Życie poza kotłem czy w nim?

Niniejszy wpis dedykuję pewnemu Znajomemu, z którym znamy się z nocnych nieraz, Polaków rozmów, na Twitterze. Nocny Marku, dzięki! Właśnie uświadomiłeś mi, że pierwsze zawsze musi być Pierwsze! Czyli Jezus Chrystus dla wierzącego! I wiesz co? Będzie Ci to mocno policzone In plus!

Mój Znajomy Rozmówca rzekł był, iż spokojnych czasów nie było nigdy, zawsze był „kocioł”. Ja natomiast jestem zwolennikiem stanowiska, iż czasy spokojne były, kiedy byliśmy poza „kotłem”. No i powstało pytanie: gdzie jest życie? Poza kotłem, czy też w nim? Od razu myśl ta zaczęła drążyć serce i rozum.

Nie chcę brylować tu wykładami teologicznymi. Postaram się posłużyć językiem popularnym, obrazowym.

Celem życia chrześcijańskiego jest zamieszkanie z Bogiem w wieczności. Meldunek już tam mamy, załatwił nam to Jezus Chrystus poprzez Swe dzieło odkupieńcze. Bardzo mi się podoba sformułowanie, jakiego używa W. Sumliński w swoich książkach, że nie cel a droga kształtuje człowieka. Jezus mówi o Sobie, że jest Drogą i Prawdą i Życiem, i że tylko ON jako Taki daje przystęp do Ojca. Jest Kluczem do mieszkania w niebie. Każde moje uznanie Jezusa, wyznanie Go na drodze do Celu wiecznego, jest skracaniem czasu i dystansu. Co więcej, wszystko, co jest wokół mnie na świecie, jest „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” – a więc, cokolwiek się dzieje, Chrystus to ogarnia jako Pierwszy i ZAWSZE w 100 procentach. To wszystko, co się dzieje w moim życiu, choćby było po ludzku beznadziejne, jest dla mnie z Chrystusem do ogarnięcia. Kto ciekaw szczegółów, niech zajrzy do Listu do Rzymian, rozdział 10, wersy 9-10. To właśnie dwa zdania, w których mieści się to wszystko i znacznie więcej, co ja zawarłem w tym akapicie. Było na początku o kotle. Czy życie jest poza nim, czy w nim? No więc, w związku z tym co wyżej: to albo jesteśmy naprawdę na Drodze i mamy Życie, albo jesteśmy w locie opadającym do kotła, zgodnie z tym, co czytamy w Ewangelii wg Św. Marka, rozdział 16, wers 16: Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Jest to właściwie Jezusowe wyprzedzenie tego, co powtórzył Paweł w Rz 10, 9-10

Czy jesteśmy skazani na „kocioł”, jeśli sobie, hmmm, „eksperymentujemy” z wolnością? Oczywiście, że nie!

Przykład.

Dziś przeczytałem na Tłiterze:

https://twitter.com/Alicja19860619/status/1062820989921312768

Sam fakt prośby to już dowód na to, co pisałem wcześniej, że Chrystus Pan ogarnia wszystko.

No a odzew na prośbę to już tylko konsekwencja „oczywistej oczywistości”.

Cały ten łańcuch przyczynowo-skutkowy dzieje się pod płaszczem Bożej Opatrzności. Dzieje się na drodze, na której Jest Droga i Prawda i Życie, i tylko od nas, od procentu naszej wolności zależy, czy będziemy zainteresowani Życiem, czy kotłem.

Jest taka powiastka. Ponoć to fakt, który miał miejsce w wielu zakątkach naszego globu.

Małe dziecko, 4, może 5 letnie, widząc, że jego mama jest w stanie błogosławionym, nie odstępuje jej na krok i/lub czyni wszelkie możliwe zabiegi, by być przy narodzinach rodzeństwa, albo krótko po nich szuka okazji, by być na sam na sam z maleństwem. A jak już swego dopnie, to pyta niemowlaka: opowiedz mi, jaki ON jest, bo ja już prawie nie pamiętam!

Dzieci do 4-5 roku życia są z natury religijne. Mają taki naturalny „Bogo-radar”. Nie bez przyczyny małe brzdące w kościele przeciągają przez hektary naw swych rodziców, bo Jezus je „przyciąga jak magnes”.

Nas, dorosłych Bóg tak często nie interesuje. Wyrastamy, bo powinniśmy, z „Bozi, Boziuchny”, ale przy okazji nierzadko też na dziesięciolecia wyrastamy tak de facto z Życia, wypadamy z Drogi, rezygnujemy z prawdy i opadamy do kotła… Czego przykładem mogą być i afery, o jakich co i rusz nas media informują, i duchowni, którzy gorszą, i media, które kłamią, i wiele, wiele innych przykładów. Choć z reguły, to jest po prostu nasze dorosłe życie, w którym tak często mamy priorytety zupełnie odwrotne do tego, co nie tylko obiecuje nam Chrystus, ale co więcej, odwrotne też do tego o czym nam przypomina to, czym się nierzadko podpieramy w różnych sytuacjach, a mianowicie metryka chrztu!

Dlatego też nie ma co popadać w smutek czy nie daj Boże gorycz beznadziei. Trzeba sobie odkurzyć fotki ze swego chrztu, Panie Kolego Tłitterowy, albo i film obejrzeć z tego wydarzenia, jak jest. A jak nie to ze ślubu swego, albo z sakramentów dzieci, posłuchać co tam wtedy Słowo Boże niosło za przesłanie dla obecnych, co ksiądz powiedział w homilii. A jak nie da się tego tak na cito zorganizować, to polecam osobiście nam obu i każdemu Psalm 91. Taka to moja algebra, w której rozwalam równanie, jakie Ci zapodałem dziś wieczorem!


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Słowa o Słowie, Słowo, Variae i oznaczony tagami , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Zostaw komentarz