Do saduceuszy to nawet truizmy przemawiały…

(…) Jezus im odpowiedział: (…) A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa „O krzaku”, gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest [Bogiem] umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją. (Łk 20,27-38)

Szukałem wzniosłych myśli, by stworzyć kilka sensownych a nade wszystko treściwych zdań n/t fragmentu Ewangelii na XXXII Niedzielę w ciągu roku. I nagle mnie olśniło…

Chrystus dziś odnosi się wprost do rzeczywistości zmartwychwstania. Podejmuje jej tłumaczenie osobom, które nie wierzyły w możliwość powtórnego życia w ciele. Czyli ni mniej ni więcej, ale także do człowieka doby XXI wieku tą samą naukę kieruje. Przecież również i dziś ludzie mają wyobrażenie tylko tego, co wokół nich, co dotykalne, co łatwe do zdiagnozowania: albo mi to jest potrzebne, albo mam to zupełnie w nosie – kolokwialnie i eufemistycznie zarazem, mówiąc. Liczy się tylko to, co może mi przynieść korzyść, co przyczyni się do pomnożenia mojego stanu posiadania.

Powie ktoś: księże – to truizm, który już zupełnie się sprał, wyblakł w świadomości człowieka. Cóż bym odpowiedział? Hmmmm…., niech pomyślę…

 

… Już wiem! Chrystus też użył ogólnika, kiedy rzekł był:  A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa „O krzaku”, gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest [Bogiem] umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją.

 

Saduceusze wierzyli w Boga. Modlili się do Niego, sprawowali kult. Mieli więc o czym rozmyślać, kiedy truizm Chrystusa zetknął się z ich postrzeganiem świata duchowego, Boskiego.

Dożyłem czasów, kiedy nawet świat ponadprzyrodzony został skomercjalizowany. Jeśli jest cokolwiek lub ktokolwiek, kto nie ma dla mnie propozycji ubicia dobrego (wg mnie oczywiście) interesu, to niech w ogóle nie zaprząta mej głowy. Ewentualnie daje się margines Tuwima:

 

Jeszcze się kiedyś rozsmucę,
Jeszcze do Ciebie powrócę,
Chrystusie...
Jeszcze tak strasznie zapłaczę,
Że przez łzy Ciebie zobaczę,
Chrystusie...
I taką wielką żałobą,
Będę sie żalił przed tobą,
Chrystusie...
Że duch mój przed Tobą klęknie
I wtedy serce mi pęknie,
Chrystusie...

 

Z tego, co mi wiadomo, Tuwim z Bogiem pojednać się nie zdążył…

Opowiadał Roman Brandstaetter o jednym ze swoich spotkań z Tuwimem. Obydwaj poeci wybrali się na kawę.
– Panie Brandstaetter! – Tuwim zadał pytanie. – Czy Chrystus istniał?
– Musiał istnieć – odpowiedział Roman.
– To dobre! On musiał istnieć. Może byśmy wypili na to konto – odrzekł Tuwim. Rozmowa potoczyła się dalej. Po kilku godzinach poeci się rozstali. Tuwim wsiadł do „taksówki”. Brandstaetter poszedł pieszo. Odpowiedź nawróconego Żyda – Brandstaettera musiała mocno zapaść żydowi ateiście – Tuwimowi w sercu. Po przejechaniu kilku metrów polecił kierowcy zatrzymać samochód. Uchylił szybę i krzyknął do przyjaciela:
– Panie Romanie, to było bardzo dobre! On musiał istnieć!
Tuwim umarł na serce. Roman Brandstaetter był na jego pogrzebie. W trakcie wynoszenia trumny z willi, w której zmarł Tuwim, podszedł do Brandstaettera właściciel zakładu pogrzebowego.
– Proszę pana, co ja mam zrobić? Mam tylko trumnę z krzyżem na wieku – powiedział. Mam go zostawić, czy zerwać?
Brandsaetetter nic nie odpowiedział. Ktoś za niego zdecydował. Krzyż zerwano. Ale wieko trumny było pokostowane. Został na nim ślad krzyża.

Problem Jezusa nie opuszczał go przez całe życie. Jakoś go Chrystus prześladował. Wiele razy przed nim stawał. Nigdy jednak nie opowiedział się w sposób widoczny dla innych po stronie Chrystusa. Nie przyjął chrztu. Nie zdążył.

