Być chciwym krzyża

Święto, które dzisiaj wypada, zajmując dziś miejsce cotygodniowej refleksji nad zbawczą męką, śmiercią i ukrzyżowaniem Pana Jezusa, swą historią sięga starożytności. Zrodziło się ono w Jerozolimie. 13 września 335 roku poświęcono tam uroczyście bazylikę wzniesioną przez cesarza Konstantyna na miejscach upamiętniających dzieło odkupienia-ukrzyżowania i zmartwychwstania. 14 września, nazajutrz po tej dedykacji, ogromny tłum adorował drzewo krzyża, które miała znaleźć Helena, matka Konstantyna. Wczesnochrześcijański przekaz o znalezieniu krzyża utrwalił św. Ambroży, biskup Mediolanu. „Przybyła więc Helena -czytamy w jednym z jego dzieł – zaczęła oglądać miejsca święte; Duch Święty natchnął ją, by szukała drzewa krzyża. Podeszła ku Golgocie i mówi: «Oto miejsce bitwy, gdzie jest zwycięstwo? Szukam sztandaru zbawienia, a nie znajduję. Ja króluję, a krzyż Pański leży w pyle? Ja żyję wśród złota, a Chrystusowy triumf jest w gruzach? On tu dotąd pozostaje ukryty? Ukryta jest palma wiekuistego życia? Jakże mogę sądzić, iż jestem odkupiona, jeśli nie widzę samego odkupienia? Widzę, coś uczynił, diable, by ukryć miecz, którym zostałeś zgładzony. (…) Trzeba więc usunąć gruzy, aby pokazało się życie, aby wydobyć miecz, którym odcięto głowę prawdziwego Goliata. Niech się otworzy ziemia, aby zabłysło zbawienie. Po coś to uczynił, diable, ukrywając drzewo, jak nie po to, byś raz jeszcze został zwyciężony?» (…) Chciwa niewiasta śpieszyła się, by dotknąć lekarstwa nieśmiertelności. Szła z sercem radosnym, drżącym krokiem, nie wiedząc, co czynić. Podeszła jednak do kolebki prawdy. Drzewo zajaśniało i zabłysła łaska” (De obitis Theodosii oratio 43-46,PL 16, 1400-1401).

Tamtą uroczystość wielkiej adoracji krzyża nazwano po grecku hypsosis – wyniesienie, podwyższenie. Dzień dzisiejszy jednak dla nas bardziej niż świętem podwyższenia znalezionego krzyża jest upamiętnieniem Chrystusowego wywyższenia na krzyżu.

Każdy z nas niesie swój krzyż. Dla wielu pewnie to truizm, czcza mowa. Jeśli jednak tak nawet odczytujesz te słowa, jako „pobożne gadanie/pisanie” to rozważ jedno: jeśli twoje życie to pasmo dramatów, łez, rozterek i bólu; jeśli one od lat nie dość, że nie kończą się, to może i nawet przybierają na sile – jaki jest ich sens? Czy ktoś chce ciebie tylko upokorzyć, dać ci po nosie? Czy może jest w tym jakiś głębszy sens? Może po prostu wystarczy tylko to jedno uczynić: odkryć, że nie musisz być z tym wszystkim sam. Jest KTOŚ, kto ciebie doskonale rozumie – to raz. Po drugie: daje ci nieustannie wsparcie, byś mężnie, z dumą szedł przez Golgotę twego życia, i byś innych obdarowywał tym, co w tobie najlepsze, najdelikatniejsze: wrażliwość na dobro, prawdę oraz piękno. A pierwszymi beneficjentami twego obdarowania niech będą twoi najbliżsi.

 

 

 


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Słowa o Słowie, Słowo, Szkoła duchowych twardzieli i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Być chciwym krzyża

  1. poziomkislow1 pisze:

    Można by powiedzieć, że każdy niesie swój krzyż w dużej części wydłubany własnymi rękoma (nasze konsekwencje poszczególnych działań… czasem działań o których już nie pamiętamy). Wiele drzazg w naszym krzyżu mamy na własne życzenie (nie wszystkie oczywiście). Ale mimo to, nie pozostajemy sami. Może warto czasem to wziąć pod uwagę?
    A drzazgi…? Cóż….. czasem nam powiedzą więcej niż setki słów.

Zostaw komentarz