Odkąd tylko pamiętam, każdego roku, na katechezie (w salce przy parafii), w prasie katolickiej „Przewodnik Katolicki” oraz „Posłaniec Warmiński”, w czasie Adwentu przekaz był prosty: jest to czas „zakazany”, podczas którego nie należy urządzać zabaw hucznych; że jest to czas, w którym bardziej niż zawsze trzeba skupić się na spełnianiu dobrych uczynków, potwierdzając je źdźbłem trawy – siankiem, które w przeddzień Wigilii zanosiło się do kościoła, by złożone w żłóbku, było godnym posłaniem dla Dzieciątka Jezus.
W późniejszych latach, kiedy już konkretne nauki z katechezy potrafiłem łączyć z Objawieniem Bożym, przyjmując Biblię interpretowaną w Kościele Katolickim jako fundament życia wiary w Boga Trójjedynego – dotarło do mnie, czemu jest tak bardzo konieczne wyczulenie, skupienie się na dobrych uczynkach, zasługach u Pana Boga. Czytam u Mt 3, 10: Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. Jan Chrzciciel bardzo plastycznie obrazuje prawdę o Bogu Sprawiedliwym, Który przychodzi na świat, by świat zbawić, a zbawienie to nie jest czymś, co można potraktować jako zabawę, frajdę, czy jako błahostkę, banał. Trzeba zająć konkretne stanowisko: stanąć przy Zbawicielu i Jego darze zbawienia – lub skazać się na potępienie, stając w opozycji do Zbawiciela.
Adwent to czas oczekiwania na podwójne przyjście Chrystusa: pierwsze, które już się dokonało, kiedy przyszedł na świat, narodziwszy się z Maryi Dziewicy; drugie, które bywa zwane paruzją – gdy nastąpi koniec świata. W obu wypadkach Sam On, Chrystus, zobowiązuje nas do czuwania, do czujności. W pierwszym wypadku – byśmy „trafione” prezenty złożyli Panu w żłóbku: serca pełne miłości, skore do jak najdalej idących poświęceń w służbie miłości Boga i bliźniego; w drugim – byśmy wiernie trwali przy tym, Który Jest, Który Był i Który przychodzi. Inaczej mówiąc, byśmy wydali dobry owoc zasadzony na drzewie Krzyża, na odrośli z Różdżki Pnia Jessego –Kościoła Świętego.
Tymczasem, w teraźniejszości słyszę zamiast gaudium – risum, zamiast vigilate – bibere
Trudno w euforii zabawy pamiętać o służbie Bogu, niewykonalne też jest czuwanie będąc w stanie upojenia…
Zastanawiam się wiec, kto* przełożył wajchę? Kto zamiast uwrażliwiać na fakt, że życie to nie jest bajka, zapuścił samo wykonywalny skrypt: skaczcie do góry jak wiewióry…
Jeszcze bardziej jednak trapi mnie, co i jak zrobić, by wajchę wcisnąć na nowo, by sprawy wróciły na właściwy tor?
Chyba podstawą w tym procesie byłoby działanie na rzecz jedności, zgody wewnętrznej, w łonie Kościoła, który ciągle przeżywa dramat podziałów, który w zależności od statusu partykularnych jego wspólnot nie mówi jednym głosem.
* Zbyt wielkim uproszczeniem by było napisać, że to Przeciwnik Boga. On sam nie ma mocy stwórczej, potrzebuje ludzkich władz, narzędzi, by działać. Uważam, że wobec tego, co poruszyłem w niniejszym wpisie, mieliby pole do popisu filozofowie kultury.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.