Jedną z niewątpliwie bardziej wyraźnych cech szczególnych naszych czasów jest coś, co można określić mianem „herezji aktywizmu”. Chodzi o postawę, w której człowiek, ludzie, muszą być w stałym, wręcz wymuszonym dynamizmie. To coś, co da się zamknąć w stwierdzeniu, że „trzeba coś robić”. Ten wymuszony dynamizm powoduje, wg mnie, stan, w którym bezsensownie, bezrefleksyjnie ludzie zderzają się z sobą, odbijają się od siebie jak bile na stole bilardowym. Wskutek tego generuje się bardzo niezdrowa atmosfera, w której człowiek nie ma czasu dla człowieka. Wraca idea Ludwika Feuerbacha: człowiek człowiekowi wilkiem. „Coś robienie”, ów aktywizm ludzki, niczym zaraza pochłania co i raz to większe obszary ludzkiego oddziaływania. Dochodzi do sytuacji podobnej do pożaru w zamkniętej przestrzeni. Wypala się tlen a czad zaczyna rozsiewać koszmar cichej, podstępnej śmierci.
Dziś, w XXI wieku nie dość, że coś trzeba robić na Ziemi, to i również kosmos ulega rokrocznie presji człowieka, przyjmując w siebie nowe tony śmieci, żelastwa, ludzkich rojeń…
Świat wokół aż dudni kanonadą przerozmaitych akcji, eventów. Wszystkim tym epatują w nas wszelkie możliwe media: a to koncerty, a to akcje społeczne, a to produkty bankowe, a to jeszcze inne kampanie reklamowo-informacyjne. Przyjdź, zobacz, posłuchaj, odszukaj się, nie daj się wykluczyć, bądź sobą, nie daj się zaskoczyć, nie odmawiaj sobie przyjemności, pędź, tańcz, śpij, śpiewaj, itd., itp., etc…
Zauważam, że nawet przestrzeń Kościoła Katolickiego nie radzi sobie z ta presją herezji aktywizmu. Ileż to razy byłem świadkiem mówienia, że w Kościele jest drętwo, nudno, bez zmian. Nic się nie dzieje, nie ma w nim niczego pociągającego. Co więcej, i mnie samemu nie raz przychodzi na myśl, że może faktycznie coś by trzeba było zmienić, dodać, poprawić, przebudować. Na całe szczęście, tak jak na poziomie myśli to się zaczyna, tak samo się kończy.
Dlaczego „na szczęście”? Odpowiedź daje Pan Jezus wielokrotnie i na różne sposoby. Jednym z najbardziej wyraźnych momentów, w których Pan mówi, co i jak należy czynić, jest I Niedziela Wielkiego Postu. Liturgia Słowa tego dnia, szczególnie Ewangelia, jasno ustawia tor, po którym należy kroczyć, by dobrze i w zgodzie z wolą Bożą przebyć drogę życia, możliwie daleko od błędu, czy w zasadzie w wolności od niego.
Zasada najważniejsza – praktykowana zawsze przez Chrystusa: działanie musi być poprzedzone skupieniem. Taki jest stwórczy zamysł Boga: jak ON wszystko przygotował, zaplanował, przemyślał i stworzył, tak i człowiek – partner Boga w stwarzaniu ma czynić podobnie. Chrystus, nim rozpoczął publiczną działalność, wpierw udał się na pustynię, by 40 dni pościć – czyli właśnie oddać się skupieniu. Będąc z dala od ówczesnych, dostępnych Mu dobroci, wskazał nam Zbawiciel, iż jest to warunek „sine qua non” do autentycznej, skutecznej, wytrwałej wali z Przeciwnikiem – z tym, który nie będzie przebierał w środkach, by doprowadzić do tego, byśmy się wyłożyli.
Po 2 – sam fakt, iż Chrystus – Bóg i Człowiek był kuszony przez złego ducha jest sam w sobie bardzo wymowny. Jak zauważa emerytowany już papież, Benedykt XVI, scena kuszenia to dowód na to, że Jezus wkracza w najgłębszych wymiar ludzkiej egzystencji; schodzi niejako na jej dno, aby dzięki temu odnaleźć zagubioną owcę, wziąć ją na ręce i zaprowadzić do domu. Idąc jeszcze dalej: zstąpienie Jezusa do piekieł (do Szeolu-otchłani) – co każdej niedzieli oraz w uroczystości wyznajemy w mszalny Credo, a codziennie w Składzie Apostolskim – to nie tylko coś, co zdarzyło się podczas Paschy Chrystusa. Nie, to istotna część Jego drogi. On, Mesjasz musi całą drogę ludzkości – od Adama – wziąć w swe ręce, przemierzyć ją, poddać się cierpieniom, by finalnie, móc ją przemienić. Uświecić, wynieść, czyli po prostu zbawić.
