Modlitwa wstawiennicza i wzajemna pomoc jest bardzo ważna i nie powinno dla nich brakować miejsca w moim życiu. Trzeba jednak pamiętać, aby mieć oczy cały czas otwarte i dobrze obserwować sytuację wokół.
Mam na myśli mianowicie, że zdarza się tak, iż w intencjach modlitewnych i próbie konstruktywnej pomocy przestaję zauważać swoich najbliższych. Chcę działać w wielkich sprawach, modlę się o pokój na świecie, udzielam się w modlitewnej grupie wsparcia i żyję często problemami osób poznanych na internetowym forum katolickim. To dobrze, bo potrzeba powszechnego zainteresowania sprawami ważnymi dla całego świata. Grupy modlitewne i fora katolickie zaś zapewniają osoby potrzebujące duchowego wsparcia, że jest ktoś, kto ofiaruje za nie swoją modlitwę, czasem doradzi. To niezwykle istotne. Muszę zadać sobie jednak pytanie, czy dostrzegam też potrzeby mojej rodziny, przyjaciół, parafii, wspólnoty…? Czy zauważam ich wołanie (czasem nieme) o wsparcie, rozmowę, zwykłe pobycie razem?
A może wydaje mi się, że jestem powołana do czegoś większego niż noszenie zakupów starszej sąsiadce czy modlitwy w intencji przeziębionego wikariusza? A może właśnie tak wygląda największa pomoc i najtrudniejszy do spełnienia uczynek?
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Za każdym razem podczas Mszy Św., w modlitwie różańcowej, czy przed Najświętszym Sakramentem polecam kogoś mi bliskiego, nigdy „wielkie sprawy” czy samą siebie. Rodzinę, znajomych i ich bliskich potrzebujących wsparcia modlitewnego. Jednak nade wszystko pamiętam o tych, którzy w najgorszych momentach mojego życia w jakikolwiek sposób byli przy mnie. Tych, którzy usłyszeli moje nieme wołanie a dla których nie jestem nawet nikim bliskim.