Groser antycypował Smarzowskiego!

Ksiądz Marek Dziewiecki nieraz w swoich konferencjach mówi albo wprost, albo symbolicznie o tym, że Pan Bóg do człowieka ma 2 drogi: miłości i cierpienia. To, co z kart Biblii dociera do naszych umysłów, serc i dusz to nic innego, jak właśnie ten przekaz: Miłujący Bóg, obdarowuje Sobą jako Miłością poprzez Swego Syna, Doskonale miłującego Ojca, w Duchu Świętym, który jest Relacją między Ojcem a Synem.

Cierpienie to też przejaw tej Miłości. I jeszcze na dodatek, Syn jest posłuszny Ojcu w tym objawieniu Miłości poprzez cierpienie.

Chodzi to za mną od paru miesięcy. I to w konkretnym układzie: Bóg objawia się w sztuce, między innymi literackiej oraz filmowej, jako Ten, Który szuka człowieka rozkładając przed nim dywan miłości, ale też – jak nie działa 1 sposób, aranżuje pustynię, węże, skorpiony, głód i pragnienie.

Droga miłości.

Pamiętam od czasów seminarium lekturę Pana Jana Grzegorczyka: Adieu. Przypadki księdza Grosera. (2003)Ta książka zapoczątkowała serię, by nie rzec, sagę o księdzu Wacławie Groserze. Cały cykl opowiada historię, której głównym bohaterem jest tenże ksiądz Wacław, ale też szereg jego kolegów: Księży, byłych Księzy, niedoszłych księży, świeckich. Grzegorczyk rysuje przed czytelnikiem zakulisowy kapłański świat, ten tak zwany „od kuchni/zakrystii”. Opisane są w prozie o księdzu Groserze blaski i cienie kapłańskiego żywota. Nie unika się w tych książkach tematów trudnych, bolesnych w Kościele: Paetz, skandale obyczajowe duchownych, malwersacje, alkoholizm, i wiele, wiele innych. Wszystko to jednak jest podane Czytelnikowi pięknym językiem, historią pisaną ze swadą, książki się czyta na jednym wdechu, trudno się od nich oderwać. Ich główna linia przekazu to bez wątpienia kerygmat: ogłaszanie Boga, jako miłującego człowieka, bez względu na wszystko. W książkach nie ma oczywistego happy endu, Autor umie świetne zaskakiwać Czytelnika. I czyni to sugestywnie, kierując odbiorcę ku osobistej refleksji. Nie jednego „Szwarc-charakera” w pewnym momencie wprowadza na drogę nawrócenia. I to nie jakiegoś bajecznego, lecz bardzo życiowego, do bólu życiowego. Wszak bowiem nie chce Bóg śmierci grzesznika, lecz by się nawrócił i miał życie!

Droga skorpionów i pustyni.

Ubiegły rok wstrząsnął medialnie kinowym przekazem Pana Smarzowskiego. Nie widziałem jego filmu, więc odniosę się tylko do zgiełku, jaki filmowi towarzyszył w zasadzie od samego jego początku. Ksiądz Isakowicz Zalewski ostrzegał, że to film wymierzony w duchowieństwo i Kościół katolicki w Polsce. Reklamy tego filmu uderzały w tematykę sakralną, stawiając potencjalnego odbiorcę reklamy  w obliczu pokusy, soczyście zaprawionej dwuznacznością, używając języka religijnego, dość hermetycznego, by ośmieszyć, zrelatywizować to, co istotne w życiu duchowym.

Obrazowi Smarzowskiego towarzyszył, z tego wiem, wulgarny język, demoralizacja, wyuzdanie, nieprzyzwoitość, obsceniczność. Nade wszystko zaś, jak wielu recenzentów podkreślało: filmowi towarzyszył brak nadziei (akurat to chyba jest znak rozpoznawczy tego reżysera. Kilka obrazów jego autorstwa widziałem i potwierdzam, że nie ma w nich nadziei, światełka w tunelu. A już na pewno nie jest to coś danego wprost, jednoznacznie.)

Jako duchowny, siedzę „po czubek głowy” w świecie kapłańskim. W przeciwieństwie do Smarzowskiego, człowieka „wyjętego” ze świata Kościoła, duchowieństwa. Wspominany wyżej Jan Grzegorczyk znał dokładnie ten świat, żyje niejako w nim, jako przyjaciel, znajomy wielu duchownych, jako praktykujący katolik…

I w związku z tym właśnie, że znam świat kapłański, w którym są blaski i cienie, święci i szubrawcy, jak i też w związku z tym, co zauważył ksiądz Dziewiecki, powiem jasno i dobitnie: Bóg, jako Miłujący nas Ojciec, martwi się o nas i chcąc nas zbawić, wzbudza ducha swej troski, poprzez razy, jakie nam serwuje Smarzowski (i nie tylko on, dla jasności). Duchowni, tak jak i świeccy stają się świętymi, wykuwając swe dusze w ogniu trosk dnia codziennego, ale też i oddziałuje na nich ten, który zakuwa pęta wieczności w ogniu piekielnym. Nie mamy się co oburzać, gniewać, wznosić krzyki zgorszenia i biadolenia nad tym, co się niesie w świecie poprzez obrazy takie, jak wiadomy film Smarzowskiego, czy inne tego typu przekazy.

Zaczynałem swą drogę do kapłaństwa w 1997 roku, 22 lata temu. 16 lat temu czytałem Adieu, później tez kolejne odsłony sagi o księdzu Groserze. Było to dla mnie mocne uderzenie, ale nie na tyle, by się nim jakoś mocno przejąć. Nie interesowałem się szukaniem patologii wokół mnie. Czas formacji wykorzystywałem na formacje właśnie. W lipcu 2003 roku rozpocząłem posługę kapłańską. No i zacząłem z czasem widzieć coś niecoś z tego, o czym pisał Grzegorczyk, czy pokazał w kinie Smarzowski. Moim postanowieniem było dystansowanie się od patologicznych zachowań i nie wchodzenie w nie. Wszak wiedziałem i wiem nadal, czemu ma służyć Chrystusowe kapłaństwo, którego jestem beneficjentem. Bolało mnie jednak i nadal boli, że Ci, którzy mieli mają nadal odpowiednią jurysdykcję i instrumenty, nie wyciągnęli wniosków z prozy katolika Grzegorczyka. No to teraz mają huragan zafundowany przez religijnych abnegatów, w stylu Smarzowskiego, czy innych proroków antywartości.

Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! Ap 3, 19

 


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Dzieje, Variae i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Groser antycypował Smarzowskiego!

  1. Ewa P. pisze:

    „Kapłaństwo to umiłowanie Serca Jezusowego.
    Kiedy chce się zniszczyć religię, zaczyna się od ataków na kapłanów, bo tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma już ofiary i religii” (Jan Maria Vianney)

    • Ks. Marek pisze:

      Dlatego potrzebujemy Was, Drodzy wierni, byście trwali na modlitwie za duchownych, o jedność między nami. Tego dziś chyba nam najbardziej brak.

Zostaw komentarz