Chciałaby Doda do raju ale grzechy jej nie pozwalają

Bardzo często, kiedy człowiek spotyka się z tekstem z Ks. Rodzaju dotyczącym upadku pierwszych Rodziców, jedna z pierwszych myśli mknie ku ludzkiej wolności. Pytamy, czy ona w ogóle jest, na ile sięga, czy faktycznie jest to bycie takim totalnie niezależnym, czy też może coś jednak, choćby minimalnie, ale nas wiąże? Wolności więc poświęcam niniejszy wpis.

 Zobrazować wolność można na przykładzie płynącej rzeki, z zakolami, przełomami, zawirowaniami. Płynie po niej łódka z człowiekiem na pokładzie. Do łódki przymocowane są po obu stronach liny. Jedną z nich trzyma i tylko trzyma Pan Bóg, drugą zaś trzyma, ale jednocześnie ciągnie szatan. Kiedy łódka wpada na przełom, fakt trzymania przez linę Pana Boga zapewnia jej elastyczność, możliwość amortyzacji przełomu, ale przy jednoczesnym ciągnięciu przez Złego, wywrotka jest nieunikniona. Kiedy jest łódka z człowiekiem na pokładzie blisko Bożego brzegu, człowiek może złapać luźną Bożą linę, i podciągnąć się do brzegu, i pójść w objęcia Boga. Kiedy jest w pobliżu diabelskiego brzegu i chce podciągnąć się do złego brzegu, to szatan wykatapultuje człowieka sobie pod nogi i ma jednocześnie pokonanego i niewolnika, który dosłownie: może lizać jego stopy…

Wniosek: Bóg daje ci wolną rękę, wolny wybór. Szatan czyni z ciebie pokonanego i niewolnika.

Niczego innego nie doświadczyli Adam i Ewa (Syn ziemi i Matka żyjących); niczego innego nie doświadczamy i my, ludzie doby 21 wieku.

Jest coś takiego w naszych czasach, że my lubimy umieszczać siebie w pewnych ramach, w określonych rzeczywistościach. I w sumie to jest zgodne z Bożym planem naszego zbawienia; wszak Bóg dał Izraelowi Ziemię Obiecaną (Palestynę), nam zaś, Ludowi Nowego Przymierza, Kościołowi, dał zaproszenie do Nowego Jeruzalem, które nie ma granic geograficznych, które nie ma lokalizacji, którą można by wytyczyć za pomocą GPS`a.

W Chrystusie dał nam możność bycia u siebie w domu wszędzie, gdzie tylko będziemy chcieli i umieli dostrzec nasz Skarb największy – Chrystusa Zmartwychwstałego, miłosiernego, sprawiedliwego, czyniącego cuda, przebaczającego, uczącego miłości, odpowiedzialności, uczciwości, pracowitości, Inaczej mówiąc, znacznie krócej: uczy tam, gdzie uczy nas Jezus wybierania drogi w kierunku Bożego brzegu, wcześniej wspomnianego.

Przyznajmy, że to całkiem pociągająca perspektywa, dająca mocną pewność, by życie wygrać z wielkim bonusem! A tymczasem rzeczywistość nas otaczająca, ta którą bardzo często wybieramy, wbija nas w rzeczywistości dalekie od tych Bożych perspektyw i brzegów: Polacy to naród podzielony, kłótliwy, zapamiętale tkwiący w rozmaitych konfliktach i swarach.

Festiwal tworzenia grup, grupek i grupeczek trwa w Polsce bez ustanku od wieków. Bo my wiemy lepiej, co dla nas dobre. Kapitalnie to uchwycił S. Wyspiański, pisząc „Wesele”:

Zdobyłem se pawich piór,
nastroiłem pawich piór,
pawie pióra ładne,
pawie pióra kradne,
postawie se pański dwór! (bis)

Zdobęde se pański dwór,
wywleke se złoty wór;
złoty dwór wysypie
ludziskom przed ślipie;
nakupie se pawich piór! (bis)

Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci się jeno sznur… (bis)

Świat ludzkich szczęść i zranień, wzlotów i upadków, całej naszej człowieczej historii rozpięty jest między „Weselem” Wyspiańskiego a Bożym Orędziem, które Najwyższy kieruje do nas słowami Proroka Izajasza: „Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna”. Iz 1,18

Kilka dni temu pewna osoba znana z estrady muzycznej jak również z „legendarnego” Wielkiego Brata, chcąc zaszokować, a może wykpić, oznajmiła swoim fanom, że ma „boże ciało”, wrzucając swe „rozebrane” ciało do sieci internetowej.

Jestem przekonany, że gdyby wcześniej, kiedy zdefraudowała swoją czystość, poszła do spowiedzi, wyraziła szczery żal za grzechy, dziś by takich głupot światu nie oznajmiała.

Zawsze jest czas na nawrócenie i zmądrzenie. Tak długo póki żyjemy mamy realną szansę na schwycenie luźno opadającej liny, kiedy przepływamy obok Bożego brzegu, i siły ku temu, by wejść w objęcia kochającego Boga Ojca, by pełnić Jego wolę i być mu nie tylko dzieckiem, ale i bratem. Jak będzie? Ty wybierasz, ty decydujesz!


