Szkoda mi czasu i wzroku na czytanie o wydarzeniach związanych z #Stryczek Nieskromnie jednak powiem, iż w gruncie rzeczy oczekiwałem, kiedy w taki lub inny sposób dojdzie skandalu. Świeccy znakomicie radzą sobie z filantropią i charytatywnością, a ksiądz ma robić co innego!
Jestem od 2 lat proboszczem wiejskiej parafii. Jak w wielu zakątkach Polski, zwłaszcza na „ziemiach odzyskanych”, realia pracy są takie same: morze potrzeb, deficyt środków na ich realizację. Mowa tu oczywiście o potrzebach remontowych, restauratorskich, często mających na celu ratowanie popadających w ruinę zabytków. Zasada jest taka: im starszy zabytek, tym większe szanse na strukturalne dotacje celowe. Zabytki w mojej obecnej Małej Ojczyźnie są niespełna 300 letnie więc szanse na wsparcie ze strony resortu Pana premiera Glińskiego są raczej wątpliwe. Dzięki Bogu oraz ludzkiej życzliwości udało nam się w tym roku wymienić na nowe, poszycie dachowe kościoła parafialnego. Koszt grubo ponad 100 tys. PLN. Mniej niż 1/3 nakładu finansowego pochodzi z dotacji – ale znowuż bez niej byśmy tematu nie ruszyli.
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że łapię się na tym, iż łatwo jest dać się wciągnąć w korkociąg emocji zachwytu, euforii i „gorączki złota”, polegającej na szukaniu finansów na kolejne inwestycje, żeby świątynia nabierała blasku, dostojności. Ktoś powie – no ale o co chodzi? Przecież to godne, dobre – bo nie tylko oko cieszy, budzi zachwyt czy dumę, ale też owe dziedzictwo narodowe jest w ten sposób zabezpieczone? Niby tak, odpowiem, ale to tylko do czasu. Bo przyjdzie nowe pokolenie, za lat kilkanaście, czy nawet dziesiąt i będzie szukało terenu pod inwestycje zawodowe, mieszkaniowe czy rekreacyjne, tak jak nam o tym donoszą zza zachodnich granic Polski.
To jedna kwestia. Inna jest taka, że zajmowanie się „murami” wciąga, gdyż jest łatwiejsze, aniżeli podejmowane wysiłki w pracy nad funkcjonowaniem żywego Kościoła, tego duchowego.
Trudno jest prowadzić duszpasterstwo na wsi. Oferta duszpasterska terenów wiejskich, w regionach „ziem odzyskanych” z reguły ogranicza się do sakramentalizacji i utrwalania religijności tradycyjnej. Trzeba naprawdę dobrego rozeznania, poprzedzonego trudem spotkań, rozmów, przemyśleń, by w rezultacie stworzyć przestrzeń do spotkania się poszczególnych członków parafialnego Ludu Bożego jako Żywego Kościoła, w którym Jezus Chrystus, Zmartwychwstały i Uwielbiony Pan uobecnia Siebie, dając tym samym każdemu z nas łaskę uwiarygodniania Tegoż Chrystusa w świecie. Akcyjność a la „Szlachetna Paczka” czy inne tego typu, mogą pomóc w osiągnięciu tego o czym powyżej, ale bardzo często, z racji natury finansowej, są one skażone duchem tego świata i mogą przynosić skutek tylko pozornie dobry. Bycie zaś zaangażowanym duszpasterzem pomiędzy ludzkimi „kamieniami” tworzącymi Kościół wydaje się być mniej ryzykownym, a nade wszystko najwłaściwszym, dobrze zorientowanym, bo wprost na Chrystusa, dziełem. Szlachetna Paczka, jaką będzie tworzyć parafia, będzie pięknie całe pakiety szlachetności kierować tam, gdzie ich brak, w sposób i ze skutkiem takim, jakich oczekuje od nas Chrystus Pan!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Być może trudno jest prowadzić duszpasterstwo na wioskach,ale ludzie z takich wiosek czasem są wstanie więcej ofiarować swoim parafia i duszpasterzą niż kto kolwiek inny.Pod warunkiem,że duszpasterze są też ludzmi dla ludzi a nie tylko duszpasterzami dla kasy i pokazania się jaki to ja jestem fajny bo moja swiątynia jest piękna.Może być i najpiekniejsza tylko co z tego skoro owieczek w niej brak.Bo zgubiły się widzac jak ich pasterz bardzie dba o dobra materialne niż ich duchowe.
Właśnie to, o czym Pani pisze w komentarzu, próbowałem przedstawić w komentowanym wpisie… 🙂
Ja czytając Ksiedza wpis po prostu gdzieś w wyobrazni widziałam jak to działa w mojej parafii przy moim proboszczu.I niestetyu osobiscie uważam,że mój proboszcz dużo traci bo wiecej patrzy na kase niż na to co on moze ofiarowac ludzią i co ludzie mogą jemu ofiarowac.