Na początku lutego byłem na sztuce pod tytułem „Wściekłość”, na motywach prozy E. Jelinek. Sztuka od początku do końca (przez niemal 180 minut) z większym lub mniejszym natężeniem wbijała mnie w osłupienie. Było ono powodowane chyba przede wszystkim konstatacją, iż tak jesteśmy zaimpregnowani przez media na wrażliwość, na człowieczeństwo i cud, jakim ono jest, że już nie potrafimy inaczej reagować, jak tylko oklaskami dla aktorów, którzy swoją pracą nam to uświadamiają. Jeśli tak dalej pójdzie, to nasze pokolenie, no, może jeszcze jedno po nas, i zacznie się gwałtowna redukcja mieszkańców ziemskiego globu. Każdy, kto będzie miał przeciw komuś coś, będzie sam brał sprawy w swoje ręce. Przetrwają tylko najsilniejsi lub najbardziej cwani.
Tutaj krótka recenzja „Wściekłości”.
Moja zaś refleksja jest taka: To od nas zależy, jacy będziemy, jaki etos życia wybierzemy. To po pierwsze.
Po drugie: bez względu na to, jaki światopogląd prezentujemy a jeszcze bardziej, wyznajemy, potrzebujemy czerpać z poza siebie, potrzebujemy zewnętrznego Źródła wartości, Które Samo w Sobie i z Siebie zna nas najlepiej i ustrzeże nas przed samymi sobą. Sami bowiem z siebie to my skłonni jesteśmy li tylko do zachowań motywowanych, karmionych wściekłością i do niej prowadzących, pomnażających ją.
Do teatru chodzę od bardzo niedawna, jednak zawsze w stroju duchownym. Tak było i teraz. Sala Teatru Powszechnego nie była jakoś przesadnie nabita widzami, ale było ich trochę i nie umknęło ich uwadze, że pośród nich był ksiądz. Bardzo mi się przyjemnie zrobiło, kiedy jedna z osób z obsługi teatru, odważnie, zdecydowanie pozdrowiła mnie: „Szczęść Boże!”. Ktoś inny jakąś inną formę grzeczności zaprezentował. Mimo, iż w sztuce Pani Jelinek duchowieństwo jest pokazywane jako przedmiot warunkujący występowanie wściekłości w świecie, jako zakłamane i do cna dwulicowe, to jednak czułem się pośród widzów przyjęty, a nie tylko tolerowany. Z kolei z mojej perspektywy, ludzie którzy przyszli „Wściekłość” obejrzeć, zdawali się być potrzebującymi „katharsis”, a więc mogli być wyposażeni w dary nadprzyrodzone, które by im umożliwiły znalezienie Źródła. Ksiądz zaś między nimi, a więc moja obecność, wierzę, mogła być też darem nadprzyrodzonym, danym w konkretnym wtedy, „tu” i „teraz”. Pan daje łaskę swemu ludowi! Nie pozostawia go sierotami.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Czemu w „Ojcze nasz ” mowi się „i nie wódź nas na pokuszenie”? to Pan Bóg nam zsyła pokusę, zawsze mi mówiono , ze diabeł.
Zerknie pani sobie tutaj: http://mateusz.pl/ksiazki/js-npp/js-npp_31.htm do tekstu o. Salija
Tutaj: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/tyniec2015_mnich-mp1.html tez ciekawy głos.
Dziękuję.