Czy aby obronić dziecko przed skutkami rozpadu małżeństwa można…
…wytoczyć proces stronie, która rzuciła współmałżonka?
W dobie, kiedy procesują się wydawcy gazet między sobą, politycy, tudzież szarzy Kowalscy o miedzę, czy nie warto byłoby postarać się o stworzenie precedensu prawnego dla dobra rodziny?
Tak ogólnie tylko odnosząc się do tej kwestii, wyobraźmy sobie (co prawda wyidealizowany, ale niekoniecznie dający się wykluczyć) taki oto szkic wydarzeń:
W rodzinie X mąż (M) odszedł od swej żony (Ż), porzucił dzieci. Ż jest katoliczką z przekonania, odpowiedzialnie spełniała wszystkie obowiązki, które wynikały z faktu zawarcia małżeństwa, jak również zachowywała to wszystko, co wynika z faktu bycia katolikiem. Małżeństwo X żyło z sobą przez kilka lat, zostali rodzicami 1 dziecka. Jako, iż byli w słabej kondycji finansowej, M udał się na emigrację zarobkową. Ż natomiast pozostała w kraju, całkowicie oddając się prowadzeniu domu oraz wychowaniu dziecka. W pewnym momencie tego stanu rzeczy zdemaskowała swego małżonka, iż dopuścił się zdrady małżeńskiej i wiedzie podwójne życie. Próbuje wszelkich znanych sobie sposobów dotarcia do świadomości M, by ratować małżeństwo oraz rodzinę. Szuka pomocy u fachowców, proponuje separację, by oboje mogli się zdystansować do całej tej historii i podjąć kroki mediacyjne, ku zgodzie małżeńskiej. Niestety, M rezygnuje z tego wszystkiego, dość obcesowo oznajmiając to Ż. Zakłada związek z inną kobietą. Płaci alimenty na dziecko.
Ż w krótkim czasie od rozpadu małżeństwa uznaje, że pieniądze to nie wszystko. Każdy, kto zna realia socjalne tej kwestii w naszym kraju, wie, że alimenty to kropla w morzu potrzeb. Ż staje w obliczu konieczności podjęcia pracy. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że w związku z tym, trzeba znaleźć opiekę dla dziecka. Ale wie też, że nie jest dobrze, by dziecko w wieku przedszkolnym miało kontakt z matką nie dość że ograniczony, to jeszcze narażony na zminimalizowanie, wszak jest tylko człowiekiem i mimo, iż pracuje w układzie 8-15 to praca będzie dla niej tak bardzo wyczerpująca, że po powrocie z niej będzie chciała jak najszybciej zregenerować swe siły. I mimo, iż jest pełna miłości dla swego dziecka, to realnie ocenia rzeczywistość, i ma świadomość, że tym samym nie spełni swego macierzyństwa na poziomie, na jakim należałoby to uczynić.
Kolejna sprawa – mieszkanie, w którym mieszka Pani Ż z dzieckiem to lokum przedwojenne. Mimo, iż jakoś tam spełnia standardy XXI wieku, to jednak dość często pojawiają się usterki techniczne. Zajęcie się nimi w odpowiedni sposób to znowuż skracanie czasu i środków na spełnienie zakresu obowiązków i działań tak tych domowych, jak i wychowawczych.
Dalej – Ż rozstanie z mężem przypłaciła niemałym znerwicowaniem, które w jej wypadku zobiektywizowało się np. otyłością, a co za tym idzie, także problemami neurologicznymi, koniecznością przyjmowania leków, rehabilitacji – nie wspominając o bólu i co tu dużo ukrywać, wymuszoną rezygnacją z czasu, który mogłaby przeznaczyć na dziecko.
Można by jeszcze kilka wątków pociągnąć. Lecz nie w tym rzecz. Chodzi mi bardziej o to, że gdyby „uciekinierowi” M wytoczyć proces o doprowadzenie np. do uszczerbku na zdrowiu matki, a w konsekwencji do deficytów w potrzebach dziecka, gdyby w razie wygrania tego typu sprawy, sąd skazałby pozwanego, już jako winnego na terapię psychologiczną, tudzież zakazał mu zawierania cywilnych kontraktów małżeńskich albo też więcej – rozwiązał ewentualnie trwający związek z nową „partnerką” – to może byłaby to droga do otrzeźwienia dla wielu tak mężczyzn, jak i również kobiet?
Czytelnik (nie jeden zapewne) pomyśli sobie – ale bzdura! Nikt nigdy by nie poszedł na to w nowoczesnym państwie! Toż to terror w biały dzień!
Cóż – każdy ma prawo myśleć o tym, o czym chce. Ja tylko dla informacji dodam, że:
Art. 23.(Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego) Małżonkowie mają równe prawa i obowiązki w małżeństwie. Są obowiązani do wspólnego pożycia, do wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli.
To raz. Po drugie: jeśli Państwo rodziną stoi i ma wspierać tą właśnie rodzinę, to czyż nie jest absurdem jednoczesne „kopanie” leżącego, uchwalając represyjne prawo wobec (również) ofiar występków i decyzji niedojrzałych do roli ojca/matki osób?
Ciekawe to dla mnie kwestie, zwłaszcza, że nader często mam do czynienia z owocami niedojrzałych decyzji, pochopnych działań i złośliwości przelewanych ponad miarę.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Hmmm… może w niektórych przypadkach taka „otrzeźwiająca droga” naprawdę otrzeźwiłaby małżonka, może zrozumiałby że źle zrobił, żałowałby tego, chciałby to naprawić. Jedno jest pewne: to bardzo trudna droga dla obojga małżonków. Odbudowa zaufania… miłości.. Szkoda, że sądy tak łatwo orzekają rozwody. Może połowa małżeństw dalej by funkcjonowała.