Męskość powołaniem każdego kapłana

Pod takim hasłem przebiegało spotkanie formacji stałej kapłanów mej diecezji. Hasło to oraz problematyka, którą ono w sobie zawiera zbudziła trochę dyskusji tak na forum Rebelya.pl jak również na blogu Pani Eli. Jaki obrót tam sprawy przybrały – można sobie kliknąć i poczytać. Ja natomiast spróbuję dać w miarę pełny przekaz tego, co sam uczestnicząc, wynotowałem, przypominając sobie większość spraw tak z czasu studiów jak i z lektury własnej, czy też z samoobserwacji.

Spotkanie prowadził ksiądz Cezary Opalach, doktor psychologii.

Zacznę może od tego, iż pośród kandydatów do kapłaństwa, jak podawał ks. Opalach, w większości panuje tendencja do swoistego wyrzekania się męskości [kandydaci się idealizują, odżegnując się od typowo męskiego sposobu bycia]. Stawiają niejako mur przed światem, z którego przyszli wstępując w mury seminarium.

Myślę, że o tyle jest to zrozumiałe i oczywiste, iż powołanie do szczególnej służby Panu Bogu wymaga od samego początku wchodzenia w sacrum, a tym samym opuszczania profanum. Życie natomiast, już w czasie formacji, weryfikuje, co będzie niejako budulcem konstytuującym osobę przyszłego kapłana. To, jak formacja jest prowadzona i przez jakie osoby z jakim doświadczeniem, zadecyduje w niemałym stopniu o „wersji ostatecznej” człowieka, który zostanie konsekrowany na kapłana. Pamiętam ciągle o pewnym spostrzeżeniu, o którym kiedyś wspominał bodajże ks. Pawlina. Mówił, iż w dzisiejszych czasach panuje swoisty kryzys powołanych, którzy nie potrafiąc do końca zaakceptować siebie jako nieidealnych, przybierają maskę. Jest to maska, jaką chcą widzieć przełożeni, a która to maska gwarantuje w miarę spokojne przejście przez 6 lat seminarium. Staje się taki kleryk niewolnikiem samego siebie, kreującym się na obraz i podobieństwo przełożonych, będąc takim, jakim oni chcą go widzieć. Po opuszczeniu seminarium maska opada i zaczyna się draka. Oczywiście, nie zawsze. Ale chyba też w dzisiejszych czasach, nader często. Ale to tylko moje spostrzeżenia, które niekoniecznie muszą być podzielane przez mądrzejszych ode mnie, bardziej kompetentnych moderatorów seminariów duchownych.

Prowadzący zaprezentował nam też pewne dane, które są wg mnie dość mocnym argumentem w dyskusji nad tematem kapłaństwa kobiet. Chodzi o badania, jakie przeprowadzono chyba jeszcze w ubiegłym wieku, z których wynika, iż jedynie 17% kobiet, które wkroczyły na drogę nawrócenia, zakładając rodzinę, „przyprowadzi” ją do Kościoła. Jeśli zaś idzie o mężczyzn, tu procenty wzrastają drastycznie, bo aż do 97%. Nasuwa się pytanie: Z czego to wynika? Na razie przekornie napiszę: bo Pan Bóg stwarzając człowieka, uczynił go wpierw mężczyzną J Ale do tego jeszcze wrócę.

Ks. Opalach przywołał w prezentacji warsztatów dane antropologiczne, które przekonująco uzasadniają istotne różnice pomiędzy mężczyznami a niewiastami. W punktach je przedstawię.

1.      Mężczyzn cechuje zdolność orientacji przestrzennej. Udając się na polowanie musiał taką sprawność w sobie wydoskonalić. Trzeba było wiedzieć gdzie  iść oraz jak powrócić. Znakowanie szlaków miało miejsce znacznie później. Myślę, że choć nie jest to normą, czy pewnikiem, ale jednak ma dosyć powszechne zastosowanie: panowie częściej obejdą się bez map, GPS, pytania o drogę – zwłaszcza, jeśli przebywają dany odcinek po raz kolejny – choć w dużej odległości czasowej od poprzedniego.

