Chyba niemal każdy z nas w życiu spotkał się z układankami, puzzlami. Im ciekawszy obrazek był do ułożenia, tym bardziej większy zapał się pojawiał, by go ułożyć. A jeszcze – jak te puzzle składały się z 1000 i więcej elementów, to cała rodzina nie raz zasiadała przy stole, albo i na podłodze, by podjąć wyzwanie i podziwiać owoc pracy zespołowej.
Później, kiedy już zadanie zostało wykonane, można było je podziwiać np. na ścianie, jako obraz, pejzaż, czy replikę znanego dzieła. Zdarzało się jednak, że czasem jakiś element układanki się zagubił, albo został przez przypadek zniszczony. Pół biedy, jak był to kawałek mało znaczący, który miał mieć swe miejsce gdzieś na skraju całości układanki. Jednak jeśli to był element np. oka Mony Lisy, albo element pyszczka gronostaja, którego pewna dama trzyma? Dzieło raziło w oczy oglądających, budziło pewien niedosyt, a czasem może nawet złość, że oto przez jeden drobiazg, tyle pracy poszło w sumie na marne.
Tyle potrafimy powiedzieć na temat braku jednego klocka, elementu układanki, która w zasadzie nie jest niczym wielkim. Zawsze ją można odstawić w kąt, czy po prostu wyrzucić. Co jednak, kiedy układanka naszego życia jest pozbawiona któregoś z „klocków”? Tu nie da się przejść obojętnie, czy okazać lekceważenie. A jeszcze – jak to życie jest wielokrotnie złożone, w różnych relacjach: rodzice, rodzina, praca, sąsiedzi, znajomi? Fakt, można zlekceważyć braki, ułomności, wady i zaniedbania. Ale czy to oznacza, że w ten sposób przestaną one istnieć? Nie będą obciążać tego, który je posiada i tych, z którymi w relacje wchodzi? Oczywiście, że nie! Przeciwnie – to, co lekceważymy, przed czym uciekamy i od czego się nierzadko odżegnujemy, w rzeczywistości zaczyna nas wytrawiać, jak kwas wylany podatną na przeżarcie powierzchnię. I rodzi się ból, brak oraz pojawia się żrąca woń. A to już prosta droga do skażenia otoczenia…
Jak to wygląda w życiu praktycznym, świetnie ukazuje znany felietonista, Krzysztof Feusette, który publikuje m.in. w Rzeczypospolitej oraz w Uważam Rze.
W jednym z felietonów, zatytułowanym „Kopniaki” zauważa, że wielu oburzyło się na decyzję PZPN`u dotyczącą pozbawienia godła narodowego koszulek polskiej reprezentacji piłki nożnej. Feusette zwraca jednak uwagę, iż to oburzanie się jest zdecydowanie chybione, by nie rzec, iż jest to przysłowiowa musztarda po obiedzie. Jak bowiem dziwić się takiej decyzji w sprawie, powiedzmy dość mało fundamentalnej, kiedy w sprawach pierwszoplanowych okazywano brak głębszego zainteresowania, dochodzenia sprawiedliwości na drodze prawnej, bo przecież pogardzano kwestiami, które stanowione prawo winno było zabezpieczyć bezdyskusyjnie. Flaga nasza narodowa wkładana w psie odchody, kpiny z tekstu „Roty”, oddawanie moczu do ustawionych w barwy narodowe zniczy na Krakowskim Przedmieściu, zabawy krzyżem z puszek po piwie, zapraszanie do przestrzeni publicznej człowieka, który nie kryje się ze swoim satanistycznym światopoglądem, wydawanie przez znane wydawnictwo książek Grossa, pełne kłamstw i nierzetelności, sugerujących wprost, że Polacy mieli gigantyczny udział w eksterminacji Żydów, albo ustawianie jako autorytetu moralnego i politycznego człowieka, znanego z mediów, który to człowiek mówi, że podczas okupacji bardziej bał się „polskich sąsiadów” aniżeli hitlerowców, czy też mówiący głośno i wprost, że Polacy to naród głupawy i zawistny (czyżby zatem sam był innej narodowości?)
