Jest to wpis, który pojawił się pierwotnie na moim blogu na Frondzie. Teraz zaś, kiedy obserwuję dyskusję n/t powołania kobiety w Kościele, postanowiłem go wykopać i zamieścić także na aktualnym blogu.
Jezus, ponieważ trwa na wieki, ma kapłaństwo nieprzemijające. Przeto i zbawiać na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi.
Hbr 7, 24-27
Spotkało mnie dziś coś, co nazwałbym odpowiednio w języku folwarcznym – jednak z racji wiedzy, iż przemoc rodzi przemoc – daruję sobie ekwilibrystykę językową. Chcę podzielić się czymś pozytywnym. Choć nie ukrywam – odkryłem to właśnie poprzez fakt tego co mnie spotkało dziś niemiłego.
1. Przypuszczam, że wielu z nas, frondowych blogowiczów/forumowiczów czyta/pisze dużo w sieci. Czasem podejmujemy apologie Kościoła jako Mistycznego Ciała Chrystusa, czasem zęby zaciskamy, czytając zjadliwe teksty, przesączone nienawiścią, cynizmem i podobnymi truciznami. Bezsilność wobec niewiary potrafi przenicować człowieka tak, że z trudem się hamuje przed rękoczynami. A wszystko to za sprawą, według mnie, jednego niuansu – ulegamy pokusie widzenia Kościoła jako czegoś skończonego, co broń Boże miałoby się przeobrazić w jakiś inny zamysł Boży, który ostatecznie doprowadziłby nas do eschatologicznej pełni. Przepraszam bardzo, ale czemu mamy poddawać się zżeraniu temu monofizytyzmowi sui Genesis? Wszak kiedy bierzemy do ręki Biblię, wczytujemy się w historię zbawienia, to wyraźnie zauważamy, iż wszystko, co podjął w swoim dziele Pan Bóg, było procesem. Krótko tylko wspomnę: stworzenie, wyjście z Egiptu, formowanie się wiary w jednego Boga (od politeizmu, przez henoteizm, skończywszy na monoteizmie), utworzenie Królestwa Izraela… itd., itp., etc. Nie da się zanegować – wszystko to działo się rozciągnięte mocno w czasie.
Kiedy nadeszła pełnia czasu [pleroma tu chronou] doszło do zapoczątkowania wydarzenia Jezusa Chrystusa (Ga 4,4). Streszczając maksymalnie traktat teologii dogmatycznej o eklezjologii, Kościół był od zawsze w zamyśle Ojca, został założony [effundetur] przez Syna i żyje dzięki Duchowi Świętemu – [Dominum et vivificantem]. Kościół z okolic Rezurekcji na pewno zupełnie inaczej funkcjonował, niż teraz, kiedy jego Sternikiem jest Benedykt XVI. Jeśli zatem tak to wszystko wygląda, to na Miły Bóg!!! Nie upierajmy się przy stanowisku, iż wszystko musi być tak jak my to byśmy chcieli widzieć! Pozwólmy Panu Bogu na prowadzenie Kościoła ku eschatologicznemu wypełnieniu, dając się prowadzić Duchowi Świętemu nie w bojaźni niewolniczej lecz w mocy miłości i trzeźwego myślenia (2 Tm 1,7). Jesteśmy kamieniami żywymi świętego Kościoła, który ma misję prowadzenia grzeszników ku wiecznemu Jeruzalem. To, że są pedofilskie afery, alkoholizm duchownych, moralne dno pośród ochrzczonych – to wszystko było zapowiedziane przez Pana Jezusa. Czemuż zatem toczyć łzy rozpaczy? Rwać szaty, unosić się świętym oburzeniem? To w niczym nie pomorze, albo niewiele. Jedynie ze sprawiedliwości – trzeba przeprosić ofiary, zgorszonych – to się im należy bez 2 zdań. Wszelkie zaś zadośćuczynienie nigdy nie będzie proporcjonalne do krzywdy, jakiej doświadczyli.