  • Kobiety natomiast lepiej orientują się w przestrzeni ograniczonej. Podczas gdy mężczyźni udawali się daleko w teren, kobiety pracowały w pobliżu domostw, zajmując się zbieractwem, pracami gospodarczymi. Tak zatem nie dziwi, że zdolności manualne, delikatność i wyczucie to taka szczególna domena pań.

2.      Mężczyźni wytworzyli w sobie mechanizmy mające na celu zadbanie o bezpieczeństwo, tak swoje własne, jak również tych, dla których są. Łatwo sobie chyba wyobrazić, że o utratę zdrowia czy życia w tamtych trudnych warunkach nie było trudno. Jednocześnie jednak charakteryzuje mężczyznę takie coś, co można nazwać tworzeniem przestrzeni wokół siebie. Biblijny Adam na początku był sam i tylko na siebie mógł liczyć. Tak zatem, kiedy pojawiła się Ewa, to już miał „swoje” sprawy, z którymi niekoniecznie chciał się z Ewą dzielić. A przynajmniej nie zaraz po zbudzeniu się z głębokiego snu. Jeśli tak to wygląda, to w innym świetle należy postrzegać fakt, iż panowie nie zawsze chętnie od progu będą się żonom tłumaczyć, czemu wpiekleni wracają z pracy do domu. Jeśli żona zacznie indagować małżonka, cisnąć go to awantura na 88% gotowa. Facet jest jak turbosprężarka w aucie, co przejechało 200 km z prędkością 170 /h. Musi ostygnąć J Broń Boże, kiedy jest osaczony.

  • Kobiety potrzebują bezpieczeństwo otrzymywać i wiążą je w domu oraz poczuciu bliskości. W czasach prehistorycznych, ale też biblijnych widać to doskonale. Kiedy wracali mężczyźni z polowania, w osadzie świętowano, wzbudzano potomstwo, było wiadomo, że kolejny okres czasu będzie dobry, bo osada jest zabezpieczona tak w żywność jak i w siłę mężczyzn. Tutaj też staje się czytelna taka oto postawa: mąż pije, bije, obraża etc – ale żona wiernie przy nim trwa. Kobiety obawiają się utraty związku. Taka moja obserwacja: nie raz spotkałem się z sytuacją, że kobieta „przerabia” 2, 3 a nawet kolejny związek – i za każdym razem „trafia” tak samo.

3.      Panów cechuje dobrze zorganizowana komunikacja niewerbalna. To proste: na polowaniu nie mówi się głośno, nie krzyczy. Dziś nawet nie wolno moczu oddawać, czy papierosa zapalić. Zasadzanie się na dzikiego zwierza może „wziąć w łeb” bardzo szybko. Grypserę wymyśleli panowie, Morse, Braile to też faceci… Wielką sprawą jest, by kobiety umiały czytać ten język niewerbalny.

  • Kobiety zdecydowanie lepiej, łatwiej i szybciej się komunikują. Zdolność ta ma swe źródło w owej wspomnianej wyżej, wąskiej przestrzeni. Na w miarę lekkich pracach, nie wymagających wielkiego skupienia, było czymś naturalnym, by rozmawiać, opowiadać, etc.