Źródło

 


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Biblia, Fronda, Rebelya, Słowa o Słowie, Słowo i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na Do saduceuszy to nawet truizmy przemawiały…

  1. Kiejstut pisze:

    Pięknie prawisz Księże Marku:)
    Ja zamiast truizmów:) wole prawdy objawione.
    Wieczorem przed zaśnięciem -Jezu ufam Tobie!
    Rankiem zaś Ojcze Nasz i dla Jego Bolesnej Męki……
    Szczęść Boże

  2. Kiejstut pisze:

    Mnie akurat nie Saduceusze w głowie, a li tylko najbliżsi:(
    Jak do nich trafić żeby zaczęli postępować zgodnie z nakazami?
    Co zrobić żeby spotkać się po śmierci z najbliższymi/
    Dlaczego sa tak małej wiary i myślą…., no właśnie, eh:(

    • Blog Wolnego Człowieka pisze:

      Proszę Szanownego Komentującego:
      Co zrobić? Nie wiem. Pewnie jest całe spektrum działań do podjęcia. Tylko trzeba rozeznania dobrego wzywać pod Niebiosa.
      Ale podpowiem ci rzecz następującą: umarli otwierają oczy żywym. To hiszpańskie bodajże przysłowie, odnosi się niby do pochowanych na cmentarzu. Ale myślę, że też i umarli duchowo otwierają oczy tym, którzy jeszcze żyją…

  3. caddicus pisze:

    Wiara jest łaską, czyli darem darmo danym. Widocznie Dobry Bóg – jeśli jest – uznał, że Tuwim nie był gotowy na przyjęcie tego daru. Nie czyniłbym z tego jednak tragedii. Bóg ocenia nie po deklaracjach, ale po uczynkach. Zna serce człowieka lepiej niż on sam. Serce Tuwima takżę.

    • Blog Wolnego Człowieka pisze:

      Oczywiście, to wszystko to prawda. Ciekawi mnie jednak wydarzenie, które notuje Brandstaetter. Czy nie jest to jakiś znak, dowód na anioła stróża na przykład?

    • Kiejstut pisze:

      Pięknie powiedziane:)
      Tylko co zrobić np z : dzień święty święcić, raz do roku wyspowiadać się,itd:)
      Czy wiara, to tylko spełnianie dobrych uczynków?
      Księże Marku, wg mnie, to nie dowód na Aniola Stróża, a li tylko na niechlujstwo majstra „rychtującego” trumnę:)

      • Blog Wolnego Człowieka pisze:

        Tylko co zrobić np z : dzień święty święcić, raz do roku wyspowiadać się,itd:)
        Czy wiara, to tylko spełnianie dobrych uczynków?

        Wiara bez uczynków martwą jest. Samo chodzenie do kościoła, czy spowiedź – na zasadzie: sztuka dla sztuki to raczej wątpliwej jakości uczynek pobożny…Jedno słowo, a jakże bogata treść: Metanoite!

      • caddicus pisze:

        Wywołałeś mnie do tablicy Kiejstucie.
        Powiem tak: NIE WIEM. Ale to co opisałeś jest zachowaniem faryzejskim.
        Jezus mówił o tym, co w sercu, a uczynki powinny płynąc z serca a nie z nakazu.

  4. caddicus pisze:

    Myślę, że tak, ale nie każdy potrafi czytać znaki mają uszy do słuchania, a nie słyszą….
    Tak, ale by odczytać taki znak, trzeba uprzednio uwierzyć. Ale nie może to być wiara faryzejska. W tym miejscu przypomniała mi się zasłyszana opowieść o pewnym człowieku, który co niedziela chodził do kościoła, mówił codziennie pacierz, spowiadał się w każdy pierwszy piątek miesiąca.
    Pewnego razu przyszła powódź. Sąsiedzi chcieli wziąć go ze sobą.
    – Ufam Bogu i Bóg mnie uratuje.
    Powódź się wzmagała.Woda podeszła do połowy okien, a ten człowiek siedział na dachu. Podpłynęli strażacy amfibią i chcieli go zabrać. ten twardo odpowiadał:
    – Ufam Bogu i Bóg mnie uratuje.
    Woda podeszła już do dachu. Wojskowy śmigłowiec nadleciał i chciał go wciągnąć. Odmówił tak jak poprzednio.
    Stało się to, co musiało się stać.Mężczyzna zginął i stanął przed Najwyższym.

    – Dlaczego nie uratowałeś mnie Panie Boże??? Tak bardzo CI zaufałem!!!
    – Ależ mój drogi – rzekł Bóg – trzy razy posyłałem pomoc, ale żeś odmówił.

