Co może mieć wspólnego Pitagoras z Chrystusem?

Sporo się dziś mówi w mediach n/t uwikłań duchownych w zbrodniczą w zasadzie, aktywność pedofilską jak również w homoseksualizm, a więc moralne wypaczenie, które jest sprzeczne z naturą w kontekście Bożego aktu stwórczego.

Duchowni, jak to świetnie ujął mój współbrat w kapłaństwie, jezuita, o. Józef Augustyn, pisząc, że „Duchowieństwo stanowi w znacznym stopniu odbicie społeczeństwa.”[1]

Jeśli więc wiadomo, że społeczeństwo w ogólności cechuje się takimi czy innymi postawami, to nie inaczej będzie w poszczególnych grupach społecznych. Wszak księża nie są z księżyca, lecz z ludu wzięci i do tegoż ludu posłani. Takie jest życie i trzeba to umieć przyjąć do swej świadomości. Święcenia kapłańskie, czy też nawet sakra biskupia nie są magią, która by zdejmowała wszelkie niedoskonałości, czy odium, jakie ktoś na siebie sprowadził. Wydaje mi się, że jedyne, co można śmiało powiedzieć, i że będzie to również poprawne teologicznie, to to, że święcenia kapłańskie, jako sakrament a więc znak łaski Chrystusa dla człowieka, może przyjmującemu święcenia dopomóc w pokonywaniu takich, czy innych wad, grzechów, niedoskonałości. Tak jak spowiedź, zwłaszcza częsta, systematyczna buduje w osobie ludzkiej silną wolę i leczy jej słabości, tak posługa wynikająca z faktu otrzymanych święceń, o ile przyjęta jest ważnie, może uświęcać naturę człowieka, na której buduje łaska Boża. Uświęcać, czyli przebóstwić; przebóstwić czyli stawać się istotnie, odbiciem Boga w samym sobie. Tym samym jest możliwość, by natura ludzka była w dyspozycji do wprowadzania przebóstwienia w świecie, do którego kapłan jest posłany. Ale dość już tego mądrowania się, bo nie do teologów słowa swe kieruję, lecz do ludzi, którzy na co dzień posługują się językiem pracy, domu, przyjaźni, czy sąsiedztwa.

Moi drodzy Czytelnicy!

Tak sobie po dzisiejszym Bożym, świętym czasie i wydarzeniach jemu towarzyszących, smutnych wydarzeniach, pomyślałem:

Gdyby jedynym problemem, jaki toczy kościół hierarchiczny były problemy natury seksualnej to ja bym skakał do góry ze szczęścia. A i podejrzewam, że wierni świeccy inaczej by zapatrywali się na masę spraw, które na co dzień niemal muszą konfrontować z rzeczywistością.

Dziś ograniczę się tylko do jednej sprawy, którą dla łatwości wywodu nazwałem terminologią zaczerpniętą z rzeczywistości uzależnień.

Chodzi o bycie tzw. „pomagierem”[2]. Zachęcam do zapoznania się z tym, co można przeczytać w przypisie. Ja zaś tylko krótko wspomnę, iż chodzi mi o ludzi, którzy nie chcą lub nie potrafią odciąć się od odpowiedzialności za skutki picia alkoholika, którzy szczerze albo totalnie fałszywie „żałują go”, polewając mu do kielicha. Albo jeszcze gorzej: buntują go przeciwko tym wszystkim, którzy chcą jego prawdziwego dobra i szukają środków, by doprowadzić go do dna, by mógł się wreszcie odbić i wypłynąć na powierzchnię.

Prosta rzecz: ludzie, którzy mają prawdziwie dobro na celu, którzy Jedynemu Dobremu służą, mają na swoim wyposażeniu odpowiednie władze, cnoty, takie swoiste filtry, iż są w stanie tą wrażliwością wyczuć, że coś jest nie tak z drugim człowiekiem. A to już jest naprawdę dużo, a przynajmniej dość, by się nieco uważniej przyjrzeć komuś, kto porusza w nas te wrażliwe sfery w nas przez Stwórcę złożone.

Owe „filtry” mają na „stanie” i moderatorzy seminariów, i wychowawcy tak dzieci jak i młodzieży; mają je rodzice i małżonkowie. Jedyne co, to boją się z nich użytek robić albo też tylko na nich bazują; ot takie popadanie ze skrajności w skrajność. Przypomnę, że grzeszyć można tak zaniedbaniem, jak i nadmiarem. Właściwa proporcja jest wg mnie też taki swoistym kryterium dojrzałości osobowej, duchowej, psychicznej i religijnej. Proporcje te dziś są w nas bardzo mocno zaburzone, bo taki jest cały świat: z dnia na dzień bardziej skomplikowany, pogmatwany, narażony na nieustanne straty.

Cóż więc mamy czynić?

Myślę, że po 1: powinno nam zależeć na formowaniu zdrowych społeczeństw poprzez wszystkie możliwe środki oddziaływania, jak to się mówi: systemowo. Nie wystarczy powiedzieć, że jest bieda. Należy ustalić w czym ona ma swe źródło. Dalej – poprzez autentyczne postawy miłości wobec bliźniego, umiejętnie i trwale być w dyspozycji do proponowania temu bliźniemu drogi innej, aniżeli ta, którą wybrał. Jeśli biedą zaś jest przestępstwo, to wówczas należy je zdecydowanie karać.

Po 2: nienormalnością jest zabranianie zabraniania. Każde czasy, szczególnie te cywilizacyjnie wysoko postawione, w swoich kodeksach miały zakazy i surowo je egzekwowały. To już nie tylko o Stary Testament idzie, czy o chrześcijaństwo bądź Islam. Ci, którzy uczciwie się uczyli historii, wiedzą, że nawet krwawy Kodeks Hammurabiego nieposzanowanie zakazów karał surowo, ze śmiercią włącznie. A dla tych, co z historią antyczną raczej mieli nie po drodze, przypomnę, że i Stalin, Hitler, czy Mao – też egzekwowali posłuszeństwo wobec zakazów.

Powrót więc do zasad, zwłaszcza tych sprawdzonych, które wydały dobre owoce w historii, jest wg mnie na dziś dzień KONIECZNOŚCIĄ od której należałoby zacząć wpierw indywidualnie od samych siebie a w konsekwencji wdrażać w etos poszczególnych społeczeństw.

Jak komuś nie pasuje Chrystus Jezus, to niech się zapozna z Pitagorasem. On także został zamordowany za zasady.


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Dzieje, Formacja Sumienia, Rebelya, Variae i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Co może mieć wspólnego Pitagoras z Chrystusem?

  1. M. pisze:

    Ta notka i tekst dołączony do niej sprawiły, że nasunęło mi się pytanie: Czy warto pomagać alkoholikowi? Pod pojęciem pomocy – rozumiem pomaganie danej osobie w taki sposób, aby jej nie szkodzić… nie pogłębiać jej nałogu, czyli nie stwarzać okazji do kolejnej popijawy i nie dawać jej nawet najmniejszej ilości alkoholu. Jednak jeśli osoba uzależniona odrzuca naszą pomoc, mimo nieustannego czuwania nad nią, pilnowania, żeby jeździła do pracy i z niej trzeźwa wracała, żeby nie spotykała się ze swoimi „dobrymi” kumplami od wódy, ta osoba i tak znajdzie okazję żeby się napić i nie wyraża chęci leczenia się, to czy w tej sytuacji warto pomagać? Czy należy pomagać na siłę? To jest wybór tej osoby, może ona chce tak żyć, zatracając się w swoim nałogu…

Zostaw komentarz