Dojrzała religijność nie podejmuje pod wpływem jakiejkolwiek presji lecz na zasadzie głębokiego wglądu w obiektywną hierarchię wartości. Tak, jak człowieka nie można redukować do jego pojedynczego czynu, tak też żadna siła nie może przymuszać go do podjęcia jakiejkolwiek decyzji i działania. Chodzi o postępowanie wyrażone zdaniem: >>Działam tak, ponieważ chcę<<. Nie zaś w oznajmieniu: >>Działam tak, bo muszę<<. Tylko przy postawie *dobrowolności* można mówić o tym, iż sumienie posiada moc przejawiającą zobowiązanie wobec świata wartości
Żadną miarą nie da się odrzucić od rzeczywistości sumienia wartości moralnych: dobra i zła. W związku zaś z nimi takich pojęć, jak poczucie winy, żal, czy zadośćuczynienie.
Ujmując syntetycznie powyższe składowe, można mówić o pewnej szczególnej gałęzi psychologii, którą określa się jako: „Psychologię Głębi”. Nie ma ona na celu dokonywania oceny (nawet nie wolno jej tego czynić), wartościowania; nie pyta również o sens dobra i zła. Głównym celem tej gałęzi psychologii jest wskazywanie tych ludzkich zachowań, które są niezgodne z przyjętymi w danym środowisku zasadami. Inaczej mówiąc, psychologia głębi chce wskazać na patologię, na przyczyny warunkujące jej występowanie, by finalnie doprowadzić do stosownej pomocy, która podejmie terapię tejże patologii.
Mówiąc o dojrzałej religijności chrześcijanina, a w jej kontekście, o formacji jego sumienia, należy z całą mocą zaakcentować, iż psychologia głębi nie ma nic do powiedzenia odnośnie chrześcijańskiego sumienia osobowego. Jego probierzem nie jest jakakolwiek ideologia, światopogląd, czy system, lecz tylko i wyłącznie Osoba – Chrystus. Fundamentem takiej postawy jest oczywiście wiara w bóstwo Jezusa Chrystusa. Osobowa relacja z Nim jest niczym kompas dla sumienia chrześcijanina. To w konfrontacji z Panem dokonuje się weryfikacja ludzkich pobudek, intencji..
Również tylko w relacji do Osoby Chrystusa możemy mówić o postawie, czy wręcz o zespole postaw, jakie odnajdujemy w przebaczeniu. Chcąc wyraźnie uchwycić istotę przebaczenia, wierzący w Chrystusa, powinien postarać się wniknąć w treść Jego słów, jakie odnajdujemy w Ewangelicznej relacji apostoła Mateusza: Nie przyszedłem bowiem, by upominać sprawiedliwych, lecz grzeszników (9.13). Aby bardziej jeszcze uwypuklić tę myśl, warto przywołać taki oto obraz: Człowiek to nie karta choroby, która ma na celu informować o przebytych patologiach. To nie na darmo prorokuje Izajasz:
Przyjdźcie więc, by pospierać się ze Mną – mówi Pan. Jeśli grzechy wasze będą jak szkarłat, ponad śnieg wybieleją; jeśli będą jak purpura – czerwone, staną się bielsze od wełny.(Iz 1,18). Tylko Bóg Człowiek potrafi przebaczyć, zmazać zapis „dłużny!”, a więc zapomnieć.
Sumienie posiadające kotwicę w Chrystusie jest o wiele trudniej podważyć, wprowadzić w dysharmonię, niż na przykład takie, które opiera się na deontonomiźmie. Jest to typ etyki powinności, obowiązku, kategorycznego rozkazu. W skrócie można powiedzieć, iż deontonomizm kieruje się nakazem: rozkaz to rozkaz! Nie ma tu mowy o wolności. Bardziej jest to optyka Starego Prawa, z dobitnym formalizmem zakazów i nakazów. Znamy odniesienie Jezusa do tego biegu rzeczy: Litera Prawa z odrzuceniem jednoczesnym Ducha.
Sumienie na fundamencie Osoby Chrystusa może być budowane tylko w Kościele, bo tylko tu spotykamy Chrystusa a co najistotniejsze, tylko w Kościele możemy mówić o sakramentalności Pana. Na ile człowiek złączony jest z Kościołem, na tyle złączony jest z Chrystusem.
Cały Kościół, wraz z Piotrem, „pasącym baranki” Chrystusa jest pielgrzymująca wspólnota wiary, wspólnotą kroczącą ku prawdzie, wolności i miłości. Wszystkie 3 są wartościami osobowymi, ponieważ tylko osoba posiada zdolność dostrzegania ich, a tym bardziej odczuwa wolę ich posiadania. Daremnym trudem byłoby poszukiwanie tych wartości w świecie rzeczy. Drogą do nich jest Ten, który sam o Sobie mówi: Ja Jestem Drogą i Prawdą i Życiem. Z całą mocą i odważnie należy głosić. Prawda, wolność i miłość to nie coś, lecz zdecydowanie Ktoś, Kto pragnie być spotkanym.
