Rak Kościoła w Polsce

To, co się dzieje w Polsce jest bulwersujące – bez dyskusji. Oburzam się więc, tak jak i wielu Polaków, że takie niejasne decyzje podejmowane są na wielu szczeblach władzy, że tak wielką indolencją wykazują się dygnitarze tak na szczeblu krajowym jak i w wielu samorządach. Jednak, iż sprawuję funkcję kapłańską, bardziej mi bliski jest świat „polityki” jaka realizowana jest w ramach kościoła instytucjonalnego, hierarchicznego. Wiem z historii, iż do zdrowego i celowego działania duszpasterskiego, ostatecznie nie potrzebuję poklasku ze strony władz świeckich. W czasach reżimu moskiewskiego władze polskie były wrogie kościołowi katolickiemu, a mimo wszystko kościół ten tętnił życiem. Były powołania kapłańskie, zakonne i misyjne, katolicy świeccy identyfikowali się bardzo silnie z życiem świątynnym, liturgicznym. Wołania i śpiewy: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”! okazały się skuteczne, i do pewnych miar mamy okazję ich teraz doświadczać. Nie mniej jednak, trzeba też wyraźnie podkreślić, iż jeśli ktoś chciałby teraz rozpływać się w zadowoleniu, wzdychać jak mu teraz dobrze i pięknie w życiu – to albo jest ten ktoś przyćmiony fałszem, lub co najmniej ma bardzo niskie poczucie wartości tego, czym nadzieja posiadania Ojczyzny wolnej, działającej zgodnie z interesem jej obywateli.

Ale wrócę do sedna. To, co udało się dokonać dzięki Bogu 20 lat temu, było niewątpliwie możliwe dzięki wyrazistości Kościoła w realizowaniu orędzia Dobrej Nowiny: Więźniom głoszono wolność, wołano do sumień i serc pogmatwanych, by się ugięły na dźwięk Imienia Jezus, bo tylko Ono może dać wybawienie, stałość nadziei i zdrowie duszy. Tak było… Kościół był widzialnym znakiem Orędzia Ewangelicznego, jakie przekazuje Jezus Chrystus. Był Kościół wyraźnym znakiem sprzeciwu dla fałszu, miernoty, nieprawości, amoralności i wielu innych wykroczeń, karykatur ludzkich działań. Tak było…

A jak jest dziś? Wierzcie lub nie – ale jest naprawdę  – eufemistycznie pisząc – niewąsko. Problemy pozostają stare: alkohol, rozwiązłość, ciążenie ku posiadaniu dóbr (korek, worek i rozporek) [nie oszukujmy się, że tego nie było wcześniej. Dziś ewentualnie skalę trzeba tylko wydłużyć]. Jednak to, co mnie martwi osobiście, to to, że rozwiązania też pozostają stare. Dawniej ratowano skórę kapłanów, ponieważ były masy wiernych (W jednej z krakowskich parafii było coś koło 20 wikariuszy a sama parafia liczyła około 100 tysięcy wiernych).

Oburzamy się, kiedy słyszymy, że mający zarzuty prokuratorskie samorządowcy startują w wyborach, ale czemu nie oburzamy się, kiedy wiemy, że księża deprawują wiernych swoim jestestwem, kiedy uśmiercają duchowe życie parafii pośpiechem podczas sprawowania świętych czynności, kiedy nie stronią od dwuznacznego tonu rozmów, sprawy rozmaitej natury opierają o bufet. Ba! Płacimy nawet na alimenty, które zostały zasądzone naszym współbraciom, bo ci ulegli pokusie dwunożnej, nieopierzonej…

W moim przekonaniu spijamy gorycz duszpasterską właśnie dlatego, w dużej mierze, iż niczym istotnym nie różnimy się od gorszycieli służących rzekomemu dobru państwa. Nie jesteśmy więc na taką skalę jak niegdyś, alternatywą dla Ludu Bożego, który jak Naród Wybrany, kiedy Mojżesz szedł po Prawo, pozostawał sam u podnóża Synaju.

Piszę oczywiście przede wszystkim za siebie. Tak w przypadku powyższego, jak i teraz: niemal w ogóle w nikim nie mam oparcia, kiedy chodzi o ten świat. Alkoholizm księży interesuje mało którego biskupa, liczy się tylko to, żeby gazety źle nie pisały o nich.  [Z tego co się orientuję, oficjalnie jest w Polsce 500 księży z problemem alkoholowym, i zdaje się, że niektórzy z nich bywają na pokutach w zakonach, m.in u Benedyktynów tynieckich] Cała reszta to betka. Tak jest w wielu innych przypadkach. Darcie kasy, podwójne życie, karierowiczostwo – oto współczesne „cnoty”, czy „przymioty” kapłaństwa. Powiedzieć to trzeba głośno i wprost. Dopóki nie staniemy się wiernymi Ewangelii, dopóki nie zaczniemy nią żyć, tak długo będziemy staczać się po równi pochyłej.

Być może ten wpis przyczyni się do mego uczenia się „Woli Bożej”, gdzieś w świecie. Cóż, przyjmę tę „wolę” tak, jak moje uwagi kiedyś zostały przyjęte…

Pewien zacny kapłan niegdyś mi rzekł: jak wpadniesz w perturbacje, to idź tam, gdzie cię chcą. Tak więc sobie myślę: gdzieś, kiedyś się komuś przydam…


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Variae i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

7 odpowiedzi na Rak Kościoła w Polsce

  1. manna pisze:

    rispekt! w modlitwie pamiętać będę.

  2. caddicus pisze:

    Do przywołanego przez Ciebie żartobliwego powiedzenia o kapłanach przywołam z pamięci zasłyszane powiedzenie o trzech etapach w życiu księdza: kobiety, monety, fiolety.
    A tak na poważnie Kościół zgnuśniał, a przez to zatracił świeżość i zdolność do kerygmy, jakimi dysponował w czasach apostolskich. Gdy czytam Cię odnajduję w Twych słowach zapał księży, z którymi miałem styczność w latach 70. Byli za mało układni dla władz kościelnych. Wylądowali gdzieś na obrzeżach KK. Szkoda mi tych fantastycznych bojowników Ewangelii.

    • Blog Wolnego Człowieka pisze:

      Co do powiedzeń: jest też i takie, co głosi iż przez pierwsze 5 lat ksiądz jeździ na diable; przez kolejne 5 diabeł jeździ na księdzu, a później to już tylko się dogadać mogą. Czy coś w tym stylu, dokładnie nie pamiętam.
      Co do gnuśności, to coś w tym jest. Ja bym bardziej stawiał na acedię. Ciekawe jest określenie na zróżnicowanie architektoniczne i wykończeniowe plebanii i kościoła: Tu mieszka Pan, a tam ( w kościele) Bóg.

      • caddicus pisze:

        W tej Twojej autoironii oraz przywołanych przeze mnie określeniach przebija rzecz o wiele istotniejsza… chcielibyśmy poczuć powiew nowej żarliwości w Kościele.

        Jest może we mnie coś z Nikodema, który nie przekracza progu, gdy jest zapraszany, stąd mój ogląd Kościoła jest odmienny od Twojego, ale ze wszech miar życzliwy.

  3. custos pisze:

    no coments, brutalne życie….. ale trzeba mieć nadzieję

  4. Araghorn pisze:

    Czy nie możnaby takich odstawiać na jakiś boczny tor (odosobnienie, jakaś forma wewnątrzkościelnej kary), aby nie gorszyli owieczek? A jeśli tak, jakie są przeszkody, które sprawiają, że tak się nie robi?

Zostaw komentarz