Owce prowadzące pasterza. Nowy standard czy droga donikąd?

Gdzieś w Polsce miał miejsce taki oto bieg zdarzeń:

Ksiądz, który przygotowuje młodzież do bierzmowania (3 kl. Gimnazjum) aby przekonać podopiecznych do rangi ważności sakramentu poprosił, by napisali stosowne podanie. Kwit nie był wymaganiem sine qua non ale obligatoryjnie, każdy miał w ramach refleksji osobistej zadanie wykonać. Uczniowie wiedzą już jak podanie pisać, więc nie miało być trudności.

Za jakiś czas ksiądz zaczął sprawdzać podania. Na 30 kilka złożonych, przyjął może z 5-6. Te kilka było naprawdę uczciwe, takie wiarygodne, z których wynikało, że piszący je, wie o co prosi, wie jaki wysiłek go czeka, etc. Reszta to były gotowce z Internetu, często niedbale przepisane, na poszarpanym, pogniecionym papierze.

Ksiądz pouczył w czym rzecz. Były delikatne bunty, mruczenie pod nosem, ale ogólnie, wydawało się, akceptacja, że trzeba się wziąć przyłożyć.

Minęło parę dni. Nadszedł czas spotkania z rodzicami gimnazjalistów, by ich poinformować o toku przygotowania, o wymaganiach, o współpracy z parafią, o dawaniu świadectwa wiary, o uczciwości rodziców wobec dzieci, ot taka pogadanka n/t katolickiego wychowania. Podczas niej ksiądz nawiązał do podań, że niedbałe, ściągane, odpisywane, idealne. I wtedy się zaczęło…

Wrzask, dosłownie wrzask mamuś, że po ich trupie, dzieci nie będą pisać żadnych podań; że nigdzie tego nie ma, że co ksiądz sobie za folwark robi.

Ksiądz zakończył modlitwą, zostając przy swoim, dodając tylko, że jak czcigodni rodzice brali ślub to musieli trochę pochodzić z dokumentami, przeprowadzić protokół rozmów kanonicznych, by w duchu odpowiedzialności w odpowiednim czasie powiedzieć sobie sakramentalne „tak”. W odpowiedzi usłyszał, że to nie ma nic do rzeczy, że to zupełnie inna ranga, i tak dalej.

To jedna rzecz. Druga to kolejna pałka w głowę księdza. Jego proboszcz dał mu reprymendę, używając argumentów w stylu: z ludźmi nie można zadzierać, tego nigdy u nas nie było, co ksiądz wymyślił, czemu ze mną tego nie uzgodnił? Po czym dodał – ksiądz nie będzie dalej przygotowań prowadził. Zajmie się tym drugi wikariusz. I faktycznie, po kilku tygodniach ogłoszono spotkanie, które poprowadził drugi ksiądz w obecności proboszcza.

Skutki zajścia są takie: kandydaci chodzą jak chcą do kościoła, na mszę; na katechezie dają popalić katechecie/księdzu, który ich przygotowuje; rodzice w obecności swych pociech, w kościele czynią niesmaczne, wręcz poniżające uwagi n/t tego kapłana.

Może i faktycznie nie do końca była przemyślana decyzja z podaniami, choć z praktyki owego kapłana wynikało, że to nieźle działa. Z własnego doświadczenia wiem, że wychowanie do odpowiedzialności zdaje egzamin dość mocno. W mojej parafii zrobiłem deklaracje z oświadczeniami kandydatów oraz rodziców na co się godzą w czasie przygotowań, dodatkowo każdy musiał dodać swe zdjęcie legitymacyjne. Dzięki temu setkę ludzi poznałem imienia i nazwiska, tak, że nawet jak na mieście się widzieliśmy, i ktoś mi się kłaniał, to odpowiadałem mu, (…) na wieki wieków Martyno, Adamie, Czarku, Kasiu.

Co jednak pomyśleć sobie o tej sytuacji z Polski? Czy nie jest to aby tak, że takie działanie ze strony proboszcza to utwierdzanie ludzi w przekonaniu, że Kościół to instytucja dobrego samopoczucia?

Jak w tej sytuacji zadziałać, by to pasterz owce prowadził, a nie na odwrót? Wydaje mi się, że jest to zadanie na lata, ponieważ na ile moja wiedza sięga, odnośnie parafii, w której zajście miało miejsce, utwierdzenie parafian w przekonaniu, że oni są najbardziej kompetentni w tym, by decydować jaką drogą będą dochodzić do sakramentów jest zakorzenione bardzo głęboko.


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Dzieje, Variae i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

15 odpowiedzi na Owce prowadzące pasterza. Nowy standard czy droga donikąd?

  1. poziomkislow1 pisze:

    Z ludźmi nie można zadzierać.. gdyż, ponieważ, bo ?? Chyba mam inne pojęcie o zadziorności. A może teraz wraca moda na Eigenkirchentum z kapłanem.. „sługą pana”…???
    To zamiast piosenki „ Lokomotywa” (Grupa Perfect „ z ogłoszenia”) z refrenem „kupię sobie ją”…pora śpiewać „ kupię sobie go” względnie.. „zafunduję sobie go” ???

  2. Abdul pisze:

    Ludzie OK, ksiądz chuj, łaska za darmo a nie za podania została ROZLANA.

