Opowieść z cyklu Życie studentki medycyny. Kość krzyżowa to Os sacrum. Wiedzieliście? 🙂 Czy z tego wynika, że sfera sacrum mojego życia ma być…krzyżowa?
Sacrum kojarzy mi się, z rączkami ładnie złożonymi (najlepiej pod odmierzonym kątem 45 stopni, żeby się nikt nie czepiał). Modlitwa w cichym kościele, śpiew chóru, itd. I owszem, to jest sfera sacrum. Tylko, że bez tej ,,krzyżowej” duchowości i świadomości to wszystko będzie bardzo płytkie…
O co mi chodzi? Mam na myśli wewnętrzne przekonanie o tym, że tak naprawdę każda moja modlitwa ma sens tylko w świetle (a może w cieniu…?) Krzyża Chrystusa, Misterium Paschalnego. W końcu tajemnica wiary głosi: ,,Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci!”
Jaśniej – modlitwa ma sens, gdy wiem, do Kogo mówię (a nie tylko recytuję formułki, które nie mają dla mnie bliżej określonego znaczenia i sensu). A skoro mam już tę świadomość Obecności Boga, Misterium Paschalne jest czymś nieodzownym! Poza tym, jestem powołana, by naśladować Jezusa, by nieść swój krzyż. Czasami modlitwa może być swego rodzaju krzyżem, wymagać wysiłku. Nie zawsze jest tak, że mam ochotę się modlić. Wtedy jednak, gdy przychodzi zniechęcenie i zwątpienie, warto, bym podjęła trud trwania na modlitwie, trwania przy Bogu. Czasem tym krzyżem może być także to, że muszę z czegoś zrezygnować, aby móc się pomodlić, uczestniczyć we Mszy Świętej; wysiłek, który muszę podjąć, by stanąć przed Bogiem.
Któryś za nas cierpiał Rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.