Warto rozmawiać:odwaga vs strach

Ciągle jeszcze trwają w  mojej parafii odwiedziny duszpasterskie wiernych. Z perspektywy czasu (8 lat kolędowania) utrwala się we mnie przekonanie, iż to jest trudny ale też niezbędny czas. Od czasu do czasu buntuje się we mnie wszystko, i tak ciało jak i dusza zapierają się w fotelu, czy w futrynie drzwi mego mieszkania, z niemym „Nieeeeeeeee!”. Jednak tajemnicze i nieprzewidywalne działanie Pana Boga pozwala na powrót do domu parafialnego w poczuciu radości i uczciwości wobec „bądź wola Twoja” podczas zmawiania Ojcze nasz.

Nigdy, albo w znikomym procencie wielu ludzi nie odważyłoby się na przedstawienie trudnych spraw w taki sposób, by móc z nimi coś zrobić. Konfesjonał, czy nawet kierownictwo duchowe w zasadzie wiążą kapłanowi ręce. I wówczas trudna sprawa to tylko balast zrzucany Miłosiernemu Bogu, ale ciągle powracający, bo brak odwagi i woli podjęcia wysiłku, by zmieniać siebie i to co wokół, na lepsze, na święte – czy przynajmniej nie grzeszne. Stara prawda wychodzi na wierzch: warto rozmawiać.

Ale jest też pewna smutna obserwacja. I jak się okazuje, nie tylko moja. Wielu z moich parafian: ojców, mężów, żon i matek – ludzi w tzw. średnim wieku, podnosi podczas rozmów, iż młode pokolenie z roku na rok jest co raz bardziej słabe psychicznie. Objawów jest cała masa. Począwszy od przedefiniowanej na bezczelność asertywności, poprzez wrastanie w acedię i zwykłe lenistwo, skończywszy na znudzeniu życiem, upstrzonym nietrwałymi i egzotycznymi związkami partnerskimi lub też gorzej – autoagresją, aż po próby samobójcze.

Wielu młodych ludzi – w wieku pomiędzy kilkanaście a kilkadziesiąt lat nie umie posługiwać się swoim życiem ani też nie potrafi go skonfigurować bezkolizyjnie z życiem bliźniego. Skąd ten stan rzeczy?

Może to kolokwialne, ale co mi tam.

Przyjmując antropologię biblijną, a do tego chrystocentryczną, wiadomo, że świat stworzony przez Boga jest poddany Jezusowi Chrystusowi. Celem ostatecznym jest zbawienie człowieka i świata, w poszanowaniu, oczywista, wolności człowieka. Ci, którzy łaską wiary poznali Zbawcę i Jego cel – ci podejmują współpracę swą grzeszną naturą z łaską daną z góry, mająca moc przebóstwienia.  I w ten sposób udaje się lepiej lub gorzej, ale ciągle, konfigurować bezkolizyjnie życie zorientowane na zbawienie z życiem bliźniego, wezwanego do tego samego celu. W ten sposób dzieje się wspólnota wierzących, czyli Kościół. Trzeba też dodać, że nawet jeśli wchodzę w relację z kimś, kto zbawienia nie zna, to nie tępię go, nie unicestwiam. Przynajmniej toleruję – o ile nie umiem go pozyskać dla Chrystusa. Wszystko gra, dopóki jest łaska – darmo dana, ale niejednokrotnie wyjednana za pomocą innych, dzięki ofierze, wyrzeczeniu, doświadczeniom, etc.

Jednak jeśli łaska zejdzie z pola widzenia oczu duszy, wówczas trudno, by dostrzec i uszanować tych, co z łaską i dla łaski żyją. Stają się oni przeszkodą dla nie-łaskawego albo gorzej: wrogami jego nie-łaskawego żywota i takich samych, nie-łaskawych interesów. A wtedy to już tylko tam może być, jak wcześniej wspomniałem: kolizja, przedefiniowania, krótko i biblijnie: Sodoma i Gomora.

Odwaga prowadzi strach pogania – jak celnie zauważył Władysław Grzeszczyk. Tego chyba najbardziej potrzeba dziś współczesnemu światu: odwagi. [pozdrawiam neonów] Tam gdzie męstwo i waleczność, tam nie ma miejsca na strach, grozę i potepienie.

 


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Biblia, Dzieje, Rebelya, Variae i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Zostaw komentarz