4.      Jeśli chodzi o patrzenie, o spostrzegawczość – mężczyźni patrzą tunelowo, są zorientowani na konkret, na cel jaki sobie wyznaczyli. Wyjść i wrócić w jednym kawałku, z mięsiwem, bez kompromitacji pośród współtowarzyszy. Biblijny Adam dostał zadanie, by okiełznał dzikość Raju. Trzeba mu było się nieźle namęczyć, by dać sobie radę…

  • Panie natomiast, nie da się ukryć – mają talent do zapamiętywania i dostrzegania szczegółów. Trudno się temu dziwić: zbierając jagody, korzonki i inne rzeczy, wyplatając jakieś tam przedmioty – bez pamięci mogło by to się pokomplikować. Nieraz też jest to swego rodzaju przekleństwo, ta pamięć do detali. Bo ileż to razy potrafi kobieta wypomnieć mężowi zachowanie sprzed 20 i więcej lat? Tu przy okazji taka dygresja – panowie potrafią być brutalni fizycznie, jednak kobiety znacznie częściej i zdecydowanie silniej atakują używając przemocy słownej.

5.      Mężczyźni lepiej radzą sobie w projektach, aniżeli w rozmyciu. Po raz kolejny uwidacznia się, iż konkretność, materia to jego drugie imię. Na polowanie trzeba było iść przygotowanym, z planem. Raczej gorzko by skończyło się spontaniczne wyjście na łów.

  • Kobiety natomiast – raz, że potrafią na raz zająć się kilkoma pracami, to na dodatek są tymi, które mają zmysł planowania „na zaś”. Niewiasta już podczas jesieni widzi, jak będzie wyglądał jej kwiecisty ogród w maju.

6.      Mężczyzna to wojownik, żądny przygód, wyzwań. Jest nastawiony na współzawodnictwo, chce ratować świat. Znowuż do głosu dochodzi pierwszeństwo Adama J

  • Panie zaś budują relację, są emocjonalne i kontaktowe, szukają swego herosa, księcia i wojownika właśnie, z którym chcą przebyć drogę przygody życia, towarzysząc mu. Co ciekawe – a propos relacji, które są domeną kobiet. Otóż, tak jak mężczyzna, który kojarzy się z zasadami, ze stanowczością, tym ordnungiem – to kobiety są w stanie naprawdę, zrobić chyba wszystko lub prawie wszystko, by ocalić relację. Zmilczy coś, skłamie, zawrze korzystny sojusz, uśpi czujność, zaszantażuje – znacznie częściej, aniżeli mężczyzna.

Jak widzisz, Szanowny Czytelniku – na spotkaniu tym nie było jakiegoś „umęszczyźniania” mężczyzn, którzy są duchownymi. Spotkanie było bardziej ukierunkowane na to, jak aktywnie prowadzić duszpasterstwo mężczyzn, wykorzystując wiedzę na temat tego, jak oni postrzegają świat i jakie różnice występują między nimi a kobietami.

To na razie tyle. Jeszcze jeden wpis za jakiś czas poświecę tematyce zbliżonej.

 


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Dzieje, Formacja Sumienia, Rebelya i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na Męskość powołaniem każdego kapłana

  1. ewiater pisze:

    Z jednym się nie zgodzę – mężczyźni słabiej od kobiet czytają mowę ciała. O ile jesteście bardziej wyczuleni na ruch i przestrzeń (nie bez powodu większość rzeźbiarzy i architektów to mężczyźni), to my jednak szybciej widzimy czy facet ściemnia, czy mówi prawdę a widzimy to własnie na podstawie mowy ciała. Jakbyśmy miały wbudowany czujnik bzdur. Zdolność odczytywania mowy ciała wiąże się właśnie z wyczuleniem na detale.

  2. Ks. Marek pisze:

    Oczywiście, że tak. Ma Pani rację. Tyle tylko, że jak to z czytaniem bywa… Jedni czytają opasłe tomiska, mądre, głebokie. A inni komiksy albo demotywatory. I tu jest problem…

  3. czescjacek pisze:

    Bardzo słuszne uwagi, nie rozumiem tylko jednego: skąd takie obsesyjne podkreślanie lepszości kobiet? To bez sensu! Prawdziwa męskość (w „archaicznym” wydaniu) to twarde mięśnie, długie włócznie, spocone ciała, pościg za zwierem i koncentracja na przebiciu go swoją bronią. To blask ogniska wieczorem, pieczeń skwiercząca nad płomieniami, poczucie braterstwa, kiedy można wspomnieć dokonania całego dnia. Zupełnie w tej wizji nie ma kobiet!

