Chyba w każdym z nas, choćby troszkę, ale jednak, jest tendencja do bycia mesjaszem, zbawicielem świata. Tego oczywiście najbliższego nam: rodziny, przyjaciół, współpracowników. Ta tendencja do „zbawiania świata” to motyw przewodni zaburzonych relacji, motyw, który może strasznie mocno narozrabiać w naszym życiu.
Schemat jest prosty. To kalka z Ofiary Chrystusa: ja muszę i nie ma zmiłuj. Nikt mnie nie może wyręczyć, ani dopomóc. Tylko ja sam. Tak było w Ewangelii. To fakt. Ofiara Jezusa była jednorazowa i tylko ON mógł jej dokonać. I trwa od 2 tysięcy lat, ponawiana na każdej Mszy Świętej. Obok niej NIE MA PRAWA być ŻADNEJ INNEJ OFIARY. Jeden Mesjasz i Odkupiciel wystarczy. Kto uważa inaczej, ten grzeszy, a kto czyni siebie mesjaszem, ten dodatkowo – bluźni Bogu, tak de facto gardząc Jego zbawieniem. Diabłu w to graj. Z tego bycia za wszelką cenę mesjaszem trzeba się spowiadać. Po to przede wszystkim, by wreszcie krzyż życia konkretnego człowieka na swe barki wziął Chrystus, uwalniając tegoż człowieka od brzemienia, którego nie jest on sam w stanie nieść. Pozwalając nieść krzyż Panu Jezusowi, nagle okaże się, że łatwiej jest żyć, łatwiej doświadczać miłości Bożej oraz widzieć Boży plan na swe życie. Doświadczam tego każdego niemal dnia: Chrystus przychodzi z wyzwoleniem w sakramencie Eucharystii.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.