W notce poświęconej rozpaczy, pisałem, że do tematu powrócę. Pora więc na wywiązanie się z obietnicy.
Przy okazji dodam, iż wpis ten dedykuję w sposób szczególny Izie i Pani Monice, jak też Pani Ewie.
Korzystam w tej notce z informacji, jakie przekazała w swej książce Pani Debora Sianożęcka.
Rozpacz, to stan, który KKK określa jako stan zwiedzenia przez demona, który to stan może pojawić się przy okazji choroby (z przyczyn somatycznych) lub wskutek trwania w grzechu, zwłaszcza przeciw Duchowi Świętemu (nie mieć nadziei na Boże zbawienie).
Stany porównywalne z rozpaczą, jako jej posłańcy, harcownicy, mogą być i pewnie nie raz są udziałem wielu ludzi. Dzieje się to, nie zapominajmy, pod płaszczem Bożej Opatrzności, a więc tez i po coś, w jakimś konkretnym celu.
Czytamy w 1 Liście Świętego Piotra (1, 3-9)
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz.
Złoto próbuje się w ogniu. Historia zbawienia opisana w Biblii pokazuje nam to bardzo dynamicznie i jakże plastycznie, dostarczając mnóstwo obrazów z życia różnych postaci biblijnych.
Niedawno w liturgii Słowa Bożego czytaliśmy o Eliaszu i jego następcy, Elizeuszu. Historii powołania Elizeusza, korzystając z książki Pani Sianożęckiej (w ten sposób polecając ją innym) poświęcę bieżącą notkę.
Elizeusz był synem Szafata, którego imię można tłumaczyć jako >>sędzia<<. Niewykluczone, że Elizeusz od ojca słyszał non stop krytykę, przechodząca wręcz w pogardę. Takie jarzmo wrzucone na grzbiet dziecka sprawia, że zamienia się w gruboskórnego. Jedyna szansa na porzucenie tego jarzma to pomoc kogoś, kto sam tą drogę przeszedł i ma doświadczenie, by teraz w tym samym towarzyszyć drugiemu. Eliasz to właśnie miał: zabił 450 kapłanów Baala, wytknął grzechy swoim rodakom, nie dał się przerobić na „ich modłę”, wolał umrzeć, niż pójść na kompromisy. I do takiego właśnie, nieugiętego, Bóg przyszedł w delikatności, we wrażliwości, w czymś co generalnie powinno być obce Eliaszowi. A tymczasem okazuje się, że własne to jest kluczowe jego doświadczenie Boga, kluczowe, ponieważ prowadzi do swoistego zrodzenia następcy, Elizeusza właśnie. Można by powiedzieć, że wszystkie te straszne wręcz, dramatyczne pełne przemocy zdarzenia, miały w Eliaszu obudzić to, co najdelikatniejsze, co jest pochodzące od Boga – ojcostwo duchowe, związane ściśle z autorytetem, z władztwem.
Pani Debora świetnie puentuje ten moment historii Elizeusza, odnosząc ją do Jezusa i kapłaństwa: „Jezus nie teoretyzował śmierci, ale przyjął ją i przezwyciężył, dlatego jest wiarygodny. Kapłan jest wiarygodny, jeśli jest świadkiem „zmartwychwstania” z tego wszystkiego, co uśmiercało go wewnętrznie – począwszy od grzechu, skończywszy na rozpaczy!” [str. 152] Ja zaś dodam, iż nie tylko kapłan, ale każdy, kto wejdzie w sam środek swej śmierci, i uchwyci się ramienia Jezusa, ten wyjdzie z grobu wyprowadzony przez Pana i stanie się Jego świadkiem wiarygodnym.