W kontekście przywołanej na początku „herezji aktywizmu” czyli ciągłego „coś robienia”, oraz kuszenia Pana Jezusa i znaczenia teologicznego tego faktu, warto przemyśleć, myślę, rzecz następującą:
Kiedy człowiek ma wokół siebie dużo, to często chce mieć jeszcze więcej. Każde „nieautoryzowane” zagarnięcie ludzkiego stanu posiadania z reguły wyzwala to wszystko, co można zamknąć w jednym słowie: grzech. Grzeszy zaś ten, kto nad Boga przedkłada siebie samego, tudzież inne stworzenia. Pismo Święte takich ludzi nierzadko określa jako głupców. Jeśli więc spostrzega ktoś w swoim życiu, że nie ma czasu na chwilę zadumy na d celem swoich działań i dążeń, że jego słowniku nie występowało już dość długo słowo: Bóg, honor, szlachetność, wytrwałość, bezinteresowność – a przy tym również odczuwa, że mu się doba skraca, że rok wyparował niczym kamfora, a bliskich to może jedynie raz na jakiś czas na fotkach, albo przez skype ogląda – to niechybny to znak, iż koniecznie trzeba „brać czas”, by porzucić swoje szaleństwa a zacząć rozglądać się za Dobrym Pasterzem, by dać Mu się wziąć w Jego ramiona. Jak to uczynić? A może tak oto: poświęcić 1 minutę na to, by wklepać w przeglądarkę hasło „rekolekcje” albo „adoracja”. Albo inaczej. Przestraszyć się, że jeśli występują te wspomniane wyżej znaki, to już jestem w przedsionkach piekła. I to na domiar złego tego, które zbudowałem własnymi rękoma.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Szalenie podoba mi się powyższy tekst. To chyba jeden z lepszych tekstów jakie miałam okazję ostatnio czytać. Wytapiamy czas na bzdury i dążymy do tego co jest materialnie osiągalne, pomijając przy tym to co jest równie ważne. Wystarczy wsłuchać się w reklamy by dowiedzieć się, że uczestniczymy w wyścigu szczurów. Ciągle żądni jesteśmy nowości i nie zadowalamy się byle czym. Kościół jest nudny, bo nawet czytania się powtarzają. Jest ciemny i zakurzony.. .. więc zgodnie z reklamą- jest przyczyną alergii. Z jednej strony wszechświat się rozszerza i za owe odkrycia ludzie dostają Nobla. Ale tak po prawdzie świat się kurczy i można go śmiało zamknąć w przestrzeni naszego krzesła i monitora. Zanikają relacje międzyludzkie i zanika też spotkanie. Obecność przy drugim człowieku to dzisiaj kliknięcie „lubię to” na jednym z portali społecznościowych. Pisze Pan, że dzisiaj brakuje ludziom słowa „bezinteresowność”… ależ jest to słowo.. trzeba tylko poszukać pod literą „f” jak frajer. Dzisiaj bezinteresowny to ten co daje się wykorzystać i można go nie szanować.. Dzisiaj „pięknie żyć” to wkleić zdjęcie z ciepłych krajów koniecznie w kostiumie marki XXX.
Naszą opinię kształtują media (według mnie.. to tylko spermologos* a nie prawdziwe media) i sąsiadka Pani Krysi i kilka seriali. Religia jest obrzędem tylko a nie opisem wiary, która zdaje się jest dzisiaj mitologią o zapachu średniowiecza. Koniecznie trzeba nam dzisiaj „reverti ad se**” tyle., że do tego trzeba „reverti in se***” a na to już brakuje czasu….a może i odwagi? Bo jak użyć najnowszego ipoda.. to ja wiem a jak nie wiem.. to się w sklepie zapytam, względnie zajrzę do instrukcji lub napiszę na fb prośbę….. ale jak zajrzeć w siebie? Ktoś powie.. że w Słowie jest odpowiedź.. A jak czytać? Tacy trochę analfabeci jesteśmy …i litery są nudne.. – nie są kolorowe i nie ściągają się po torze poziomu szóstego.. a i zdarza się, że pacman je pożre.
* spermologos- (gr. σπερμολόγος)- zbierający siew stąd -nowinkarz, plotkarz, gaduła, bajarz.
**reverti in se – (łac) wejść w siebie/zajrzeć w siebie
***reverti ad se – (łac) opamiętać się
Jest ciąg dalszy do tego wpisu, tyle tylko, że trzeba by go wklepać, a jakoś siły mnie opuściły, albo raczej chęci. Nolens volens – „coś robienie” się kołacze we mnie 🙂
Quousque tandem abutere, dominus Marcus, patientia nostra? 😛 … No poczekamy.. poczekamy. Przy okazji poćwiczę cierpliwość. Czekam zatem na wpis Panie Marku. Ale jakby co.. to Pan da znać.. podrzucę Panu program który zamienia głos na litery.. Ja go nie używam. używam innego.. co zamienia litery na głos.
Ciekawy artykuł, porusza ważny współcześnie problem. Często zastanawiam się nad tym „kurczeniem się” czasu, jak pochłaniają mi go mass-media, biurokracja, załatwianie różnych mało istotnych dla sesnu życia spraw, czas pędzi, wymyka się i to przeraża. Przeciwwagą dla tak przeżywanego czasu jest okres dzieciństwa, albo wspomnienia moich dziadków, pisanie listów, słabo rozwinięte środki komunikacji, celebrowanie wspólnie spędzonego czasu, śpiew podczas pracy, wzajemne zainteresowanie, to miało niezwykły i co ważne PONADCZASOWY wymiar. Kościół, moim zdaniem idzie we właściwym kierunku, jest to raczej wędrówka z Jezusem i do Jezusa, a nie ślepy pęd ku niczemu, ta nicość jest straszna, a jej absurd polega na tym, że zapełnia to co jest już pełne i zostawia pustkę. Kościół uświadamia człowiekowi, że nie musi wciąż biec, że trzeba raczej wyjść na głębię.