  4. Ks. Marek pisze:

    Bardzo słuszne uwagi, nie rozumiem tylko jednego: skąd takie obsesyjne podkreślanie lepszości kobiet?

    Że niby gdzie? Że niby jak?

    Zupełnie w tej wizji nie ma kobiet!

    To zdanie wyklucza pierwsze.

  5. onibe pisze:

    co się tyczy „przyprowadzania” rodziny ku wierze, to drastyczna przewaga mężczyzn wynika chyba z faktu, że to na ogół mężczyźni mają więcej do powiedzenia w rodzinach. Aby kobieta postawiła na swoim w tematach krytycznych musi być zdecydowanie silniejsza od swojego partnera. W większości przypadków natomiast, facet przeforsuje swoje zdanie nawet nie będąc silniejszym od partnerki: ma za sobą tradycję i społeczną presję. To się zmienia, ale trochę na zasadzie dwa kroki do przodu, jeden do tyłu.

    nie zgodzę się natomiast ze stwierdzeniem, że kobiety potrafią jednocześnie myśleć nad kilkoma rzeczami i planować na zaś. Kobiety doskonale odtwarzają czynności wyuczone i podpatrzone, ale w nich samych rzadko pojawia się chęć wykraczania poza jakieś granice. Jeśli więc mama nie robiła czegoś, to ona również nie będzie i to przechodzi na sferę planowania i komponowania przyszłości. A co się tyczy synchronicznego myślenia… miejska legenda, trochę jak to, że mężczyźni są silniejsi psychicznie. Umiejętność synchronicznego myślenia jest mimo wszystko cechą osobniczą i niezależnie jak wiele opracowań naukowych powstanie w tym temacie, życie codzienne wskazuje właśnie na taką opcję.

    ciekawy artykuł i bez wątpienia bardzo ciekawe spotkanie

    • Ks. Marek pisze:

      Tak, to prawda, że mężczyźni mają ową przewagę, albowiem to oni właśnie funkcjonują determinowani zasadami i zasady też tworzą oraz je egzekwują. Jeśli zaś chodzi o kobiety: nie trzeba wiele udowadniać, mówiąc o tym myśleniu nad kilkoma rzeczami jednocześnie: gotowanie obiadu, sprzątanie, zajmowanie się dzieckiem a w „międzyczasie” kawa z sąsiadką, czy rozmowa telefoniczna z przyjaciółką.
      Odnosząc się do kwestii odtwarzania czynności – to chyba dość często działa sławetna maksyma: „Jaka matka, taka natka”. Trudno po latorośli spodziewać się więcej lepszego, aniżeli okazała to w swoim życiu jej matka. Choć nie uogólniam. Sam znam znakomite wyjątki, gdzie córka o wiele przewyższa cnoty swej matki.
      Co zaś się tyczy tego „synchronicznego myślenia”, jak zdążyłem zauważyć, to „sprawka” Junga. Ja się raczej do tego człowieka dystansuję. Zapytam też: skąd to nawiązanie do synchroniczności?

      • onibe pisze:

        poprzez synchroniczne myślenie chciałem napisać o multizadaniowości, czyli umiejętności robienia / myślenia wielu rzeczy jednocześnie.

        Daleki jestem od krytykowania kobiet, jako mężczyzna chętniej koncentruję się na wadach własnego plemienia (wbrew ewentualnym pozorom z poprzedniej wypowiedzi), ale… kobiety owszem, robią po kilka rzeczy na raz, z tym że spada jakość realizowania tych czynności. W tym nie ma magii, jest czysta kalkulacja zasobów obliczeniowych. Każdy z nas może robić jednocześnie kilka rzeczy, ale bardzo niewiele osób potrafi czynić to na najwyższym poziomie. Jest to relacja mechanizacji czy też automatyzacji czynności, przekazania kontroli nad nimi ośrodkom pozostającym w słabszym związku z naszą świadomością do realizowania czynności w sposób w pełni świadomy. Nawet mikroprocesor komputera nie jest w stanie robić kilku rzeczy na raz, choć jednocześnie „potrafi” dokonać n-obliczeń na sekundę: trik polega na szybkim przerzucaniu mocy obliczeniowej pomiędzy poszczególnymi zadaniami.

