Skobcowa Jelizawieta, bo o niej mowa, chciała dokonać zamachu na Trockiego, by wreszcie położyć – jak myślała – kres biedzie w carskiej Rosji. Jelizawieta musiała uciekać z Rosji, przez Turcję, do Francji. W okropnych warunkach, w stanie błogosławionym, wraz z mężem dociera wreszcie do celu podróży, ale znów otrzymuje wielki cios. Jej córeczka, Nastia, wskutek gruźlicy i zapalenia opon mózgowych umiera. Jednak śmierć rodzi życie. Liza przeżywa swe głębokie nawrócenie. Zresztą jej mąż, Daniel, również. Po rozwodzie Liza wraz ze swoją mamą w małym mieszkanku w centrum Paryża zorganizowały dom pomocy tym, którzy potrzebowali szczególnie wsparcia w szukaniu sensu życia. Mieszkanko zamieniło się w salę wykładowo-dyskusyjną, gdzie teologia, filozofia polityka i literatura dostarczały mnóstwa materiału pod przemyślenia. Jednak z czasem Jelizawieta poszła dalej. Zaczęła w tanich knajpach zbierać wszystkich wyrzutków społecznych, by także z nimi rozprawiać o sensie życia. Jak pisała w swoich pamiętnikach: nie kazań, ale współczucia oni wszyscy potrzebowali. Ale to jeszcze nie było spełnienie Marii.
Schodząc na samo dno otchłani ludzkiej nędzy Jelizawieta odkryła swoją życiową drogę. Postanowiła zostać mniszką. Zwróciła się z tą prośba do swego metropolity Eulogiusza. Ten znając jej niespokojnego ducha i brak jakiejkolwiek mozliwości podporządkowania się rygorom życia monastycznego z jej strony, pozwolił zostać jej mniszką żyjącą pośród ludzi. Podczas wspólnej podróży pociągiem, patrząc na oświetlone promieniami zachodzącego słońca pola powiedział jej: „Twoim monasterem będzie cały świat”. Po uzyskaniu kościelnego rozwodu i zgody Daniela na wstąpienie w mniszy stan Jelizawieta została mniszką 7 marca 1932 roku przyjmując imię Maria na cześć św. Marii Egipcjanki. Jej patronka po burzliwym życiu kurtyzany osiadła na pustyni, by w modlitwie i poście odnajdywać utraconego Boga. Maria Skobcowa wyszła na pustynię miasta, by w najbardziej poniżonych i odrzuconych odnaleźć Go. Metropolita Eulogiusz pragnął, aby odwiedziła prawosławne monastery na Łotwie i w Estonii, by poznała ich ducha. Po powrocie z właściwą sobie żarliwością napisała: „Nikt tam sobie nie uświadamia, że świat płonie. Żyją sobie z dala od brudu i nędzy tego świata zatopione w swojej burżuazyjnej pobożności. Otwórzcie swoje bramy przed bezdomnymi złodziejami, pozwólcie światu zewnętrznemu wtargnąć, by zniszczył wasz wspaniały system liturgiczny, poniżcie się, oczyśćcie, pozbawcie się wszelkiego znaczenia …” Maria wiedziała, że drogą do Boga są rany jej braci. Nie szukała wielkich i spektakularnych wysiłków ascetycznych. Nie to było jej zdaniem istotą chrześcijaństwa. „Droga do Boga prowadzi przez miłość do ludzi; nie ma innej możliwości. Na Sądzie Ostatecznym nie będę pytana, czy odniosłam sukcesy w swych praktykach ascetycznych, ile pokłonów zrobiłam podczas Liturgii. Ale będę pytana, czy nakarmiłam głodnych, odziałam nagich, odwiedziłam chorych i uwięzionych. Tylko o to będę pytana.”
Ten wpis dedykuję wszystkim pogardliwie komentującym beatyfikacją Jana Pawła II. Weźcie Kochani moi pod uwagę i rozwagę fakt, iż wasze ograniczanie wyobraźni Boga to coś, co chyba się już kwalifikuje pod gorszenie maluczkich, o innych, cięższych grzechach nie wspominając.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Podobnego usposobienia był Jan Paweł, choć działał w odmiennych warunkach. Przyprawiał palpitacje serca dystyngowanych watykańskich prałatów, bo nie forma, a treść czynów się liczy.
Tradsowskie fochy postrzegam jako faryzejski legalizm. Choć prawdą jest, że prawo to nie sztuka dla sztuki, to jednak ich zaciętość, rozdzieranie szat napawa przerażeniem niekiedy. A już gdy idzie o zarzuty wobec Jana Pawła II, to już do zalatuje wręcz schizmą. Ale jak to powiadają: jaka mać, taka nać. Nie może być uczeń nad mistrza…
Niestety wielu życzliwych będzie doradzać Kościołowi, by kierował się zasadami politycznej poprawności i oczekiwaniami środowisk antykościelnych.
Ach…
Mówię Ci – wszystko na głowie staje. Ogon macha psem… To się musi skończyć ostrym potłuczeniem pewnych części ciała.
Trochę Skobcova przypomina mi siostrę Małgorzatę Chmielewską, o której troszkę dyskutujemy tutaj:
https://twitter.com/LewandowskiW/status/698470700403847168
I jeszcze Post Scriptum siostry Małgorzaty
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=939044932798073&id=100000777254276&fref=nf