Bo ja chodzę do kościoła…

Często słyszy się takie hasła: ,,Ja chodzę do kościoła, się modlę i dlaczego to jest tak w moim życiu, jak jest, skoro powinno być inaczej”. Nigdy nie słyszałam natomiast (może ktoś słyszał, mnie nie było dane) słów: ,,Ja tak bardzo wierzę, a w moim życiu nie jest tak, jak być powinno”.

Trzeba sobie pewną sprawę dobitnie uzmysłowić: modlitwa, chodzenie do kościoła nie są tożsame z wiarą. Są to pewne zewnętrzne przejawy wiary, które, chociaż, owszem, są potrzebne, nie są jednak samą wiarą. Czym więc jest wiara? Pewnie dla każdego czymś innym. Wydaje mi się, że jest to rodzaj osobistej relacji z Bogiem i pewności Jego opieki. Już kiedyś o tym pisałam, że Boga łatwo włożyć między bajki, a cudom przypisać cechy magiczne i w dodatku klasyfikować je jako coś, co tak naprawdę się nie zdarza. A jeśli nawet, to nie zwyczajnym ludziom.

Patrzę na siebie, na to, co mówię w modlitwie, a co robię i jak bardzo brakuje mi w tym wszystkim wiary. Oczywiście, wchodzi tu jeszcze kwestia ludzkiej słabości i skłonności do grzechu, ale potrzebna jest też samoobserwacja i korygowanie swoich postaw. Błędem jest bowiem spokojne przyjęcie, że grzeszę, bo mam taką skłonność i przejście na tym do porządku dziennego. Na pewno jest to wygodne, ale ostatecznie do niczego nie prowadzi.

Zatem kreowanie siebie jako wierzącego na podstawie chodzenia do kościoła, jest oszustwem. Do wiary potrzeba czegoś więcej. Otwartego serca i szerszego spojrzenia na świat, ludzi i samego siebie. Przygotowania się na to, co Bóg chce mi dać. Bo tak często nie wiem, o co proszę, a już tym bardziej nie wiem, co z tym zrobię, bo zwyczajnie nie wierzę, że to dostanę.

Jezu, przymnóż mi wiary!


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na Bo ja chodzę do kościoła…

  1. b pisze:

    Jest tyle osób które nadgorliwie uczęszczają w Mszy św. tylko po to żeby „zasłużyć” się u Najwyższego, tylko po to się modlą aby zaplusować. W mojej opinii, ze tego co dotychczas zrozumiałam to tylko wiara i odkrycie ze jesteśmy częścią Boga zaprowadzi nas do głębi której nawet ludzki rozum nie potrafi pojąć. Prawdziwa modlitwa to ta gdzie odkrywamy razem z Jezusem i Jego naukami, ze chociaż koleje życia są różne ( tak jak i Jezusa i Maryi), to trwając mocno w wierze On wyprowadzi Nas z największych czeluści..Czasami życie płata nam figle tylko po to aby się ocknąć i zwrócić się tam gdzie powinniśmy. Żadne dobra materialne nie zapewnią nam swobody duchowej jakiej można zaznać przez modlitwę. Czasami nie otrzymujemy tego co chcemy bo może właściwie to o czym myślimy nie jest dobre dla Nas. Ja sie modlę o prowadzenie , nie ważne co mi przyniesie, najważniejsze abym szła przez życie z Bogiem w sercu. Tego tez wszystkim życzę z całego serca.

    • Agnieszka D pisze:

      Życie nie płata figli.
      Jeśli mam wiarę to ku opamietaniu to właśnie Bóg interweniuje. Nie przypadek, nie życie, nie złośliwy los. To złudne myślenie.
      To nasze działanie, szereg naszych decyzji niesie za sobą zawsze konsekwencje.
      Nie wydaje mi się też właściwym użycie wyrażenia że modlitwa daje swobodę duchową. W naszej wierze nie istnieje pojęcie swobody duchowej wręcz przeciwnie.
      Mniemam że mogłam źle odczytać intencje.

    • Agnieszka D pisze:

      I cóż to znaczy: nadgorliwie chodzić na Mszę by się zasłużyć?
      Tylko Bóg zna serca i jest w stanie ocenić intencje.

  2. Agnieszka D pisze:

    A jeśli chodzi o tekst to też mały niuansik znalazłam.
    ” Do wiary potrzeba czegoś więcej. Otwartego serca i szerszego spojrzenia na świat, ludzi i samego siebie.”
    Nie bardzo rozumiem co masz na myśli pisząc że człowiek do wiary potrzebuje oprócz otwartego serca..a w zasadzie brakuje mi meritum w tym zdaniu które według mnie mogłoby brzmieć tak: Potrzeba otwarcia serca na Boga.
    I tylko to…jeśli otwiera się serce na Ojca to On wszystkiego udzieli. Błędem jest otwieranie się na świat i na ludzi a nawet na siebie. To mamy widoczne np w religiach wschodu. Jeśli otwieram się na Boga a Bóg jest Miłością to naturalną konsekwencją będzie poznanie siebie w Jego oczach i chęć dzielenia się Tą Miłością z bliźnim i chęć świadczenia o Niej na świecie.

  3. b pisze:

    Absolutnie nie moją intencją jest pouczanie kogokolwiek.
    Na forum wyraziłam tylko swoje odczucia i swoją opinie. Pod pojęciem swobody duchowej miałam na myśli odnalezienie, otwarcie się na łaski Boga, bo ona uwalnia Nas od utrapień. Niektóry chodzą na msze św. bardzo często, a życiu chodzą po omacku krzywdząc tych samym innych i uważając się za lepszych Chrześcijan. Stąd to moje stwierdzenie.

    • Agnieszka D pisze:

      Dziękuje.
      Ja rozumiem że to Pani osobista refleksja.
      Uważam ją jednak za niedoprecyzowaną.
      Refleksja osobista powinna wpierw dotyczyć samego siebie a nie oceny innych.
      Proszę mnie spróbować zrozumieć. Można skrytykować i zganić konkretne zachowanie bliźniego i jeśli jest karygodne trzeba interweniowac. Natomiast nie do Pani należy ocena człowieka.
      Bóg jeden wie jakie grzechy jakie zranienia czy jaką pracę człowiek wkłada w relacje z Nim.
      Wystarczy poczytać życiorysy świętych – też mieli wady które innym przeszkadzały a i wiedzę i spotkania z Bogiem mieli…tego żaden człowiek nie uniknie tych słabości. Ani Pani pisząc tu w taki sposób że chce się myśleć czy a nuż nie ma się za lepszą od tamtych (którzy może dlatego często chodzą bo znają swoje słabości), ani ja nie jestem lepsza bo gdybym chodziła tak często jak Pani opisuje to zapewne znalazłabym się w tej skrytykowanej grupie – bo tak często upadam.
      Lecz mam świadomość – zwłaszcza w Roku Miłosierdzia !- że ” moc w słabościaciach się doskonali”

      • Agnieszka D pisze:

        Doprecyzuje :
        Nie świadomość – mam Wiarę w Boże Miłosierdzie, wiarę że moje słabości Bóg może przekuć tak jak złoto które w ogniu się doskonali, czy podołam ? Tego nie wiem aż dotrę do Celu

  4. Reblogged this on Do Emaus … and commented:

    kreowanie siebie jako wierzącego na podstawie chodzenia do kościoła, jest oszustwem. Do wiary potrzeba czegoś więcej. Otwartego serca i szerszego spojrzenia na świat, ludzi i samego siebie – polecamy ten wpis.

  5. Pingback: Bo ja chodzę do kościoła… | Do Emaus ...

Zostaw komentarz