Zdrada to bolesne doświadczenie. Zawsze i wszędzie, nie tylko w małżeństwie. Cierpi zdradzony jako porzucony, zapomniany, upokorzony, naznaczony swoistym stygmatem. W im większej sprawie, że tak się wyrażę, jesteśmy zdradzeni, tym większy koszmar cierpienia przeżywamy. Potrafi się w nas obudzić Samson, który z wyłupionymi oczyma sprowadza śmierć na prześladowców. Ostatecznie, ktoś kiedyś świetnie zauważył, że kiedy dzieje nam się krzywda, kiedy przezywamy ból pustki egzystencjalnej, właśnie między innymi wskutek zdrady, to tak de facto cierpi w nas Bóg, Chrystus. Jest więc krzywda, ból i cierpienie też czasem kryzysu ukierunkowanego na refleksję nad wiarą. Zwłaszcza w tym roku, Roku Wiary, doświadczenie zdrady, może być, i wierzę, że jest, zanurzone w Bożej Opatrzności. Inaczej mówiąc, że może się z tego coś dobrego zrodzić. Jakie to dobro, w jaką stronę mające się rozwinąć to już inne zagadnienie, które wpierw zdradzonym pod rozwagę zostawiam, ponieważ oni, będąc najlepiej zorientowanymi w swoim życiu, wiedzą najlepiej, czego im potrzeba w ich małżeńskiej i rodzinnej relacji.
W zdradzie, myślę, że również da się zauważyć, że ten, który zdradza – też cierpi. Że przychodzi nań czas refleksji, potem wstydu nad grzesznym uczynkiem. Jestem niemal przekonany, że zwłaszcza w małżeństwie, jest ten moment, kiedy osoba raniąca pragnie otrzymać przebaczenie, kolejna szansę. Tyle tylko, że:
a) nie potrafi to zawsze objawić, okazać, wyartykułować;
b) druga strona, zraniona – nie zawsze umie/chce przyjąć skruchę i obdarować przebaczeniem.
I myślę też, że często tak bywa wskutek jedno zasadniczego faktu: małżonkowie zapominają, że mają Mediatora, Jedynego Pośrednika, Tego, Za Którego Sprawą, i Przez Którego, ich miłość została pobłogosławiona w sakramencie małżeństwa właśnie. Warto więc, wobec całej tej tragedii, jaka się wydarzyła, by udać się do spowiedzi, wyznając w niej te swoje strapienia, jakie dotykają zdradzone serce. Warto też, by zdradzającego wesprzeć w tym, by i jego udziałem była spowiedź święta.
Wspomniałem o Samsonie. Jego historię można poznać, czy przypomnieć sobie z lektury Księgi Sędziów w rozdziałach 13-16. Zachęcam – odnośnie tego fragmentu biblijnego do lektury krótkiego felietonu autorstwa o. Augustyna Pelanowskiego. Historię zamieszczę na końcu niniejszego wpisu.
Ostatnia kwestia: często jest tak, że ofiara reaguje niemalże wprost nieproporcjonalnie do cierpienia, żywi urazę znacznie dłużej, okazując ostentację raniącemu tak dosadnie, że sam staje się prześladowcą. Dzieje się tak wówczas, kiedy ofiara ma na swoim sumieniu podobne uczynki, a które dojmująco upośledzają sumienie, zagłuszając postawę miłosierdzia. Niech więc zdradzony szczerze odpowie na to pytanie: Czy w kwestii wierności żonie/mężowi jestem sam bez zarzutu? I wcale tu nie trzeba się koncertować na sferze seksualnej/płciowej. Bo widzicie, moi drodzy – zdrada to taki sam grzech, jak każdy inny. Spowiadacie się? To sami wiecie, że życie bez grzeszenia nie jest możliwe. A ten, komu dużo Pan Jezus odpuścił, ten wiele może miłować.
Jak bardzo jesteśmy ważni
o. Augustyn Pelanowski, OSPPE
Bóg głaszcze Cię tak czule, że wie nawet, ile masz włosów na głowie. On nie myli Cię z nikim innym
Mamy ogromne deficyty w poczuciu własnej wartości. Od zarania dziejów ludzie przebierali się w skóry zwierzęce, pióra ptaka, przyprawiali sobie bycze rogi, obwieszali się trofeami lub skalpami. Wszystko po to, by poczuć się ważniejszymi, bardziej wartościowymi. Dziś, zamiast pióropuszy, ludzie chwalą się doktoratami. Zamiast się tatuować, tytułują się. Jeszcze inni, zamiast polować na mamuty, polują na wysokie stanowiska. Im bardziej ktoś czuje się bezwartościowy, tym usilniej udowadnia sobie i in-nym swoją siłę.
Wulgarni i agresywni kibice okazują się w indywidualnym spotkaniu przestraszonymi chłopcami, którym zabrakło oparcia w ojcu. Hałaśliwe zachowania pseudokibiców są rodzajem projekcji źródła lęku na świat zewnętrzny i sposobem pozbywania się tego lęku. Im mocniej ktoś podkreśla swą osobę, tym bardziej ma rozmyty obraz samego siebie. Kiedy Erich Fromm zastanawiał się nad osobowością Hitlera, doszukał się w nim wielu deformacji wewnętrznych. Hitler czuł się bardzo niepewnym i przerażonym człowiekiem. Cechował go skrajny narcyzm, brak kontaktu z innymi ludźmi, zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości, nekrofilia.
Mało tego, Fromm uważał, że Hitler rozpętał wojnę, nie mając wiary w jej zwycięstwo. Jego zachowanie wskazywało na przeczucie klęski i pragnienie pociągnięcia w jej wir milionów innych ludzi. Podobnie było ze Stalinem, który przerażał innych swoim lękiem. Jego zwycięstwa zrodziły się z przerażenia klęską. Faszyzm i komunizm zrodziły się z egzystencjalnego lęku.
Jezusowe słowa tchną najzdrowszą filozofią życia – jesteśmy o wiele bardziej cenniejsi niż wróble i nawet nasze włosy są policzone. Bóg z nami się liczy i wszystko w nas jest Mu znane: istniejemy w Jego oczach. Kto ma świadomość tej prawdy, nie doznaje lęku przed utratą istnienia w sposób tak drastyczny, by wywoływać wojny lub budować obozy koncentracyjne, po to, by widząc przerażenie innych, zapomnieć o swoim lęku. Bojaźń i drżenie dotyczą nas wszystkich, ale rozwiązanie jest w Bogu, a nie w człowieku. Nazirejczycy składali ślubowanie Bogu.
Nie wolno im było obcinać włosów. Jeden z nich, Samson, oparł się na człowieku, na Dalili, i tej nocy stracił nie tylko włosy, ale i siłę istnienia. Można bowiem drugiego człowieka kochać, można z nim iść przez życie, ale prawdziwe oparcie mamy tylko w Bogu. „Nawet jeśli Twoi ziemscy rodzice Cię nie chcieli, nawet jeśli inni nie poświęcają Ci uwagi, wiedz, że jesteś nieustannie chciany przez Twego prawdziwego ojca, Boga. Wiedz, że On co dzień głaszcze Cię tak czule i z taką pełną troskliwości uwagą, że wie nawet, ile masz włosów na głowie. On nie myli Cię z nikim innym” (V. Albisetti).
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.