Jeden ze skuteczniejszych sposobów apostołowania na rzecz trzeźwości to nie moralizowanie, że alkohol jest zły. Raczej skuteczniejsze jest dawanie świadectwa życiem: umiem spotykać się, bawić się, przeżywać smutek bez używania alkoholu. Chodzi więc o stworzenie alternatywy dla tego, kto ewentualnie balansuje po krawędzi lub gorzej – już stoczył się w przepaść i leci. Mając alternatywę w znajomych, przyjaciołach, czy rodzinie, wystarczy, że – jak zbuntowani Izraelici, którzy spojrzeli na węża, popatrzy, czy posłucha przyjaciela i zostanie uzdrowiony, wzniesie się na bezpieczny ląd. Takie właśnie jest moje zdanie, Szanowny Czytelniku, na temat alkoholu w życiu człowieka: alkohol, tak jak wszystko inne co istnieje pod słońcem i płaszczem Boskiej Opatrzności, jest dobre – o ile służy miłości. Jeśli tylko pojawi się cień śmierci, zła – wówczas należy daną rzecz odstawić, by dopiero nauczywszy się, zgodnie z zamysłem Bożym, używać jej na nowo. Lub zrezygnować z niej. Od pól roku nie palę tytoniu. Wydawało mi się przez dość długi czas, że mój nałóg służy miłości. Oszukiwałem siebie i innych. Nie chciałbym do tego wracać. Proszę, pomódl się w tej intencji, Czytelniku.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
„Od pól roku nie palę tytoniu. Wydawało mi się przez dość długi czas, że mój nałóg służy miłości.”
Miłość niejedno ma imię…………:)
ps dziwna ta miłość !
Jak sam Pan zauważa, nie jedno ma miłość imię, a co za tym idzie – nie każdy i nie zawsze rozeznaje ją tak, jak by należało: w prawdzie.
Chodziło mi o tłumaczenie samemu sobie, o argumentowanie zasadności palenia: że łatwiej kontakt nawiązać ( z innym człowiekiem, przy papierosie właśnie), że opanowanie przyjdzie, odstresowanie, ot – takie i inne bajki… Trzeba było w końcu dojrzeć do tego, żeby te bajki sobie darować… I przestać się, że tak powiem, ośmieszać.