Eliasz zastał Elizeusza przy 12 parach wołów, czyli było ich 24. Autorka pisze, iż można by odnieść wrażenie, że Elizeusz był na usługach swego domu przez 24 godziny na dobę. Ile znamy takich sytuacji, kiedy dziecko – wcale nie zmuszone obiektywnymi okolicznościami, ile raczej patologiczną, albo przynajmniej niedojrzałą postawą rodziców, staje się jak Elizeusz, operatorem 24 wołów, a tym samym posiadaczem grubej skóry nie tylko na plechach i w miejscu gdzie kończą się plecy, ale też duchowe serce obrasta pancerną skóra z nosorożca? Słowa ojca, który jest przecież obdarowany mocą tworzenia słowem, stają się nierzadko przekleństwem dla dziecka, jeśli go pomniejszają, uwłaczają jego ludzkiej godności i godności dziecka Bożego. I tak oto mamy gotową sytuację, kiedy nienawiść rodzi nienawiść.
Pani Sianożęcka zauważa, że wieź to nie to samo co uwiązanie i więzienie. By ruszyć za głosem Boga potrzeba zerwać z dyrektywami i przywiązaniem nawet do najbardziej ukochanych osób. [str. 153] Nieraz pod wpływem nienawiści dzieci uciekają od swoich rodziców, czasem zdarza się, że ucieczka wiedzie przez dramaty mrożące krew w żyłach.
Dalej czytamy w książce Pani Debory, że w ST słowo „jarzmo” pojawia się 40 razy. Zestawiając ten fakt z 40 dniami Jezusa na pustyni można pomyśleć, że Jezus tym samym łamie każde jarzmo, dając w zamian jedno, jedyne – które jest słodkie! Potrzeba tylko decyzji: odpowiedzieć na zaproszenie Boga. Tak jak uczynił to Eliasz, a wskutek jego towarzyszenia, także Elizeusz. Bóg nikogo nie zostawia samego, także wtedy, kiedy zdaje się, że już tylko rozpacz pozostaje jako podstawowa reakcja na wszystko. Bóg posyła cały czas swoje anioły, by ratowały człowieka przed zgubą wieczną.
I tutaj jest jakby meritum tego, co pogrubieniem wyróżniłem w fragmencie z Listu św. Piotra, a jednocześnie też wyjaśnienie co do aniołów, które są nam posyłane.
Po pierwsze: Eliasz i Elizeusz doświadczali osobistego cierpienia. W odpowiednim czasie stali się skutecznymi narzędziami łaski Bożej. Stali się szczęśliwymi ludźmi. Mieli cel naznaczony im przez Boga. Chodzi więc o to, że w życiu duchowym człowiek najlepiej pomaga sobie, kiedy pomaga innym. Zajmowanie się sobą (m.in. użalania się nad sobą, co było mocno widoczne u obu bohaterów, proroków) rodzić będzie pustkę. Jako włączeni w życie Boże, mamy bliźnich obdarowywać życiem z Ducha Świętego. Ożywiać, wskrzeszać, uzdrawiać. Wtedy też i my, jako działający, żyjemy, mamy życie. Potrzeba mieć jednak kontakt z samym sobą, by mieć zdolność do zauważenia, iż ktoś próbuje wejść do naszego świata, że puka do jego drzwi. Do mojego świata zapukały swego czasu 2 anioły, w jednym momencie, a potem to już przestałem je liczyć i tak już jest do tej pory. Codziennie, dziękczynnie, przynajmniej 2 x dziennie modlę się do Anioła Stróża. Gdyby nie tamto wydarzenie z 2010 roku, to pewnie te słowa, jak i cały blog z wpisami od 2010 roku albo by się pojawiły później, albo wcale.
Autorka książki, do której się odnoszę we wpisie, notuje: to, co jest Twoim jarzmem, może być użyte przez Ciebie jako ogień do ogrzania i posilenia innych. Elizeusz ugotował strawę dla innych na jarzmie wołów. To, co jest mi dane, bez względu na to, czy jest samo w sobie dobre i chwalebne, czy gorzkie i wstydliwe, jest mi dane by było użyte w służbie Bożej – w obdarowywaniu życiem z Ducha!
