Ćwiczenia. Asystent zadaje pytanie. Nikt nie kwapi się do odpowiedzi. Ja też nie, chociaż znam odpowiedź. Po chwili asystent mówi, że wyrzuci grupę z ćwiczeń, jeśli zaraz nie usłyszy odpowiedzi. Za dużo do stracenia, trzeba więc przemóc nieśmiałość i powiedzieć, co się wie.
Są w życiu duchowym różne sytuacje. Czasem bywa tak, że odkładam spowiedź do ostatniej chwili, np. przed Świętami. Czasem z kolei kombinuję sobie, co by tu zrobić, żeby było fajnie, ale żeby Pana Boga nie obrazić. Takie balansowanie na granicy. Czy to już grzech, jeśli…? A tak mogę zrobić…? Gdy zadaję takie pytania, sama mam przecież świadomość, że z tym, co chcę zrobić jest coś nie tak. Jeśli jednak znajdę kogoś (a już najlepiej katolika), który powie mi, że mogę to zrobić, to będę mu wdzięczna za przyzwolenie. Nie zrobię czegoś, kiedy wisi nade mną jakaś sankcja, pójdę do spowiedzi, gdy jest na to ostatni moment, gdy jest za dużo do stracenia.
Cóż z takim postępowaniem? Ogólnie, można powiedzieć, że to dobrze, że w ogóle coś mnie trzyma i wyznacza zasady, że respektuję Przykazania (mimo że czasem szukam, jakby tu Je ominąć). Wszystko fajnie, tylko czy o to chodzi?
Słyszałam kiedyś genialne słowa na temat posłuszeństwa Jezusa względem Ojca. Mianowicie, jakiś ksiądz powiedział, że to, że Jezus musiał wypełnić wolę Ojca spowodowane było pewnym przynagleniem miłości. Przynaglenie miłości… Jakie to piękne! Musiał, bo kochał. Tak powinno być z moją wiarą. Ten ,,przymus” chodzenia do kościoła, spowiedzi przynajmniej raz w roku powinien być takim przynagleniem miłości. Robię to, bo Go kocham. Zakochałam się i nie jest to już dłużej moje jarzmo, ale radosna służba Jemu. Tak w rytm jednego z kanonów: ,,Nie bójcie się żyć dla Miłości, dla tej Miłości warto żyć!”.
Jezu, naucz mnie kochać Cię ponad wszystko!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.