W Genewie w Szwajcarii znajduje się bardzo znany cmentarz, sławny z wielu przepięknych marmurowych pomników. Jeden z tych pomników przedstawia zmarłego ojca leżącego w trumnie. Obok trumny klęczy jego córka z rękami złożonymi w geście modlitwy. W jej twarzy widać smutek, a w oczach łzy. Pomiędzy zmarłym ojcem leżącym w trumnie a modlącą się córką rzeźbiarz umieścił figurę Chrystusa z wyciągniętymi ramionami. Jedną ręką dotyka Chrystus zmarłego ojca, drugą jego klęczącą córkę. Od postaci Chrystusa jak od słońca rozchodzą się promienie, które rozświetlają całą tę scenę. W promieniach tych widnieją wyrzeźbione słowa: „Ja jestem Zmartwychwstaniem i Życiem”.
To co udało się wyrazić twórcy tego pomnika przy pomocy rzeźby, w jeszcze bardziej precyzyjny i przejmujący sposób oddaje uroczystość Zmartwychwstania.
Niebo i ziemia się cieszą, Alleluja, ze zmartwychwstania Twego Chryste, alleluja!
Tymi słowami rozpoczęliśmy poranek wielkanocny, wspomnienie zbawczych wydarzeń mających miejsce 2000 lat temu w Jerozolimie.
Gromadnie przybyliśmy do świątyń, by oddać chwałę Zmartwychwstałemu, by myślą, gestem, sercem i duszą wyznać: Pan mój i Bóg mój! Przeczuwając swoją słabość, doświadczając nieporadności w dokonywaniu wyborów życiowych, będąc nie raz w mackach grzechu – zdajemy się na łaskę Pana Boga pozwalając Mu, by nas w sakramentach świętych wydźwignął z niewoli złego.
Rozpoczęliśmy obchód Świąt Wielkiej Nocy licznie, w Wielki Czwartek, by wpierw złożyć dziękczynienie za Eucharystię oraz za sługi Eucharystii – kapłanów. Odnowieni sakramentem pokuty ożywiliśmy wieź miłości z Bogiem i Jego Kościołem, przypominając sobie jednocześnie, iż być Chrystusowym, to znaczy wzajemnie sobie służyć, zgodnie z realizowanym powołaniem, będąc błogosławionymi przez Boga. Mieliśmy też okazję namacalnie wręcz uprzytomnić sobie, że pierwszym dobrem, którego wszyscy potrzebujemy, a którego głód nam często doskwiera – jest Miłość – która, jak to wspaniale w swoim czasie określił św. Franciszek z Asyżu – nie jest kochana.
W Wielki Piątek, obchodząc pamiątkę Męki Pana Naszego, Jezusa Chrystusa zamanifestowaliśmy naszą wiarę i wierność Ukrzyżowanemu, gdy pochylaliśmy się w geście pokory, nad Krzyżem, by tym samym złożyć hołd wdzięczności, prośby i przebłagania Naszemu Królowi.
Uczyliśmy się patrzeć na krzyż z perspektywy służby Chrystusowi, dostrzegając i przyjmując naszą bezsilność, bezradność, która tylko w Nim, w Boskim Zbawicielu będzie nabierać mocy, siły oraz sensu.
W Wielką Sobotę, w zadumie i ciszy adorowaliśmy Naszego Boskiego Mistrza u stóp Grobu Bożego. Trwaliśmy w milczeniu, pełnym tajemnicy i napięcia jej towarzyszącemu, by wreszcie w Liturgii Wigilii Paschalnej poczuć na nowo duchowe zanurzenie w wodach chrztu świętego, dzięki któremu możemy szczycić się, chlubić godnością Dzieci Bożych, dla których Ojciec Niebieski zachowuje wierność i miłosierdzie aż do tysiącznego pokolenia.
Dziś natomiast wiedzeni Duchem Świętym, w Jego mocy i sile, skoro świt, stajemy przed pustym grobem. Dochodzi do nas bardziej lub mniej, ale jednak w ogóle, świadomość, iż życie nasze łaknie i pragnie wieczności, nad którą nie ma władzy ani śmierć, ani grzech. Ten sam Duch Święty, który wskrzesił Chrystusa z martwych, zaprowadził nas dziś do świątyni i nadal chce prowadzić nas na każdy dzień naszego życia ku wieczności w Bogu. Wiem, to wszystko wygląda zbyt idealnie, by nie rzec, że katechizmowo – ale tego właśnie życzy sobie Pan Jezus, ustami apostoła Pawła,
byśmy szukali tego co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Pośród tylu rozmaitych pomysłów na życie podsuwanych nam przez co raz to nowe rzeczywistości odarte z Boga i miłości bezinteresownej i niewinnej trudność może nam sprawiać bycie gotowym i odważnym, by postulat z listu do Kolosan w życiu swoim zachowywać, realizując go. Jednak, jeśli dziś dotarliśmy z Bożą pomocą do świątyni, jeśli Duch Świętych, Pan i Ożywiciel nas tu doprowadził, to i też dodam nam On sił, byśmy wytrwali wiernie, przy Tym, Który Jest Zmartwychwstaniem i Życiem. Jak się to może dokonać? Spróbujmy dostrzec odpowiedź w perykopie ewangelicznej, przeznaczoną na dzisiejszą uroczystość.
