Trąd – choroba, która dopiero od 250 lat z okładem mogła zostać leczona skutecznie, dzięki odkryciu przez Hansena bakterii powodujących trąd. Po dziś dzień, nie tylko w dalekich, egzotycznych krajach, ale też w nie tak odległej Rumunii są kolonie trędowatych. Zdarzają się tez przypadki zachorowań w Hiszpanii, Portugalii. Miejsca odosobnienia chorych nazywane tez bywają leprozoriami, gdyż zamiennie chorobę trędowatych nazywa się leprą.
W ST występują liczne wzmianki o trądzie. Chociaż współcześnie występujący trąd był na pewno nieznany starożytnym, hebr. słowo sāra’at (lepra w Wulgacie) nie jest tak ograniczone w swym użyciu i obejmuje choroby skóry najróżniejszego rodzaju. Fragment, jakiego wysłuchaliśmy dziś z księgi Kapłańskiej nie dotyczy choroby Hansena, lecz przejściowych zaburzeń, których symptomy wymieniono w Kpł 13,1-44, a wszystkie one były uleczalne. Prymitywna medycyna wszystkie takie dolegliwości uważała za bardzo zaraźliwe, stąd wymaganie ścisłego odizolowania chorego; uczeni w Piśmie przypisywali trąd grzechom człowieka. Choroba miała być wg nich karą zwłaszcza za grzech skąpstwa.
Dotykanie trędowatego było zakazane i sama myśl o tym u większości Żydów budziła odrazę. Trąd dla nich oznaczał utratę cielesnej czystości niezbędnej do uczestniczenia w kulcie Jahwe, co prowadziło do religijnego i społecznego ostracyzmu.
Minęło 2 tysiące lat i okazuje się, że nadal pozostaje w człowieku dzisiejszym ogromny pokład tegoż ostracyzmu – woli skazywania na zapomnienie, przekreślenie i pozbawienie czci oraz honoru dla bliźniego. Przykładów mamy bez liku: uczniowie, którzy wkładają mnóstwo pracy w naukę, by cieszyć się wzorowymi ocenami są nazywani kujonami. Pracujący w zakładach, uczciwi, punktualni i pełni oddania dla firmy pracownicy natychmiast otrzymują łatkę wazeliniarzy i donosicieli. Ludzi Kościoła zaś, którzy postawą swego życia dają świadectwo Ewangelii określa się mianem ultrakatolików. Ci w mig zostają zaszufladkowani poza Kościołem „przeciętniaków”, którzy nie wychylają się poza kierunek wyznaczony przez tzw. „opinię publiczną” czy „polityczną poprawność”.
Co ciekawe, tendencje tego typu działają zgodnie ze stanowionym prawem: W Londynie zapadł kontrowersyjny wyrok dyskryminujący chrześcijan. Decyzją sądu, która zapadła 16 lipca 2008, szesnastoletniej Lydii Playfoot, uczennicy liceum w Horsham, zakazano sądownie nosić do szkoły tzw. obrączki czystości, na której wygrawerowany jest cytat z Biblii zachęcający do przedmałżeńskiej wstrzemięźliwości seksualnej. Jest to fragment z 1 Listu św. Pawła do Tesaloniczan: „Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać ciało własne w świętości i we czci, a nie pożądliwej namiętności, jak to czynią nieznający Boga poganie”. Podobnych przykładów na Wyspach Brytyjskich, jak i w inny krajach Europy oraz świata można spotkać znacznie więcej. W Polsce wcale nie jest inaczej. Kilka lat temu dziesiątki studentów, członków rozmaitych młodzieżowych środowisk duszpasterskich, wzięło udział w konkursie na plakat walentynkowy będący równocześnie reklamą pewnego koncernu spożywczego, mającego swe oddziały także w Polsce. Prace, które zawierały hasła związane z Bogiem, które odnosiły się to treści biblijnych zostały zdyskwalifikowane na kilka godzin przed zamknięciem konkursu. Co najważniejsze – niektóre z nich wygrywały sporą przewagą głosów, co można było zauważyć na portalu konkursowym. Rodzi się w obliczu tych, i wielu podobnych sytuacji, pytanie: komu i dlaczego zależy na tym, by katolików zamykać w „leprozoriach” ich własnych domów, świątyń, salek katechetycznych? Myślę, że odpowiedź jest dość prosta. Jest nią strach przed Chrystusem i Jego Ewangelią. Trudnością, bowiem niebywałą dla wielu są po dziś dzień słowa zachęty, jakie do Koryntian kierował Apostoł Paweł: Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie!
Nie dla egoizmu, własnych pobudek, chęci zysku, czy dokuczenia komuś, nie dla podziału na MY i ONI, lecz bycie i działanie dla bliźniego, w zgodzie z otrzymanym życiowym powołaniem – z jednej strony; z drugiej zaś wola bycia nieustannie oczyszczanym ogniem miłości Chrystusowej – oto skuteczny oręż w walce z tym wszystkim, co nie pozwala na realizowanie słów zachęty Pawła. Wówczas głośno i wyraźnie słyszeć będziemy mogli Chrystusowe: Chcę! Bądź oczyszczony!.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Odnośnie sytuacji która miała miejsce w Anglii, mnie bardziej zastanawia gdzie leży granica między wolnością sumienia i wolnością światopoglądową a (coraz silniejszym dzisiaj) relatywizmem moralnym. O ile kiedyś społeczeństwo Europy bazowało na zasadach chrześcijańskich i całe było zdominowane przez kulturę łacińską o tyle dzisiaj nie ma jednej uniwersalnej doktryny, stąd problem z ustaleniem co jest dobre a co złe, jakie postępowanie jest szlachetne a jakie karygodne. Dlatego niektórym wydaje się że np rozwiązłość to coś dobrego a „narzucanie” innym zasad chrześcijańskich to coś złego.
Temat można dyskutować w kilku różnych kierunkach. Ja póki co, poprzestanę na jednym z nich: nie jest ze mnie taki cud. Ja się nim staję, mogę stawać, ale pod warunkiem, że uznam, iż potrzebuję oczyszczenia, ciągłego wydoskonalania, a Źródło Doskonałości jest poza mną i potrzebuję z Niego zaczerpnąć.
Mądrze ksiądz powiedział że tak naprawdę temat jest bardzo obszerny ale jednak zastanawia mnie jak wytłumaczyć komuś kto istnienia żadnej formy transcendencji wobec świata materialnego nie dopuszcza że ta postawa o której ksiądz mówi powinna być respektowana a nie pogardzana.
https://progress4u.wordpress.com/2015/03/04/odwaga/