Bojowanie ma niejedno imię. Dobrze jest wojować z przeciwnikiem, powie to każdy: ten, który jest niewolony, któremu zabrano ziemię, pracę, godność i poniekąd przyszłość; dobrze jest wojować – powie też ten, który produkuje broń i technologie wojenne, nie przejmując się w ogóle losem tych pierwszych, którzy nie raz sięgają dna, by choć na moment poczuć zaspokojenie głodu, dziecięcych marzeń, czy rodzinnej miłości.
Można by obie strony tego swoistego równania opisywać, rozwijać a i tak pewnie wnioski gdzieś by się rozmyły, czy w ogóle się nie wykształtowały. Zamiast więc iść we mgłę dywagacji, stańmy na gruncie konkretu, jakim jest każde nasze ludzkie JA w relacji do Boga i do bliźniego. Krótko mówiąc, co mogę zrobić JA, który wierzę w Boga i żyję pośród bliźnich, a nawet też dla nich – co mogę zrobić, by owe Hiobowe bojowanie okazało się Bogu na chwałę, a Kościołowi na pożytek. Niech będzie nam w tym pomocą historia z życia niemieckiego poety, Reinera Rilke.
Rainer Maria Rilke, podczas swojego ostatniego pobytu w Paryżu, przechodził codziennie ze swoją przyjaciółką obok domu, przy którym siedziała żebraczka. Żebraczka nic nie mówiła, nie patrzyła na przechodniów, siedziała zawsze w tym samym miejscu i trzymała wyciągniętą rękę. Można powiedzieć, że kobieta należała już do krajobrazu tej dzielnicy, była jednym z jej elementów. Rilke nigdy jej nic nie dał.
Jego przyjaciółka dawała żebraczce czasami drobne datki. Pewnego dnia przyjaciółka spytała poetę, dlaczego obojętnie przechodzi obok człowieka w potrzebie, dlaczego nigdy nic nie dał tej kobiecie.
Jej trzeba dać serce, a nie wkładać pieniądze do ręki! – odpowiedział poeta. Następnego dnia Rilke przyniósł i dał żebraczce przepiękną różę. I gdy uszedł ze swoją przyjaciółką kilka kroków, stało się coś niezwykłego: żebraczka popatrzyła na różę, potem popatrzyła na tego, od kogo ją otrzymała. Z trudem podniosła się z ziemi i podeszła do poety, ucałowała go w rękę i odeszła. Przez cały tydzień nie było jej na zwykłym miejscu. Dom, przy którym siedziała, wydawał się dziwny bez niej, czegoś brakowało w krajobrazie tej okolicy. Przyjaciółka poety zastanawiała się z czego w te dni żyje żebraczka, gdzie ona mogła się podziać? Po ośmiu dniach pojawiła się na swoim miejscu. Była milcząca jak dawniej, nie patrzyła na przechodniów, trzymała przed sobą wyciągniętą rękę. Z czego ona żyła przez te dni? – spytała przyjaciółka Rilkego. Żyła różą, którą jej podarowałem – odparł poeta.
Chrześcijaństwo to rzeczywistość, która nie zadowala się łatwymi rozwiązaniami. Hurra optymizm to coś dalece odległego od ducha Ewangelii Jezusa Chrystusa. Trzeba się zatrzymać, popatrzeć na Chrystusa, wsłuchać się w Jego Słowo, by wpierw usłyszeć: zostałeś obdarowany przeze Mnie ponad miarę – by potem najlepiej od razu – podjąć decyzję: chcę dar swój przekazywać dalej. Bo takie jest prawdziwe dobro i szczęście – ze swej natury potrzebuje się udzielać innym. W wielkim uproszczeniu obrazuje to dzisiejsza scena z Ewangelii: to, że Piotr związał swe życie z Jezusem, przyczyniło się do uzdrowienia teściowej Piotra – która, jakby poza kolejnością, bez wystawania pewnie w długiej kolejce, została uzdrowiona. Tym samym poznała i ona Mesjasza Bożego. Dobro Prawdziwe udzieliło się innym członkom domu Św. Piotra.
Tutaj jeszcze mała dygresja:
Być może był to moment, w którym Pan Jezus uzdrowił nie tylko skutki ale też przyczyny tej niemocy. Ileż delikatnej troski było w tym geście podniesienia chorej kobiety z łóżka. Trzeba było, by spotkał się ich wzrok z sobą, a tym samym teściowa Piotra zobaczyła siebie jako dziecko Boże, w oczach Jezusa oraz widząc Jego Boskie oblicze, pełne miłości, przebaczenia, dobra. Kto wie, ile razy dotąd jej zięć mógł uczynić jej przykrość, ból. Nawet jeśli zięć ów jest wybrany i przeznaczony do wielkich dzieł Bożych, to zawsze będzie w drodze do ideału; zawsze będzie potrzebować przemieniającej łaski Bożej. Za jej pomocą, Bóg, który rozpoczyna każde dobre dzieło, będzie je kontynuował, prowadził i finalizował, zawsze też dając nadwyżkę, bo jest Bogiem hojnym, dającym tyle dobra, co ziaren piasku na plaży, czy też gwiazd na niebie.
W minioną niedzielę mogliśmy podczas liturgii Mszy Świętej usłyszeć słowa Św. Pawła Apostoła:
Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!
Bojowanie w kontekście głoszenia Ewangelii to dobry moment na podjęcie decyzji w której pozwolę Bogu na to, by działał cuda w moim życiu, nade wszystko, by czynił cud mego zbawienia.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Mam podobne odczucia, wydaje mi się że wielu ludzi, jeżeli w ogóle pomyśli o tym żeby komuś pomóc to zazwyczaj jest to tylko pomoc materialna i tak samo dzieje się w większej skali czyli w skali ustrojów politycznych. W państwach bogatych i wysoko rozwiniętych stać jest rząd na to żeby dofinansowywać wszystkie pomysły które powinny „uzdrowić” społeczeństwo i dzięki temu właśnie w tych państwach zawsze popularnością cieszyły się takie rozwiązania jak np. eugenika (do której nikt już nie chce się przyznawać) a w dzisiejszych czasach aborcja na życzenie. Zamiast docenić to co przynosi życie i nauczyć się wyciągać z tego wnioski wolą usuwać wszystkie niedogodności które ich spotykają i uciekać od problemów.
Panie Bernardzie! Nic dodać ani ująć! Zgadzam się z Panem całkowicie! Jest to, o czym Pan wspomina, taka „herezja aktywizmu”, której mamy przesyt. Dużo robić, mało myśleć.