Demonizm

Początki demonizmu zostały uformowane przez pogaństwo, dechrystianizację, sekularyzm itd. Jest to wynik degradacji chrześcijańskiej świadomości- średniowieczne poglądy, uważające Boga za najwyższą wartość i cel ludzkich dążeń (teocentryzm i chrystocentryzm),  przekształciły się w naszych czasach w egocentryzm i antropocentryzm (to człowiek jest uważany za cel i środek świata). Wierzenia i praktyki demonizmu przybrały formę adoracji szatana lub Lucyfera- jest to bez wątpienia najważniejsza cecha definiująca demonizm, ponieważ bez niej nie ma ani satanizmu, ani lucyferyzmu, choć może ona wystąpić poza nimi. W jednej z najbardziej niebezpiecznych sekt pochodzenia afrobrazylijskiego (quimbanda), szatan jest szefem, stojącym ponad św. Michałem, a nawet ponad samym Bogiem.  Demonizm obejmuje przynajmniej dwa, wcześniej przeze mnie wymienione gatunki: satanizm i lucyferyzm. Są to jakby dwa prądy antykulturalne i antyreligijne, działające w cieniu praktycznie wszystkich religii. Zajmijmy się zatem samymi figurami szatana i Lucyfera w ich punkcie odniesienia, jakim jest chrześcijaństwo.

Szatan jest to słowo hebrajskie, oznaczające przeciwnika, oskarżyciela przed trybunałem. Pojawia się już w Starym Testamencie (1 Krn 21,1). W Nowym Testamencie oznacza on przywódcę demonów. Satanizm natomiast możemy podzielić na 2 podgatunki:

1. Satanizm niewierzący- obejmuje satanistów, którzy nie wierzą w istnienie szatana, co najwyżej uważają go za czysty symbol, ale posługują się jego figurą i rytuałami jako środkiem do obrony przed wiarą w Boga (według nich On nie istnieje). Obarczają oni Kościół odpowiedzialnością za życie skrępowane przez umartwienie i zakaz korzystania z przyjemności.

2. Satanizm wierzący- reprezentowany przez ludzi, którzy wierzą w istnienie szatana, czczą go, stawiając na tym samym poziomie, co Boga, którego odrzucają. Wierzą w istnienie demona, nazywając go Belzebubem, Azazelem, Lucyferem, Sethem i innymi imionami. Wierzą także w spełnienie wszystkich pragnień przyjemności przez szatana.

Lucyfer (niosący światło, jutrzenka) identyfikowany jest z szatanem, jako jeden z upadłych archaniołów. W nomenklaturze chrześcijańskiej imię to pojawiło się po raz pierwszy w Księdze Proroka Izajasza.  Lucyferyzm również możemy podzielić na 2 podgatunki:

1. Lucyferynizm / lucyferyzm praktyczny- to lucyferiusze, którzy wierzą w istnienie Lucyfera, nazywając go dobrą zasadą, aniołem, Prometeuszem- dobroczyńcą ludzkości. Lucyferynizm jest jakby wstępnym krokiem w kierunku lucyferianizmu.

2. Lucyferianizm / lucyferyzm monoteistyczny- uważa, że nie ma innego Boga poza Lucyferem. Nie tylko umieszczają Boga na marginesie swojego życia i rytuałów, lecz także negują jego istnienie.

Sataniści i lucyferianie działają pobudzani przez modelową wiarę w demona, wypróbowaną i prowadzącą do całkowitego pogodzenia zasad wiary z życiem. Naśladują oni demony, które wierzą w Boga jak nikt inny, lecz drżą (Jk 2,19), gdyż ich wiara pozbawiona jest uczynków i miłości. Pełna nienawiść jest ich piekłem.

 


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Biblia, Rebelya, Variae i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na Demonizm

  1. Kiejstut pisze:

    Why:(?
    I don’t unterstend!!!

  2. Kiejstut pisze:

    Wolałbym kilka słów komentarza na temat poniższego linku:)
    http://dziendobrytvn.plejada.pl/24,39561,news,,1,,ksieza_z_kalendarza,aktualnosci_detal.html#autoplay