        Przyznam, że w powyższym kobiety są silnie ;-). Ale i ponawiam tezę, że jest to cecha osobnicza, nie zaś płciowa… Podobnie jak umiejętne prowadzenie auta nie jest czymś co przynależy mężczyznom z racji płci, lecz częściej z przyczyn kulturowych…

  6. Ks. Marek pisze:

    A więc jest tu jakiś przyczynek do mówienia o psychologii rodzaju. Tak kobieta jaki i mężczyzna nigdy nie stanowią idealnie czystego zbioru cech, wartości, zdolności jako desygnaty poszczególnych płci. Nie bez przyczyny chyba też mówi się o płci mózgu. I tak jak pogaństwem jest mówić o Bogu w kategoriach płci (że jest mężczyzną lub kobietą) tak też spłyceniem, czy wręcz niesprawiedliwością by było rzec, iż jest swoista „czystość” cech w przypadku obu płci.

    Myślę jednak, iż chyba nie do końca się rozumiemy. Bo kiedy piszę o owej zdolności wielozadaniowości kobiet nie mam ani na chwilę pokusy, by postrzegać niewiastę jako wielofunkcyjnego, zawsze efektywnego robota. Ona po prostu wie, czuje, ma zaimplementowane w duszy, sercu i umyśle, kiedy czego i w jakiej ilości potrzeba. Tym bardziej skłaniam się ku temu stwierdzeniu, kiedy czytam jak Pan zauważa:

    trik polega na szybkim przerzucaniu mocy obliczeniowej pomiędzy poszczególnymi zadaniami.

    Oczywiście, odnoszę to wszystko do tzw warunków brzegowych, gdzie nie ma patologii feminazizmu.

    • camelot pisze:

      „Nie bez przyczyny chyba też mówi się o płci mózgu.”

      Raczej na poważnie się o tym nie mówi. Można oczywiście opisać rozkład jakiejś cechy wśród płci, ale teza, że ewentualne różnice wynikają wyłącznie z biologii, a nie z kultury i wychowania, jest bardzo karkołomna.
      W szczególności wszystkie wymienione w notce różnice wyglądają na wyuczone, a nie wrodzone. Czy kobiety potrafią zajmować się kilkoma rzeczami naraz, bo mają jajniki, czy może dlatego, że się tego nauczyły? W naszej kulturze zarządzanie domem to głównie kobieca praca. Więc owszem, jesteśmy otoczeni przez kobiety, które jednocześnie gotują, sprzątają, pomagają dzieciom w lekcjach i planują listę zakupów; pamiętają, kto używa jakiego szamponu i co każdy domownik lubi do kanapek. Ale gdyby zajął się tym mężczyzna, poszłoby mu to naprawdę niegorzej.

      „Oczywiście, odnoszę to wszystko do tzw warunków brzegowych, gdzie nie ma patologii feminazizmu.”

      Bardzo brzydkie słowo. Przypomina mi się zdjęcie z jakiejś demonstracji: dziewczyna z plakatem „FEMINAZI – because wanting to be treated like a human being is just like invading Poland”.

