spotkania człowieka z Bogiem – takie jest jej podstawowe zadanie. Skłonny jestem twierdzić, że w wielu wypadkach kryzysu rodziny, jest to dopust Boży, mający na celu przebudzenie duchowe tworzących ją, by zaczęli na nowo realizować ów cel, jaki Bóg powierzył rodzinie.


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Formacja Sumienia, Variae, Życie Duchowe i oznaczony tagami , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

19 odpowiedzi na O angażowaniu się dzieci w konflikty ich rodziców

  1. Iwona Tp pisze:

    Nigdy nie pozwoliłabym. Jeżeli już to tylko i wyłącznie na moją/naszą prośbę o pomoc.

    • Ks. Marek pisze:

      Wiedzieć, że się potrzebuje pomocy i prosić o nią to już jest wielka sprawa. Co zaś do pozwolenia lub jego braku – cóż, jasna sprawa: wszystko w wolności.

  2. Ja uważam, że my jako dzieci swoich rodziców nie powinniśmy wchodzić w ich konflikty. Po pierwsze kij ma dwa końce i trudno jest wybrać ten właściwy, po drugie czasem to może przynieś więcej szkody niż pożytku, a po trzecie tu odniosę się trochę do swojego małżeństwa i do tego iż osobiście uważam, że moi rodzice nie powinni wchodzić w konflikty po miedzy mną a moim mężem a tym samym ja nie powinnam wchodzić w ich konflikty.

  3. Ewa P. pisze:

    „Dzięki temu, że ktoś zareagował, wszedł w moje życie, widząc mój konflikt, dziś jestem, gdzie jestem, i taki jaki jestem.”
    Zgadzam się z Księdzem,ponieważ też tego doświadczyłam i doswiadczam,ale nie jako w małżeństwie-rodzic,tylko ja jako ja.
    Natomiast w moje małżeństwo nie ma prawa wtrącić się nawet moje dorosłe dziecko.

    • Ks. Marek pisze:

      Gdyż albowiem?

      • Ewa P. pisze:

        Dorosłe dzieci podobnie jak i nieletnie nie powinny rozwiązywać konfliktów swoich dorosłych rodziców, albowiem dorośli sami rozwiązują swoje problemy.

        • Ks. Marek pisze:

          Nie chodzi o tzw niańczenie rodziców.
          Mówimy o dorosłych dzieciach, nie o szkolnych.
          Jaka wg Pani jest rola dzieci w rodzinie?

          • Ewa P. pisze:

            Jeżeli własne dzieci otrzymały miłość od rodziców mimo czasem i popełnionych błędów, to te pomimo założenia własnej rodziny, wejścia w dorosłe życie odwzajemniają się miłością, szacunkiem. Skoro rodzic/rodzice rozumieją że dorosle ich dziecko ma swoje życie i potrafią je uszanować, wysłuchać, a nawet przeprosić to w ten sposób budują sobie pozytywne relacje. Nieraz 40,50 latek przyjdzie położyć głowę na kolanach matki, a ona po prostu je wyslucha i jeśli potrzeba to wesprze. Rola dorosłego dziecka w stosunku do rodzicow polega na tym,aby w miarę swoich obowiązków, nie kosztem własnej rodziny służyć pomocą, radą.Wówczas wzajemnie stwarzamy sobie poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że zawsze na siebie możemy liczyć.
            A co z rodzicami, którzy tej miłości nie dali(z doświadczenia )wiem,że i dorosle dzieci ich może jeszcze bardziej kochają.

          • Ks. Marek pisze:

            Pięknie Pani napisała! Jednak motyw główny notki blogowej, to wchodzenie dzieci w sytuacje kryzysowe rodziców, takie jak np nałogi, ich kryzys małżeński mający przeróżne przecież podłoża, i inne, podobne, sążniste, że tak się wyrażę, problemy. Przypuszczam, że nie raz się Pani spotkała z tego typu kwestiami, prawda?

          • Ewa P. pisze:

            Zależy od tego z jakim problemem to dorosłe dziecko się zetknęlo będąc w domu rodzinnym. Często te dzieci wychodzą z niskim samopoczuciem wartości,z poczuciem winy,że to może przez nich,Są okaleczeni uczuciowo.Czasem izolują się,unikają kontaktu z rodzicami.Ale najczęściej podejmują próbę pomocy, .Boją się,albo o młodsze rodzeństwo,lub o drugiego rodzica. Znam bardzo dobrze 2 przypadki. Pierwszy ,gdzie ojciec był narkomanem, mial tylko jednego syna, ktorego mocno skrzywdził. W bardzo trudnym dla ojca momencie dorosły syn wyszedł z pomocą i do ostatniej chwili wspieral swego ojca.(żona zostawiła ojca,gdy chłopiec był jeszcze mały.)W drugim przypadku oboje rodzice pili, często brakowalo na chleb.Potem w narkotyki weszla najstarsza corka, a matka po udarze zmarla. Pozostałe dwie zajęły się i siostrą i ojcem. Ojciec niestety od kilku lat sparaliżowany, ale corki opiekują się nim dalszym ciągu na zmianę.
            wszystko zależy od danej sytuacji I tak jak napisałam wcześniej te dzieci kochają.

          • Ks. Marek pisze:

            Zwróciła Pani uwagę na istotny fakt, na „transmisję” kryzysowania. Chodzi mi o to, że dzieci powielają postawy i błędy rodziców. Mocno to pokazuje problem współuzależnienia. Nieraz jest tak, że dzieci szukają sposobu, by jak najszybciej uciec z domu, w którym w swoim odczuciu cierpią. Dlatego też uważam, że postawą dojrzałą, wynikającą z przyjęcia Ewangelii, jest głoszenie Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia. Wskazywania na to, jak jest, jak powinno być, dlaczego jest źle i co zrobić by było dobrze. W notce blogowej o ten ostatni punkt mi najbardziej chodziło.

          • Pani Ewo czytając komentarze nasunęło mi się jedno pytanie. A mianowicie jaką ma Pani pewność, że te córki zajęły się ojcem i córką bo ich kochają?. A nie np:z poczucia winny, dla korzyści czy nie wiem chociaż by na pokaz aby pokazać jakie one są dobre i kochające itp.

          • Ks. Marek pisze:

            Chyba nie powinniśmy drążyć tego tematu, Pani Magdo.

          • Spoko juz o nic nikogo nie pytam.

          • Ks. Marek pisze:

            Pani Magdo, bez urazy. Przy innej okazji, w innym temacie można by może i dywagować, ale tu na nic się to nie zda.

Zostaw komentarz