O największej obeldze

Słyszałam różne rzeczy na swój temat. Bardziej i mniej miłe. Czasami wyzwiska. Co ciekawe, i smutne jednocześnie, jest jedno hasło, które budzi we mnie szczególnie wiele emocji: gorliwy chrześcijanin (nie chcę tutaj się kreować na taką czy inną osobę, ale jedynie pokazać pewną tendencję).

Cóż więc? Nie chcę przytaczać dokładnych okoliczności i sytuacji, w których zostałam nazwana gorliwą chrześcijanką, gdyż są one w tym momencie najmniej ważne. Słyszę takie hasło i krew mnie zalewa. Czy ja mam na czole wypisane, że jestem praktykującym chrześcijaninem?! Skąd oni to wiedzą?! I jak mogą publicznie zrobić mi coś takiego?!

Ale o co halo jest? Co się dzieje? Przecież jestem chrześcijaninem, tak czy nie? No tak, to fakt. Gorliwość to już pojęcie bardziej względne, ale ok, jestem praktykująca, nie zaprzeczę. Dlaczego więc traktuję bycie ,,gorliwym chrześcijaninem” czy w ogóle chrześcijaninem jako największą obelgę? Ano pewnie dlatego, że dochodzi tu do głosu moja wewnętrzna postawa, że ja się wiary najzwyczajniej w świecie wstydzę.

I cóż z tym zrobić? Chyba popracować nad tym, dbać o relację z Jezusem i o jej autentyczność. Gdy stanie się prawdziwie autentyczna, to zniknie wstyd. Bo niby dlaczego mam się wstydzić Przyjaciela?

Chryste, przymnóż mi wiary!


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Formacja Sumienia i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Zostaw komentarz