Już nie jeden wpis na blogu inspirowany był myślami, jakimi dzieli się w swojej książce Pani Sianożęcka z czytelnikiem. Lektura jest zajmująca, przebogata biblijnie i literacko, z pierwszym miejscem dla PŚ a potem zaraz dla Magisterium Kościoła. Gorąco polecam pozycję nie tylko duchownym ale tez wszystkim, którzy zmagają się z myślą, co zrobić z tym, co z perspektywy czysto ludzkiej wydaje się być odrzucające, obciążające na drodze życiowej. Nie dajcie się wkręcić złemu! Pani Debora świetnie to dokumentuje w swej książce, stając się w ten sposób kimś, kto jak Eliasz, może towarzyszyć Elizeuszom doby obecnej, pomagając łamać jarzma, odrzucać je, i gotować na nich strawę dla innych.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Te słowa na pewno dają nadzieję,
Zgadzam się z Ksiedzem, że skupienie uwagi na sobie, na własnym cierpieniu do niczego nie prowadzi, a wręcz pogłębia naszą rozpacz. Ale też myślę, ze na przeżycie własnego żalu (dokładnie mam na myśli samą rozpacz) powinien być czas, zrozumienie i duża wrazliwość empatia ze strony drugiego człowieka.Jeżeli pomoc to szczera, prawdziwa z serca plynąca.
Dobrze jeżeli ta gotowość pomocy drugiemu człowiekowi, chęć służenia , gdy jest tego potrzeba nadejdzie w miarę szybko to pozwoli ukoić nasz ból .Nie tylko ,bo przecież dużo spokoju , zadowolenia,radości jest w niesieniu pomocy.
I tu należy jednak powiedzieć, że szuka się pomocy tam gdzie jest nadzieja.
Zapewniam, że chętnie przeczytam poleconą lekturę.
Pomoc duchowa Księże Marku niezastąpiona!
Dziękuję!
Tak. Skupianie się na sobie to narcyzm, dziś też mówi się o ksobności. Tymczasem chrześcijanin to ten, który wzorem Chrystusa, jest zdolny do ogołocenia się ze wszystkiego, co tylko posiada. Dawać siebie Bogu i innym, oto sposób na wyzwolenie, na przejście w wymiar wieczności, szczęścia bez miary. Niech Pani sobie pomysli, co pani lubi robić. I że tak będzie z tym na wieki. Nie chodzi o to, że tak będzie faktycznie, to już nie nasza sprawa, ale jakaś sonda w sumienie zostanie zapuszczona.
Chyba nie jestem jeszcze na tym etapie drogi bym potrafiła całkowicie wszystko co ludzkie zastąpić na boskie.
To nie o to chodzi, Pani Ewo. Chodzi o ogołocenie. O stanięcie przed Bogiem tylko ze sobą samym. Bez tytułów, sukcesów, smutków i radości, przyjaźni i znajomości. Tylko ja, i moja ludzka zdolnośc miłowania, mająca swe zakotwiczenie – lub nie – Miłości Wiecznej i Czystej.
A co z odpowiedzią na pytanie o to, co pani lubi robić najbardziej na świecie?
To jeszcze w ramach pomocy drugiemu czlowiekowi.
Ksiądz Arnold Dreschler-na spotkaniu w kurii opolskej powiedział o Ks. Grzywoczu, (ktorego głos poznałam dzięki X. Markowi) , że „Ks. Grzywocz tworzył liczną parafię personalną ludzi ,którym pomógł”
Czytając tu na blogu komentarze, dedykacje widzę, że Ksiądz również taka parafię tworzy poprzez różne formy pomocy.
No to mi Pani teraz ćwieka zabiła, Pani Ewo! Dziękuję za dobre słowo!
A co do księdza Grzywocza – miał kiedyś przy jakiejś okazji powiedzieć takie oto słowa (Chyba w kontekście ewentualnego swego zaginięcia???) Szukajcie mnie, nie ciała!
http://opole.gosc.pl/doc/4139902.Swinica-i-Bortelhorn