Oto Maria Magdalena, kobieta, która towarzyszyła Jezusowi i apostołom, która wraz z innymi niewiastami usługiwała im, udała się do Grobu, w którym złożono Chrystusa. W tradycji żydowskiej praktykowano zwyczaj, że najbliżsi krewni zmarłego pozostawali w domu, obchodząc żałobę przez siedem dni. I wiemy, że apostołowie po pojmaniu Chrystusa i kolejnych wypadkach misterium Paschalnego ukrywając się w Wieczerniku, realizowali ten zwyczaj.
Maria Magdalena, która smuciła się tak jakby była członkiem rodziny, pozostałaby w domu, gdyby nie trzeba było dokończyć pracy przerwanej przez nadejście szabatu. Maria Magdalena zatem spełniła posługę miłosierdzia oraz okazała wdzięczność za dobro, jakie jej uczynił Chrystus Pan, uwalniając ją od złych duchów i chorób. Rodzinie Jezusa nie narzucała się, nie czyniła wyrzutów, nie robiła tak zwanych „scen”. Okazałą się być bardzo poukładaną, a nade wszystko, odważną osobą.
Uczy nas zatem postawa Marii Magdaleny bycia sobą: kimś, kto wiele otrzymał i nie zatrzymuje tego dla siebie. Więcej – jest gotów narazić się na niesławę, na ludzką krzywdę wręcz (żołnierze mogli ją poturbować, czy narazić na inne szkody) – dając się jednak prowadzić nie wyrachowaniu, czy utylitaryzmowi, lecz Prawdzie Bożej: kto wiele miłuje, temu wiele będzie odpuszczone.
W naszym obecnym świecie, gdzie tak bardzo dewaluuje się znaczenie miłości, wrażliwości, miłosierdzia – przy tak bardzo – z drugiej strony jednocześnie wielkim głodzie tych wartości, nie możemy spodziewać się ich jako spadających z nieba, czy rosnących na drzewach.
Maria Magdalena poszła by zrobić to, co uważała za stosowne: dokończyć czynności związane z pochówkiem Jezusa. Trzeba więc i nam zatroszczyć się o nic więcej, jak tylko o to, co jest stosowne, w związku z naszym powołaniem.
O wierność sakramentowi chrztu świętego, i kolejnym sakramentom, które przyjęliśmy, o uczciwość wzajemną, o to, by na miłość odpowiadać miłością. O to, by spotykać się ze Zmartwychwstałym Panem na Mszy Świętej, w Jego Słowie oraz zachowując Jego naukę. Na niczym nie stracimy, dochowując wierności Panu Jezusowi, co więcej – zyskamy wiele, w tym uwolnienie od lęku.
Nie szczędźmy więc czasu ni sił moi drodzy, piękni ludzie, siostry i bracia, na spotkania ze Zmartwychwstałym, żyjącym pośród nas, Panem. Nie tylko wtedy, kiedy prawo nakazuje, ale zawsze w wolności naszych serc i dusz ofiarujmy Mu siebie: na modlitwie, przyjmując Najświętszą Eucharystię, realizując przykazanie miłości Boga i bliźniego.
Uczy nas Chrystus, że wówczas jesteśmy przyjaciółmi jego, jeżeli czynimy to, co On nam przykazał, a uczynił to poprzez Ewangelię. Wszyscy, na mocy chrztu świętego jesteśmy sługami Ewangelii, o której papież Franciszek pisze, iż [Ewangelii] radość napełnia serce oraz całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem rodzi się zawsze i odradza radość /Evangelii Gaudium 1/
Radość wynika z piękna. Jesteśmy piękni Twoim pięknem Panie. Ty otwierasz nasze oczy, na piękno Twoje Panie. Zachowaj nas w Twoim pięknie, Panie! Amen!
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
http://www.fronda.pl/a/ks-marek-piedziewicz-dla-frondapl-cztery-kroki-z-jezusem,36556.html
A propos piękna – bardzo ładna fotka profilowa Ks. Marku! 😀
Nie mogę się napatrzeć. Ah!…