Długo pewnie można by było podobne historie wyliczać i przywoływać. Jednak myślę, że wprawne oko obserwatora w mig wychwyci, iż poddawani jesteśmy faktycznie wielkiej manipulacji i brak nam elementarnej świadomości, że rzeczywiście ma to manipulowanie nami miejsce. Skutki zaś tego działania nam wrogiego są przeogromne i w perspektywie ludzkiej – nieprzewidywalne.
Rodzi się więc pytanie: czemu takie coś ma w ogóle miejsce? Czemu dajemy sobie sami i dobrowolnie wyrywać elementy układanki naszego życia, usprawiedliwiając czasem ten stan rzeczy kłamstwem, że niby nie chciałem, że nie wiedziałem, że jakoś tak to wyszło?
Odpowiedzi jest kilka. Niektóre z nich zawarte są w dzisiejszej liturgii Słowa Bożego.
Najpierw Izajasz, prorok zwany niekiedy Ewangelistą ST, przypomina nam, iż to Bóg jest naszym Ojcem; tym, którego Rąk dziełem jesteśmy; dziełem ulepionych z gliny i obdarowanych tchnieniem Bożym. Jednak nam bycie gliną nie pasuje, nawet jeśli ta glina zawiera w sobie Boski pierwiastek. Bardziej nam zależy na byciu złotem, na blichtrze tego świata. Wybraliśmy i ciągle, nadal wybieramy jako bożki stworzenia, zaś wygodniej nam pozostawać w odwrocie do Stwórcy. Nie dziwi więc, że usychamy, jako te liście zwiędłe, poniesione przez wicher. Nie wiedzą dokąd zmierzają, i w sumie jest im to obojętne.
Dalej, Paweł Apostoł oznajmia nam, że dzięki naszemu wybraństwu przez Boga, dzięki wszczepieniu w Kościół, posiadamy to wszystko, co konieczne na oczekiwanie przyjścia Pana Jezusa w chwale. Ale my znowuż łatwiej skupiamy się na tym, czego my od Boga potrzebujemy, aniżeli na tym, czego On od nas oczekuje, byśmy wykorzystali dobrze to obdarowanie, którego On wobec nas dokonał. Świadectwo Chrystusowe to częściej dla nas metryka wymagana by być rodzicem chrzestnym, albo przyczynek do krytykowania czym Kościół się nie powinien zajmować, albo jak powinien realizować swoją misję w świecie: nie według Ewangelii lecz według ludzkich, jakże ułomnych dumań, które najlepiej podsumować wołaniem Zbawiciela: Ojcze! Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!
Gubimy naszą tożsamość, nasze widzenie siebie przez pryzmat Osoby Chrystusa i Jego Ewangelii!
Wreszcie sam Chrystus Pan, nie uciekając się do eufemizmów, zdrobnień i lukrowanych słów, przypomina: Czuwajcie! Nie śpijcie! Bądźcie przygotowani! Dzień sądu – a wcześniej śmierci przyjdzie znienacka. To każdy z nas jest tym odźwiernym, któremu Bóg przykazał, by czuwać, by być gotowym na stanięcie przed Trybunałem.
Złoto, które zostanie w ogień wrzucone, stopi się. Zacznie wyparowywać. Zostanie go tylko tyle, na ile pozwoli temperatura. Glina natomiast skamienieje, stanie się twardą bryłą, formą, jaka została nadana jej przez Stwórcę. A dodając do tego fakt, iż glina ta jest ubogacona o Boży pierwiastek nie ma czego się lękać, nie ma potrzeby ani sensu, by na siłę chcieć stawać się złotem.
Mając Boga jako Ojca, będąc wyposażonymi w to, czego potrzeba by objawiającego się nam Boga poznawać, na progu adwentu – oczekiwania w bliższej perspektywie na Narodzenie Pańskie, zaś w perspektywie znanej tylko Bogu, czekając na sąd Boży stawajmy odważnie daleko od drogi prowadzącej do piekła i piekiełek, z przygotowujmy się do nadania nam ostatecznej formy, współpracując z Bogiem, wyczekując w uwagą na to wszystko, co On przed nami nieustannie odsłania.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.