Byłam na pewnym kongresie. Podczas paneli dyskusyjnych specjaliści dyskutowali, a widownia… no właśnie, spójrzmy na nią. Część, oczywiście, zaintesowana, słucha, robi nawet notatki, w przeznaczonym na to czasie zadaje pytania. Zdarzają się jednak inne sytuacje – a to ktoś rozmawia (na sali, w której trwa właśnie panel dyskusyjny) przez telefon, a to czyta gazetę, a to przegląda Facebooka… Nie mówiąc już o tym, że niektórzy wykorzystują także krzesło obok, by zarzucić tam zmęczone życiem nogi… Dodajmy, że wiek widowni zawiera się w większości w granicach 30-50 lat.
Początkowo przychodzi mi na myśl refleksja, że, gdyby przedstawiony wyżej opis dotyczył uczniów gimnazjum (czy, w ostateczności, nawet liceum), byłabym w stanie takie zachowanie zaakceptować. U studentów takie zachowanie już mnie irytuje. U ludzi biznesu natomiast, takich jak choćby uczestnicy przytoczonego kongresu, to niedopuszczalne! Trochę szacunku dla mówcy (wykładowcy, eksperta, dyskutantów, etc.)!
Doszłam jednak do wniosku, że takie przyzwolenie dla jednych, a wymaganie od kolejnych, nie jest do końca na miejscu. Jeżeli daję człowiekowi z gimnazjum/liceum przyzwolenie na lekceważenie innych (bo ten uczeń to przecież jeszcze prawie dziecko, taki niedoświadczony w życiu, przychodzi trudny etap dojrzewania, nastoletniego buntu, więc to praktycznie norma, że musi mieć jakieś swoje ,,wybryki”…), to taka osoba idzie potem na studia z takimi przyzwyczajeniami, a potem wchodzi w dorosłe życie, może zakłada własną działalność i złe przyzwyczajenia mogą pozostać. Trudny wiek trudnym wiekiem, ale trzeba zwracać uwagę, kształtować… Posłucha, nie posłucha – to inna sprawa, ale osoba otrzymuje sygnały, pewną informację zwrotną dotyczącą swojego zachowania.
W analogiczny sposób jak szacunek (czy jego brak) w stosunku do innych ludzi, można rozpatrzyć drogę chrześcijaństwa człowieka. Nikt nie rodzi się święty i to jest więcej niż pewne, że będą się w życiu pojawiały grzechy, momenty słabości. Niewłaściwe jest jednak założenie, że, przykładowo – na etapie wiary, na którym jestem, nie ma problemu, że popełniam pewien konkretny grzech, bo on ostatecznie nie jest taki straszny, a do doskonałości jeszcze i tak mam daleko. O tej doskonałości, to już kiedyś pisałam. Pewnie, że nie osiągnę doskonałości z dnia na dzień, ale nie mogę zadowolić się byle czym. Nie mogę zostać na ,,jako takim” poziomie, bo już jest nieźle. To za mało. A jeżeli dam sobie (czy komuś) przyzwolenie na jakieś zło, coraz trudniej będzie się go pozbyć. Wybaczcie, jeśli długość tego wpisu zniechęca, ale muszę jeszcze doprecyzować jedną rzecz. Mówiąc ,,przyzwolenie” mam na myśli świadome pozwolenie sobie czy komuś na jakieś zło (o możliwych przyczynach tego ,,pozwolenia” wspomniałam wyżej, nie będę się więc powtarzać). Nie chodzi mi o sytuacje ludzkich upadków, ale długotrwałą postawę, która po prostu na te upadki się godzi, przyzwala na nie.
Jezu, ufam Tobie!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Ostatnio wogóle nie mówi się, a przynajmniej nie słyszę nauk, o grzechach cudzych.
Tak bym to skrótowo ujęła: do grzechu namawiać, na grzech przyzwalać itd
Należy uczyć o wszystkim – tak jak dzieci do I Komunii muszą pozaliczać pewną określoną wiedzę. Potem jednak w nauczaniach Kościoła powinno być podtrzymywana moc tej wiedzy, a często zdarza się wybiórcze wspomaganie. A czy jedno nie wynika z drugiego, czy nie jest to logiczny ciąg i gdy jedno wypadnie, robi się luka, w którą bardzo szybko Zły zechce swoje wcisnąć tłumaczenie?
Pozdrawiam i błogosławię
Dotknęła Pani ważnego problemu. Niestety charakterystyczne dla tych czasów i dla każdego wieku, i w każdej grupie zawodowej, w rodzinach nie umiemy słuchać. Myślę, że nie do końca jest to brak szacunku.Prawda, że wspomaganie, podtrzymywanie jest niewystarczające.Każdy sobie po swojemu daje wygodne prawa, inaczej pojmuje obowiązki wobec drugiego człowieka. I ten niewysłuchany, zlekceważony po drodze zgubiony. Lęk, strach, wygoda, obojętność to przyczyny przyzwolenia na zło. Ale też uważam, że „Pokochaj siebie” inaczej jest rozumiane.
Na koniec coś optymistycznego.
W Warszawie w centrum osiedla odbyła się wspaniała zabawa dla dzieci, młodzieży i też mogli wziąć udział dorośli. Zorganizowała to młodzież „Pan Jezus na Fali” Gościł też ks. Piotr Pawlukiewicz, który wniósł dużo humoru i po sobie pozostawił ślad Także dzieje się dzieje, kochana jest młodzież!