      Jeszcze uwaga do notki:
      „różnice pomiędzy mężczyznami a niewiastami”

      Dlaczego zamiast patrzeć na człowieka, patrzy się na jego płeć? Czy mężczyzna bez orientacji przestrzennej i z dobrą pamięcią do szczegółów przestaje być mężczyzną? Przecież to nie jest tak, że cechy wymienione jako męskie ma każdy mężczyzna i nie ma ich żadna kobieta. Czy prowadzący pokazywał jakieś badania, które by mierzyły rozkład tych cech? Jakieś krzywe dzwonowe?
      Czy to w ogóle pomaga w kontaktach z ludźmi, że się ich widzi przez pryzmat płci? Wydaje mi się, że to zaburza odbiór u obserwatora, który spodziewa się jakiś określonych cech, nie zauważa tych, które nie pasują do wzorca, i nie potrafi podejść do każdego indywidualnie. I z drugiej strony to wywiera presję na ludziach, bo oczekuje się od nich dopasowania do stereotypu, mimo że mogą mieć inną naturę. I tak to się nakręca, uznajemy jakąś cechę za przynależną kobietom, więc kobiety starają się takie właśnie być, mężczyźni starają się tacy nie być, a my się utwierdzamy w przekonaniu, że to „naturalna” różnica.

      • Ks. Marek pisze:

        Dzięki za komentarz, śpieszę z odpowiedzią. Zacznę od końca.
        1. Tak, bez wątpienia, znajomość ludzkich uwarunkowań, kto i jak realizuje się w życiu i świecie ma niebanalny wpływ na kontakt z człowiekiem. Dla wierzącego człowieka wzorem relacji interpersonalnych jest Chrystus. Wczytując się w Ewangelię, poznajemy Jego odniesienie do człowieka. Chrystus doskonale znając „tajniki” człowieka, „radzi” sobie świetnie tak z nawiązywaniem relacji z kobietami jak i z mężczyznami. To, co przykuwa uwagę, to m.in. fakt, że aby dotrzeć do kobiet poświęca im więcej słów, wnika w szczegóły, odwołuje się do emocji. Natomiast kiedy rozmawia z mężczyznami, kiedy u nich wiarę chce wzbudzić, widać częściej konkretność przekazu, nie rozwodzenie się nad detalami.

        Feminazi – ponieważ chcę być traktowana jak istota ludzka niczym jak inwazja na Polskę

        Proszę wybaczyć, ale moja znajomość angielskiego jest mizerna. Jak to zdanie rozumieć? Że niby „feministki” chcą być traktowane jak – nie wyrażając się – ścierka?

        Co zaś do poszczególnych punktów z notki – tak, zgodzę się, że są to cechy wyuczone i utrwalone a tym samym przekazywane z pokolenia na pokolenie. No i oczywiście też nie inaczej, jak tylko zgodzić się trzeba, iż zawsze liczy się człowiek a nie to jakie go cechy określają. Jednak te „drugorzędności” po prostu są, działają, dają o sobie znać. Nie można ich lekceważyć lecz wykorzystywać w służbie człowiekowi.

        • camelot pisze:

          Dziękuję za odpowiedź.
          „Dla wierzącego człowieka wzorem relacji interpersonalnych jest Chrystus. Chrystus doskonale znając „tajniki” człowieka, „radzi” sobie świetnie tak z nawiązywaniem relacji z kobietami jak i z mężczyznami.”

          No tak, tylko Chrystus mimo boskości, na Ziemi był człowiekiem i rozmawiał z ludźmi, którzy nie byli odizolowani od społecznych wpływów i kultury. A to się zmienia.

          „Feminazi”

          Przepraszam za cytat bez tłumaczenia. Chodzi bardziej o „feminazizm — bo chcieć być traktowanym jak człowiek to zupełnie jak napaść na Polskę”. Chodziło mi o krzywdzące złączenie feminizmu z nazizmem. Wiem, że ideologicznie feminizm może być daleko od Kościoła, ale jednak nieuczciwe jest porównywanie z nazizmem.

          „Nie można ich lekceważyć lecz wykorzystywać w służbie człowiekowi.”

          Oczywiście. Tak tylko zwracam uwagę, żeby nie tracić z oczu różnorodności w obrębie płci.

Zostaw komentarz