    • Blog Wolnego Człowieka pisze:

      Zgoda. Ale tak sobie myślę, czy jeśli jest ktoś, kto w życiu żył sobie tak jakoś lekko, niefrasobliwie ale jednocześnie nie odgrażał się Panu Bogu, natomiast życzliwi ludzie, przyjaciele, znajomi, etc – to co wtedy z takim niefrasobliwym? Ktoś powie: wybrał. I basta! Biorąc pod uwagę słowa Pana Jezusa o drzewie i pączkach, o wietrze z południa… to się jakoś tak poważnie robi… Również, kiedy wspomni się na postać rzeczonego Tuwima…

  5. Kiejstut pisze:

    Przepraszam, pierwsza część mojego postu skierowana była do caddicusa:)

  6. Kiejstut pisze:

    Troszke poszperałem i znalazłem:

    „Czego wymagał Jezus od tych, którzy przyszli prosić o pomoc, przyszli i chcieli z Nim zostać? Wymagał wiary. Jaką wielką wiarę miała Syrofenicjanka, usilnie prosząca o uzdrowienie córki, mimo pozornej niechęci ze strony Jezusa (Mk 7, 24-30). Jak mocną wiarę musiał mieć Jair, wierzący, że dzięki Jezusowi zobaczy żyjące i zdrowe dziecko (Łk 8, 40-42, 49-56). Ile determinacji było w niewidomym Bartymeuszu, proszącym o litość i uzdrowienie (Mk 10, 46-52). Uczeń Jezusa powinien mieć taką wiarę, by powiedzieć za trędowatym: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8, 2) oraz za ojcem chłopca chorego na epilepsję: Wierzę, zaradź mojemu niedowiarstwu! (Mk 9, 24) To do niego powiedział Jezus: Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy (Mk 9, 23). Taka wiara jest nie tylko zrozumieniem, ale i ufnością. Taka wiara jest kluczem do zrozumienia Boga i do ufnego trwania z Nim, mimo przeciwności.

    Tak wyglądało spotkanie Jezusa z uczniami dwa tysiące lat temu. Inny czas, inni ludzi. Jak to, co czytamy w Ewangelii, ma się do naszego dzisiejszego doświadczenia? Bóg przychodzi do ludzi wszystkich czasów. Spotkanie z Jezusem wygląda zawsze tak samo. Inicjatywa pochodzi od Niego. On wybiera. Oczekuje natychmiastowej i wielkodusznej decyzji. Stawia takie same wymagania. Przedkłada takie same propozycje.
    Jezus może stanąć niespodziewanie przed człowiekiem i powiedzieć: Pójdź za Mną. To przydarzyło się św. Pawłowi w drodze do Damaszku; P. Claudelowi w katedrze Notre Dame w Paryżu w dzień Bożego Narodzenia, podczas słuchania Magnificat; A. Frossardowi w kaplicy wiecznej adoracji po spojrzeniu na Chrystusa Eucharystycznego.”

    Trzeba przyjąć Jego wezwanie. Idź za nim.
    W przeciwnym razie, jak bogaty młodzieniec (Mt 19, 16-22), zachowamy wiele majętności, ale odejdziemy smutni
    Roman Brandstaetter włożył w usta bogatego młodzieńca następujące słowa:

    Panie,
    Przed wielu, wielu laty
    Spotkałem Cię na drodze do Jeruzalem.
    Była wczesna wiosna.
    Kwitły drzewa migdałowe.
    Pamiętam tę chwilę, gdy podszedłszy do Ciebie,
    Spytałem, co mam uczynić,
    Aby być doskonałym.
    Odparłeś, że powinienem sprzedać
    Całą moją majętność,
    Pieniądze rozdać ubogim
    I iść za Tobą.
    Ogarnął mnie smutek.
    Stchórzyłem.
    Powróciłem do domu.
    A teraz jestem już starcem,
    Mam liczną rodzinę,
    Mój majątek pomnożył się w dwójnasób,
    Ludzie uważają mnie za szczęśliwego,
    Ja jednak czuję w sobie dotkliwą pustkę,
    Niedosyt
    I beznadziejność,
    Które nawet moim najbliższym
    Ujawnić się boję,
    Na pewno by mnie wyśmiali.
    Minęły lata,
    A ja wciąż zapomnieć nie mogę
    Tamtej wiosny,
    Mojego pytania
    I kwitnących drzew migdałowych.

Zostaw komentarz