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Biblia, Formacja Sumienia, Puncta, Słowa o Słowie, Słowo, Szkoła duchowych twardzieli i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Chciałaby Doda do raju ale grzechy jej nie pozwalają

  1. meizi pisze:

    Może moje pytanie wyda się dość nie na miejscu, ale cóż.. zadam je. Czy zatem wolność w ujęciu chrześcijaństwa ogranicza się jedynie do dokonywania wyborów?? Z rozmysłem użyłam słowa „ogranicza”, gdyż zastanawiam się czy „wolność” jest swoistym punktem czy też może… płaszczyzną?? Jeśli płaszczyzną, to znaczyło by, że wolność to coś więcej niż jedynie mój własny wybór. Coś..? to znaczy co?? Może płaszczyzną relacji pomiędzy człowiekiem a Nim?? Bo jak rozumiem pomiędzy kosmatym a człekiem relacji nie ma, a jest jedynie „uzależnienie” – szeroko rozumiane skądinąd ??

  2. Ks. Marek pisze:

    Hmmm, no chyba inaczej się nie da, jak tylko właśnie w kontekście wyborów mówić o wolności. Bo czy posiadamy wolność „od” kogoś/czegoś, czy też wolność „do” kogoś/czegoś to zawsze jest to relacja, jakiś dynamizm, czynność, ruch.Z filozoficznego punktu widzenia, dzieło zdąża do Stwórcy. Jeśli więc dzieło podejmuje ruch, to i Stwórca musi być w Ruchu, albo jeszcze inaczej: sam ON jest Tym Ruchem (chceniem, działaniem, pragnieniem, tęsknotą). Czy wolność jest płaska? Chyba raczej nie, ponieważ gdyby tak było, to człowiek z czasem by się nią znudził, nieważne, czy czyniąc samo tylko dobro, czy samo tylko zło, czy naprzemiennie jedno i drugie. Tu chyba właśnie najbardziej można zrozumieć słowa Św. Augustyna – Niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie, Boże. Wolność jest czymś, co przychodzi z zewnątrz i jest też czymś niestworzonym, takim, powiedzmy, oddechem Boga. On NIC nie musi, a wszystko może. My zaś mamy tak, że możemy praktycznie wszystko, co tylko w głowie nam się pojawi i jest dla nas wykonalne, jednak musimy tylko jedno: umrzeć. Złośliwy dodają w tym miejscu jeszcze coś drugiego – konieczność, mus płacenia podatków. 🙂

  3. meizi pisze:

    Ciekawe spostrzeżenie, że możemy wiele lecz musimy umrzeć. Częściej koncentrujemy się na tym ostatnim, nie przeciwstawiając słowu musimy – możemy. W zasadzie racja.. zamiast „płaszczyzna” lepszym sformułowaniem jest „przestrzeń”.
    Dalej jednak nie bardzo rozumiem „wolności” szczególnie w ujęciu „ruchu” oraz tego, że wolność jest czymś co przychodzi z zewnątrz…. Z zewnątrz? To znaczy, że co?? Że wolność jest dokonywaniem wyboru ale też jest wyborem samym w sobie?? Czemu z zewnątrz? Zdaje się, że za malusi mam rozumek… ale cóż jak to wspomniany wcześniej św. Augustyn napisał…”wiem dopóki mnie nie pytasz”. Szukam więc dalej.
    Dziękuję i pozdrawiam

  4. Ks. Marek pisze:

    Wolność jako coś w ruchu – zobaczy Pani: nikt Jej nie przymusza do wymiany komentarzy ze mną. A jednak Pani to czyni, bo coś jest w wewnątrz Pani, co wzbudza pragnienie napisania komentarza, a przecież ma Pani tyle rozmaitych opcji wyboru: mecz, kino, spacer, spotkanie ze znajomymi, lektura, sen, krzyżówki, słuchanie muzyki – coś jednak Panią ciągnie, że akurat Pani wymienia swe spostrzeżenia ze mną na blogu. Inaczej mówiąc: stoi Pani przed setką dróg, a wybiera jedną, konkretną, oczekując dokąd dojdzie. Jakiś odrzutowiec ciągnie ten Pani wybór a Pani mu się daje ciągnąć. Różnie to można nazwać: ciekawość, fascynacja, konieczność szukania odpowiedzi na pytania, etc. Tak jak wyżej pisałem: nie muszę – ale chcę. To chcenie to ruch.

    Dalej – czemu wolność przychodzi z zewnątrz? Cóż – gdyby była czymś li tylko wewnętrznym, to byśmy żyli pod ciągłym przymusem. Byśmy się tym zmęczyli, tak jak męczymy się pracą, chorobą, długami, trudną rodziną, etc. A jednak rzadko kiedy uciekamy od tego wszystkiego tak ma maxa, porzucając wszystko i wszystkich. Jakoś idziemy naprzód, mając jakiś zasób nadziei, jakieś perspektywy na przyszłość. Czyli musi być coś ponad naszą, ludzką, nierzadko bolesną, upośledzoną wolnością. Zobaczy Pani na narkomana: mało który decyduje się ot tak, z automatu na złoty strzał…

    A co do „malusiego rozumku” – nie jest on taki malusi, Pani Katarzyno. On się budzi do wolności. Wolność, która jest w Pani dopina się o ujrzenie światła dziennego, Blasku Prawdy.

Zostaw komentarz