Nostalgia wiejskiego Proboszcza – byłem ojcem Mateuszem zanim to było modne!

Decyzją ministra Mariusza Błaszczaka metropolita wrocławski został odznaczony Złotym Medalem „Za zasługi dla Policji”. Odznaczenie hierarcha odebrał dziś z rąk Komendanta Wojewódzkiego Policji we Wrocławiu inspektora Arkadiusza Golanowskiego.

Medal „Za zasługi dla Policji” został ustanowiony 7 czerwca 2001 r., jako odznaczenie cywilne za wybitne zasługi w dziedzinie realizacji ustawowych zadań Policji. Zgodnie z ustawą wręcza się osobom, które inicjowały lub organizowały działania mające na celu zapobieganie popełnianiu przestępstw lub wykroczeń, zapobieganie zjawiskom kryminogennym, a także współdziałały w tym zakresie z organami państwowymi, organami samorządu terytorialnego lub organizacjami społecznymi.

http://niedziela.pl/artykul/27844/Wroclaw-Odznaczenie-Ministra-Spraw

To było jakieś 17 lat temu. Dobiegał końca rok akademicki, mój 3 w WSD. Trwała sesja egzaminacyjna roczników I do IV, zaś koledzy z lat V i VI przebywali na rekolekcjach przed święceniami diakonatu i kapłańskimi. To był czwartek, bodajże.

Po śniadaniu których z kolegów rzucił do mnie „jakiś ksiądz Cię szuka”. Byłem umówiony z moim proboszczem, że zabierze kilka moich rzeczy do domu, na wakacje, które miały rozpocząć się za dzień czy dwa. Obszedłem cały budynek WSD, ale księdza Zbigniewa nigdzie nie zobaczyłem. Zobaczyłem jednak innego księdza, który stał przed tablicą informacyjną, przyglądając się informacjom na niej zamieszczonym. Zapytałem, czy potrzebuje jakiejś pomocy, zwłaszcza, że nie znałem go. Odmówił grzecznie, poczym dodał, że on do znajomego przybywa. Jakoś tak wyszło, że razem poszliśmy w kierunku pokoi kleryckich. Ramię w ramię, coś tam zamieniając między sobą w drodze. Zatrzymałem się przy swoim pokoju, a ów ksiądz także. Zapytałem go, czy on aby do Jacka S nie przybywa, bo go nie ma, jest na rekolekcjach. Na co słyszę, że nie, że ów kapłan szuka swego znajomego, który nazywa się, uwaga! Tak jak ja! Odrzekłem słowami Samego Pana: Ja Jestem! Człowiek obok mnie wydał się zachowywać pokerową twarz, ale nogi się pod nim ugięły. Ja, nie czekając wcale, zaprosiłem go do pokoju, zainteresowany, co to za niby mój znajomy i jakie sprawy go sprowadzają. Usłyszałem historię co najmniej dziwną, o jakimś krewniaku, co jest w innym WSD, że choruje, że szuka kontaktu, takie tam szmery-bajery. W ciągu 5 minut przekonałem człowieka, że raczej to wszystko nie ma związku ze mną. Rozmówca przeprosił i wyszedł. Ja wyszedłem w ślad za nim, szukając kolegi, który miał kontakt z WSD wspominanym przez mego gościa. Kolega na to wszystko mówi mi: idź, powiedz rektorowi o wszystkim, bo to dziwna historia. Posłuchałem kolegi. Wróciłem do siebie po sutannę, ale też zajrzałem do biurka, do portfela. A tam pusto! Ostatnie pieniądze na bilet do domu wsiąkły! Dawaj, w te pędy biegnę do rektoratu. Jestem u celu, a tu zza zakamarka wygląda mój gość, i pyta, czy mogę mu drzwi odkluczyć, bo są zamknięte! Odpowiadam, że za moment, i jednocześnie pukam do drzwi rektoratu. Po chwili otwiera rektor a ja do niego od razu, bez zastanowienia wypalam: czy mogę porozmawiać z księdzem rektorem w obecności tego oto księdza tutaj? – wskazując na gościa. Weszliśmy obaj do rektoratu, a ja dalej na tym samym chyba oddechu, mówię: ten oto ksiądz tutaj mnie okradł! Słucham samego siebie, i myślę sobie, że coś mi się pozajączkowało. No bo jak? Pierwszy raz człowieka na oczy widzę, grzeczny jest, uprzejmy, a ja na niego z takim oskarżeniem? Jednak na szczęście rektor mnie wyrwał z tego nawału myśli, pytaniem do gościa: kto go wpuścił do seminarium i po co? Gość odpowiedział wówczas, że on choruje na cukrzycę, i że poprosił dyżurującego na furcie kleryka by go wpuścił. Rektor poprosił gościa o dokument, że jest księdzem, a ten wyciągnął książeczkę diabetyka, bodajże. Chwilę później rektor wypytał go o przynależność do diecezji (zgadnijcie, jaką podał?). Okazało się, że nie mają tam takiego kapłana, ani taki nie był święcony. Wtedy kolejny telefon był już na 997 i gościa, przebierańca, zabrała Policja.

Okazało się, że ów człowiek w jakiś okresie czasu okradł kilka seminariów ze sprzętu rozmaitego i pieniędzy. U nas udowodniono mu kradzież kwoty, za którą groziło kolegium, które wówczas jeszcze obowiązywało. Oskarżony wówczas się nie stawił. Skutecznie go ujęto dopiero za jakiś czas.

Ot, taka nostalgia wiejskiego proboszcza mnie naszła!


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Dzieje, Variae i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Zostaw komentarz