„Jak narodziny są bolesną tajemnicą matki i dziecka, tak śmierć jest bolesną tajemnicą Boga i człowieka“. Te słowa Franciszka Werfela, głęboko wierzącego Żyda, autora książki „Pieśń o Bernadecie“, mogą nieco bulwersować. Człowiek nie jest w stanie rozwiązać zagadki śmierci. Nawet więc tak prosty fakt, jakim jest moment śmierci człowieka, pozostaje najskrytszą tajemnicą. Kiedyś za chwilę zakończenia życia uznawano ustanie oddychania, a sprawdzianem było przyłożenie lusterka do ust (prawdopodobnie) zmarłego. Następnie za śmierć uznawano zatrzymanie akcji serca, ale współcześnie mamy już możliwość jego reanimacji.
Pospolicie wyróżnia się cztery pojęcia śmierci:
1. Śmierć kliniczna (ustaje akcja serca).
2. Śmierć medyczna (lekarz dostrzega wystarczające symptomy, by stwierdzić zgon pacjenta).
3. Śmierć biologiczna (obumierają wszystkie tkanki organizmu).
4. Śmierć teologiczna („odłączenie duszy od ciała“).
Niekiedy śmierć przychodzi nagle i niespodziewanie, wciska się w historię życia z pozoru niezagrożonych ludzi. Spowodowana przemocą, działaniami wojennymi, katastrofami, klęskami żywiołowymi- wywołuje szok i zaskoczenie. Najczęściej jednak, obserwując chorobę zmierzającą do śmierci, traktuje się umieranie jako proces. Psychologia umierania mówi o pięciu jej etapach: szoku, agresji, targowania się, rezygnacji, akceptacji. W miarę utraty sił fizycznych chorego, narastania u niego obaw o utratę posiadanych możliwości i kontaktów, bycia dla innych ciężarem, zbliżania się do śmierci, narasta niepewność co do własnego losu po śmierci. Dotyczy to zarówno osoby, która na pewnym etapie zgadza się z perspektywą śmierci (piąty etap- akceptacja), jak i osób obserwujących czyjeś umieranie.
Oczywiste dla rozumnej analizy jest stwierdzenie, że „kto przeszedł na drugą stronę, nie może już tutaj powrócić“. A jednak człowiek niepoprawnie siebie oszukuje. Czasem z tego oszustwa korzystają inni…
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Marku,
Śmierć jest tym, co nas otacza, choć często udajemy, że jej nie ma.
Hospicja są soczewką, w której śmierć jest chlebem powszednim. Hospicja są usprawiedliwieniem i wymówką, takim parawanem, za którym się skrywa to nieestetyczne zjawisko, jakim jest śmierć.
Dobrze, że są takie miejsca i że doświadczający śmierci mają godne warunki i miłość, serdeczność.
Cokolwiek napiszemy i powiemy o śmierci jest to ogląd z zewnątrz, gdyż umierający sam przekracza jej próg.
Kilka lat temu trafiłam na książkę „Życie po zyciu”. Bardzo mną wstrząsnęły opisy tego, co umierajacy człowiek przezywa podczas śmierci, np. widzi zmarłe bliskie osoby, widzi tunel i światło. Niektórzy wracali stamtąd /wg autora/, być może była to śmierć kliniczna.
„Światło” rozumiane było dla niektórych jako Bóg albo „dobro”, „spokój”.
„(…)umierający sam przekracza jej próg” – dla mnie to straszne…
Oczywiście – niekoniecznie jako samotnie lecz jako jednostkowo, tak jak każdy z nas ząbkował, czy borykał się z guzem, którego ktoś lub sam sobie nabił. Tak trochę banalnie, ale warto o tym wspomnieć – doświadczenie śmierci będzie dla każdego z nas indywidualne, ale nikt z nas samotnie nie będzie przekraczał bariery między życiem a śmiercią. Raz – że – daj Boże, będzie przy nas ktoś bliski: z rodziny, może przyjaciel, kapłan, dwa: Chrystus, który przyszedł zbawić każdego człowieka (tu również widać głęboki sens 9 piątków miesiąca, 5 sobót miesiąca, inne praktyki pobożnościowe)
Jeśli dusza idzie do czyśćca, to Chrystus raczej nie będzie z nią w momencie śmierci ciała.
Nie miałem tego nigdy w ręku. Jedynie fragmenty gdzieś czytywałem w sieci. Jest jednak jedno małe „ale”. To są opisy śmierci klinicznej. Letargu. Nie zaś śmierci w znaczeniu końca życia.
Tutaj: http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=10&id=10-01&sz=&pyt=312 jest ta myśl rozwinięta.
Dla katolika wskazówką jest Dzienniczek św. Siostry Faustyny, kiedy widzi ona dusze w piekle, choć może to być czyściec, skoro Matka Boska przynosi im ochłodę.
Tak, jest „Dzienniczek” wskazówką. Jedną z wielu, po PŚ i dokumentach Magisterium Kościoła
Czytałem ponad 30 lat temu Życie po życiu. Autorem był niejaki Moody, który zebrał świadectwa wielu osób. Faktem jest, że tak naprawdę ludzi ci nie umarli tylko byli na progu śmierci. Nie jest to opis tego, co po drugiej stronie życia.
Oczywiście, że to opisy doznań podczas śmierci klinicznej, choć autorzy /R. Moody, L. Szuman, E. Kubler-Ross/ twierdzą, że to relacje osób, które „wróciły stamtąd”. Ciekawe są także opisy, kiedy człowiek w takim stanie 'widzi” całe swoje życie, a kiedy „wraca’, to staje się „mądrzejszy” i „bogatszy” w pewne doświadczenie, nie boi się śmierci. Te opisy są sprzeczne z nauką KK, ponieważ nie ma tam sądu szczegółowego /po śmierci/, człowiek niejako sam się ocenia i sam wyciąga wnioski ze swojego życia.
Nie ma powrotu ze świata żywych. Niech Pani przypomni sobie scenę z Ewangelii, tam gdzie mowa o bogaczu i Łazarzu.
Sama Pani jednak bardzo słusznie zauważa, że: nie ma tam sądu szczegółowego /po śmierci/, człowiek niejako sam się ocenia i sam wyciąga wnioski ze swojego życia.
Księżę Marku, nie napisałam o możliwości powrotu do świata żywych, bo nie ma powrotu, zauważyłam tylko, że o ów „powrót” autorzy książek utożsamiają z doznaniami w stanie śmierci klinicznej.