2. Znakomitym, według mnie zmysłem wiary, wykazują się pośród wielu różnych osób, 2 kobiety, które wielu z nas zna, choćby tylko z ich publicystyki. Pierwsza nie jest związana z Frondą, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Jednak praca, którą wytrwale wykonuje od dziesiątek lat pokazuje, że rozumie ona Kościół jako proces, coś co jest In statu fierum. Na KUL-u tak o niej piszą:
Zawsze była gotowa pomagać ludziom, przede wszystkim małżeństwom w kryzysie i, naturalnie, jako psychiatra, osobom mającym kłopoty ze swoją psychiką – i nigdy nie traktowała tego jako czegoś, za co wystawia się rachunki. Przebadała też bardzo wielu kandydatów, a zwłaszcza kandydatek, do życia konsekrowanego. Powiedzieć można, że stała się swego rodzaju instytucją. Jeśli chodzi o jej styl kontaktów z otoczeniem, to sądzę, że bardzo dobrze charakteryzuje go określenie, ukute przez grupę zaprzyjaźnionej młodzieży: ostrogadka dobrotkliwa. Lubi bowiem wyrażać się krótko i bez „owijania w bawełnę”, czyniąc to zawsze w kontekście i w intencji pomocy temu, z kim rozmawia. Źródło
Drugą z niewiast, która w moim odczuciu ma tenże sam sensus fidei, jest nie kto inny, jak znana nam doskonale z blogosfery Pani Bogna Białecka. Nie dalej, jak tydzień temu czytałem artykuł Pani Białeckiej na łamach „Polonia Christiana”. Autorka pięknie pisze n/t leków przed macierzyństwem, jakie coraz częściej zdają się prezentować w swoich wypowiedziach tak feministki, jak również i te panie, które wskutek różnych wiraży życiowych, stanowią łatwy łup dla feministek. Co więcej, pokazuje Pani Bogna na podstawie badań, iż matki żyją w znacznie mniejszym narażeniu na depresje, działania autodestrukcyjne, itd. Jednak to, co mnie najbardziej poruszyło w prezentowanym artykule, to ukazanie jako rozwiązania dla kobiet nie mogących mieć dzieci. Na pierwszym planie Pani Bogna postawiła powołanie do duchowego macierzyństwa wobec kapłanów:
„każda kobieta, która sama nie ma dzieci, może realizować swoje macierzyństwo (…) modląc się i ofiarowując nieprzyjemności czy wręcz cierpienia dnia codziennego w intencji (…) kapłanów.”
Co więcej – i tu właśnie najwyraźniej wg mnie widać ów zmysł wiary, o którym wspomniałem wcześniej, Autorka pisze:
„Duchowni (…) w oczach opinii publicznej bardzo takiej modlitwy potrzebują. Są na celowniku. Każdy błąd, każdy grzech kapłana jest bardziej widoczny i przynosi więcej zgorszenia, niż grzech świeckiego katolika. Modlitwa za kapłanów, otoczenie ich swą macierzyńską miłością jest zatem misją szlachetną i niezwykle dla Kościoła pielgrzymującego istotną”.
Pani Bogno! Kiedy takie teksty się czyta, to myślę, że nie będę odosobniony w wyrażeniu takiej oto myśli:
Tak Pani, jak i ta, którą Pani chce być „jak będzie już duża” jesteście żywym, namacalnym dowodem na to, że kobiety jako pierwsze znalazły się przy Pustym Grobie i które spotkały jako pierwsze Zmartwychwstałego Pana.
Zakończyć chcę tak nieco egoistycznie i niech mi w tym Pan Jezus pomoże:
Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.[Mk 10, 29-30]
Mam, dzięki Bogu, żyjącą Mamę oraz 2 braci. Jednak jeśli dla Pani Bogny, jak i dla innych Pań nie jest to wysiłek ponad siły, to ja bardzo pokornie proszę o roztoczenie nade mną Waszej macierzyńskiej opieki, tej właśnie duchowej.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Księże Marku – pleroma tou chronou (pojęcie „kairos” samo w sobie zawiera pojęcie pełni, czasu oznaczonego 🙂 )
pzdr serdecznie!
Dzięki serdeczne, zaraz poprawiam. Zapędziłem się.
zdaża się najlepszym 😉