Do spotkania dochodzi we wspólnocie. W Kościele – rodzinie. To we wspólnocie eklezjalnej dochodzi do formacji sumienia, do szczególnej formacji, bo sakramentalnej. Sumienie budzi się do relacji ku „TY”. Obudziwszy się raz, już potem nieustannie, poprzez cały etap egzystowania ziemskiego konstytuuje się nieustannie w tej właśnie relacji do „TY”. Ciągle oczywiście odżywiane poprzez sakramenty, ciągle formowane przez Chrystusa w Jego Kościele.
CDN – a póki co, zapraszam do dzielenia się refleksjami n/t treści niniejszego tekstu
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Świetny tekst. Szczególnie słowa o przymuszaniu do bycia dobrym. To oczywiście również swego rodzaju gwałt na duszy. Zgadzam się ze wszystkim i czekam na kolejne teksty. Polecam jednocześnie książki profesor Haliny Romanowskiej-Łakomy z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie jej słowa, podczas pisania pracy pod jej opieką. Zastanawia mnie tylko czy rzeczywiście kościół w takiej mocno zinstytucjonalizowanej formie jest potrzebny człowiekowi, by odkrywał w sobie sakralne możliwości. Chociaż uważam, że człowiek od tysięcy lat żył nie sam, czyli zawsze z jakąś formą Boga, Bogów, czyli jest tak jakbyśmy byli stworzeni nie do antyreligijności, ale właśnie do religijności, pytam zawsze czy do kontaktów z Bogiem potrzebny jest kościół. Oczywiście zdaniem księdza tak i tu nie będziemy wchodzić w dyskusje.
Pozdrawiam.
„CDN – a póki co, zapraszam do dzielenia się refleksjami n/t treści niniejszego tekstu”.
Nastąpił ten ciąg dalszy? Bo znaleźć nijak nie mogę.
Religia jest swego rodzaju jedną z form świadomości i występuje jako zjawisko społeczne. Dla wielu ludzi ważnym elementem religii jest właśnie aspekt obrzędowy. Czy potrzebny jest zatem kościół? A czy widział Pan lub słyszał Pan, Panie Marcinie o jakiejkolwiek religii… bez społeczności podzielonej w sposób hierarchiczny? Czy istnieje religia bez obrzędowego aspektu? Kolejne pytanie –„czy rzeczywiście kościół w takiej mocno zinstytucjonalizowanej formie jest potrzebny człowiekowi, by odkrywał w sobie sakralne możliwości”? A co ma Pan na myśli pisząc „odkrywać sakralne możliwości” ? Ja się mogę mylić, ale wydaje mi się, że sakramenty się przyjmuje (świadomie) a nie odkrywa się ich sakralne możliwości. Ale powiadam.,….. mogę w tej kwestii błądzić. Może jest jakaś subtelna różnica. Nie wiem.
No i jeszcze jedno. Religia a wiara. Tak po prawdzie oba te wyrazy nie niosą za sobą takich samych znaczeń. Różnią się.. i ja osobiście nie stosuję ich zamiennie.
1. Marcin – wszystko zależy od teologii, jaką przyjmujemy i dalej – też od antropologii. Jeśli przyjąć teologię systematyczną, katolicką, to dowiadujemy się, że nasze źródło jest a Bogu i u Niego trzeba szukać sensu i spełnienia człowieczeństwa. W tym sensie faktycznie możemy odkrywać swoje „możliwości sakralne”, gdyż Bóg Stworzyciel je w nas złożył. Jeśli natomiast obok rzeczywistości ludzkiej stawiamy jakąś tam rzeczywistość sakralną, bliżej nieusystematyzowaną, to istnieje spora szansa, że obie NIGDY się nie spotkają. I wtedy owe „możliwości sakralne” są groteską lub gorzej, karykaturą duchowości – vide: komunizm, czy scjentologia albo masoneria.
2. Meizi:słuszne rozróżnienie Pani podaje. To są dwie różne rzeczywistości, które mogą odnosić się do jednego źródła, ale też wcale nie muszą.
Co zaś do ciągu dalszego – póki co, to go nie ma. Ale dzięki za przypomnienie. Postaram się niebawem coś w tym temacie napisać.
Pingback: Poczucie winy a świadomość grzechu cz II | Delemingarium
Reblogged this on Najważniejsze wieści dla prawych dzieci Polski..