  3. poziomkislow1 pisze:

    A ja zrozumiałam powyższy tekst, że podania nie miały służyć jako formalność, ale jako próba uświadomienia sobie owej łaski. Według mnie pomysł słuszny. Nie odbieram „podań” jako kolejny akt biurokracji ale jako sposobność do indywidualnych przemyśleń. Ale każdy może mieć swoje zdanie i każdy może zrozumieć „myśl” drugiego człowieka odmiennie.

    • gaspares pisze:

      Nie byłbym takim optymistą. Mimo słusznej skądinąd intencji („sposobność do uświadomienia sobie łaski”) skojarzenia ze zbiurokratyzowaną instytucją są nieuchronne i tak dobrana forma je tylko wzmacnia. Strzał we własne stopy ewidentny.

      • poziomkislow1 pisze:

        Czy ja wiem? To kwestia dyskusyjna. To chyba zależy co chcemy zobaczyć. Jest pies to i kij się zawsze znajdzie.

        • gaspares pisze:

          Tu się liczy nie tylko podejście katechety i katechizowanych, ale także odbiór z zewnątrz. Kazać prosić o sakrament w formie podania czy listu motywacyjnego – takie coś nie dość że gorszy, to jeszcze odziera rzecz świętą do reszty z otoczki sacrum.

          • poziomkislow1 pisze:

            Te podania są zasadniczo pisane jakby do samego siebie a nie do urzędu kościelnego. Pisane są w celu uświadomienia sobie pewnych spraw i ja ich osobiście nie traktuję jako podanie stricte urzędowe. Można je potraktować jako „sprawdzian” czy zarówno katecheta spełnił swoją rolę i przekazał to co powinien przekazać oraz czy młodzież ma pojęcie o owym sakramencie nie w sensie jedynie wiedzy. Gorszące i odzierające rzecz świętą z jej tajemnych istotności są raczej egzaminy ze znajomości paciorków porannych i wieczornych. To, że wyklepie z pamięci „Wierzę” nie oznacza wcale, że wierzę. Gorszące jest dla mnie bardziej to, że wiele osób nawet nie wie w co i komu wierzy. Mnie osobiście to nie razi (mam na myśli owe podania). Odpowiedzieć sobie na pytanie „po co przystępuję do bierzmowania” jest trudne ale może warto je jednak sobie zadać a nie traktować kościoła jako instytucji z poziomu „ należy mi się i już”. Ale to moje zdanie i każdy ma prawo z nim się nie zgadzać.

          • gaspares pisze:

            Dla siebie samego? Niestety kupy się to nie trzyma. Wątpię, czy wikary kazał każdemu kandydatowi z osobna o przygotowanie takiego podania, dobitnie tłumacząc się ze swoich intencji, czy po prostu kazał to zrobić w formie zadania domowego. Tak samo wątpię, żeby kandydaci nie poinformowali o tym skądinąd głupim pomyśle swoich rodziców – a ci mieli się prawo wkurzyć na taki stan rzeczy.

          • Ks. Marek pisze:

            Głupi pomysł gdyż, jest poza Ewangelią. Tam, w Niej jest tak: jeśli chcesz. A jeśli już tak, chcesz faktycznie, to pójdź za Mną, zostaw umarłym grzebanie umarłych.
            Oczywiście, że kandydaci poinformowali, jak nigdy indziej szczegółowo – swoich rodziców co i jak. Wszystko zawsze zrobią wzorcowo, by uciec od odpowiedzialności, której rodzice i tak ich nie nauczą. Bo jak można kogoś czegoś nauczyć, samemu tego nie umiejąc?

          • gaspares pisze:

            I tu dochodzimy do clou problemu. Jak już gdzieś napisałem: Refleksje wokół toku przygotowań do bierzmowania (czy także I Komunii i nauk przedmałżeńskich?) przypominają dyskusje, jak wybrać najlepszy siewnik do rzucania ziarna, podczas gdy gleba domowego kościoła jałowieje w zastraszającym tempie.

  4. Ks. Marek pisze:

    Jakie masz Gasparesie wyobrażenie świadomości religijnej przeciętnego Polaka? Dwa: czy nie jest prawdą, że do dialogu trzeba 2 stron?

    • gaspares pisze:

      Coś takiego jak „przeciętny Polak” wg mnie w realu po prostu nie istnieje. Tak samo jak „przeciętny katolik”. Są różne tendencje w religijności Polaków i trzeba umieć je dostrzec, a nie spłaszczać do jednego ogólnego modelu.
      Ale wracając: Prędzej mówiłbym o pogłębiającej się religijnej nieświadomości Polaków.

      • Ks. Marek pisze:

        No, wiesz, każdy ma swoje spostrzeżenia. Przeciętność jest wg mnie nader wyraźna, co pokazuje praktycznie każdy wymiar życia nas, Polaków. Wg mnie to przeciętność jest ową szykaną, że tak powiem, dominującą w naszym społeczeństwie. Przeciętność, czyli letniość.

  5. Muffinka pisze:

    Moim zdaniem pomysł księdza był dobry i innowacyjny, więc pewnie to wywołało oburzenie u uczniów i rodziców. Pamiętam moje lekcje religii i przygotowania do Sakramentu Bierzmowania, istna żenada. Zasadniczy problem, to taki, że podniesienie poprzeczki wymagań wiąże się w naszym Kościele z obrazą ludzkiego ego i obrażaniem na Pana Boga, kler itd. Ciężko jest prowadzić owieczki w tym kraju, bo czasem uważają pasterza za wielkiego barana…

Zostaw komentarz