Po pewnym grzechu nienawidziłam siebie. Było tak za każdym razem. Ostatnio przechodziłam nad tym jakoś bardziej obojętnie. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, dlaczego już nie nienawidzę siebie po tym grzechu. I mieć pretensje. Czy słuszne?
Oczywiście, powinien być żal za grzechy. Żal w sensie takim, że wiem, że Bóg mówi mi: ,,to jest złe”, a ja wierzę Jego Słowu. Nawet, gdy nie do końca to rozumiem. Jednakże, jeśli zaczynam siebie nienawidzić, nawet po grzechu, to powinnam mieć świadomość tego, iż to uczucie od Boga nie pochodzi. Bóg mnie kocha. Kocha mnie tak samo, w każdym momencie mojego życia. Tak samo mocno. Zaprasza mnie też do tego, by naśladować Jego Miłość. Także względem siebie samej! O tym może nie zawsze się mówi. Na ogół słyszę raczej o miłości Boga (i do Boga) oraz drugiego człowieka (bliźniego). A przecież Przykazanie Miłości mówi wyraźnie o miłości własnej. Mało tego, to z niej ma wypływać miłość względem innych. Mam więc kochać samą siebie miłością na wzór Mistrza Miłości. Miłością miłosierną.
,,Nie bójcie się żyć dla Miłości, dla Tej Miłości warto żyć!”
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Dam to, co mam – można by tymi słowami podsumować zasadniczą myśl wpisu Agnieszki. Nie da się kochać, szanować kogoś, nie mając szacunku do samego siebie. W związku z tym warto też sobie poprzeglądać maski, jakie nakładamy, czy też dajemy sobie nakładać.