  3. Kiejstut pisze:

    Sorry za wklejkę ale imho jest wielce interesting:)
    „Coryllus: Ksiądz z siusiakiem pod klatą
    Nie wiem, jak to się stało, ale niepostrzeżenie przestałem oglądać telewizję. Może to być spowodowane tym, ze pani Toyahowa ze względu na swoje dolegliwości, więcej czasu wieczorem spędza przy telewizorze, a ona, jeśli już ma wybierać między Knapikiem, a filmem bollywoodzkim, wybiera to drugie. Ona, jak już ma wybierać – wybiera cokolwiek. Nawet TVN Style. A więc telewizji nie oglądam. Przeklejam teksty z Salonu i się snuję.
    O tym, że wydawnictwo Opoka wyprodukowało kalendarz z księżmi dowiedziałem się od mojego kolegi Coryllusa, i od niego też otrzymałem odpowiedni link. Pogadaliśmy oczywiście sobie na tematy zbliżone – choćby o tym, że jak na to wszystko wskazuje, prawdziwy Kościół ostatnio częściej można spotkać na tym blogu, gdzie Prawdy szukają w dużym stopniu ludzie skrajnie niepobożni, choćby tacy jak właśnie sam Coryllus, czy jazgdyni, niż w wydawnictwie Opoka, czy na herbatce u ojca Leona – i rozeszliśmy się do swoich zajęć. Zalinkowany materiał o oczywiście obejrzałem i po obejrzeniu tego co obejrzeć należało, pomyślałem sobie, że napiszę na ten temat tekst i to taki tekst, który zrobi należyty porządek za całym tym biznesem, jaki stoi za niszczeniem mojego Kościoła, a przy okazji kopnie w każdą wypudrowaną dupkę z tego biznesu żyjącą.
    No i dzwoni dziś do mnie nie kto inny jak Coryllus i wesoło mnie informuje, że jego nasza wczorajsza rozmowa zainspirowała i wkleił w Salonie tekst, który ma pewne wzięcie i że jest dobrze.

    W tej sytuacji – oczywiście za odpowiednią zgodą Autora – pozwalam sobie przedrukować tu to co zostało, również w moim imieniu, powiedziane w Salonie. Każdy kto wie jak pisze Coryllus, wie też że powiedziane z cała pewnością lepiej, niż zrobiłbym to ja. Mój udział niech tu pozostanie tylko w zmianie tytułu. Nieskromnie uważam, że na lepszy. CORYLLUS RULEZ! Czytajmy.

    Lubię sobie czasami rzucić ciężkim słowem, od razu lepiej się wtedy czuję. Słowo to spełnia w toku całej wypowiedzi funkcję taką samą, jak gwałtowna burza w upalny dzień – oczyszcza powietrze. Używam tych słów ponieważ w życiu już tak jest, że wobec zalewającego nas kłamstwa trzeba od czasu do czasu nazwać rzeczy po imieniu. A teraz do adremu. Zajrzałem ci ja ostatnio na stronę http://www.rebelya.pl i znalazłem tak ciekawy link. Linkiem tym otwiera się stronę jakiegoś porannego programu w TVN, w którym występuje dziennikarka Pieńkowska coraz bardziej czemuś podobna do młodego faraona Tutanchamona. Patrzę i oczom nie wierzę. Pieńkowska i ten dodany jej do dekoracji facet rozmawiają z jakimiś dwoma paniami sprzed kuracji odchudzającej oraz osobnikiem trzecim, w którym z początku rozpoznałem Richa z serialu „Moda na sukces”. Okulary na nosie tego gościa nie zmyliły mnie wcale. – Starzeje się nasz Rich – pomyślałem – w końcu to już 24 edycja idzie. Ile można. Tylko jak to się stało, że udało się Pieńkowskiej ściągnąć go do TVN? No, ale nie takie rzeczy są możliwe na tym świecie. Po chwili jednak okazało się, że to nie Rich, bo tamten nigdy by się nie ubrał w takie pedalskie ciuchy i nie pokazywałby klaty z rzadkim włosiem w sposób nachalny. – Musi ten facet nie jest Richem – myślałem dalej. I miałem rację. Okazało się, że to ksiądz. Oto ten link. Sami zobaczcie.
    Ksiądz, jak ksiądz. Nic ciekawego. Dla mnie. Dla Pieńkowskiej ksiądz jest po prostu rewelacją, żeby nie powiedzieć objawieniem. Ksiądz wygląda jak wygląda i gada jak gada. Do tego udziela spowiedzi i sakramentów. Dla pań flankujących na kanapie osobę księdza niczym świątynne słupy, jest ta osoba tak samo frapująca jak dla Pieńkowskiej. Dlaczego? Otóż dlatego drodzy moi, że ksiądz kojarzy się tym paniom z seksem. Nie dlatego, że pokazuje jakiś nowy wymiar religijności, że próbuje powiedzieć nam swoim wyglądem o tym, że kościół to nie tylko odmawianie różańca i straszenie piekłem, ale także fajna zabawa. Nie. On się wydaje im interesujący ponieważ je podnieca. Z kobietami jest jednak już tak, że prędzej powiedzą głośno, że mają rzeżączkę niż, że podnieca je jakiś ksiądz. Okazywanie tego to co innego, to jest nawet trendy, ponieważ według okazujących – nie jest jednoznaczne. Konwencja tego przedstawienia została ograna już dawno przez większych ode mnie autorów i nie ma potrzeby bym się tutaj nad nią rozwodził.
    Podzielę się z wami tylko anegdotką z czasów kiedy udzielałem porad seksualnych w kobiecym tygodniku. W redakcji co kilka dni odbywa się tak zwane planowanie lub jak wolą to nazywać uczeni mężowie – kolegium. Pali się tam dużo papierosów, wszyscy gadają bez sensu, a o tym co idzie na stronę i tak w ostateczności decyduje osoba bezpośrednio za to odpowiedzialna. Ja prócz odpisywania na listy tych wszystkich popaprańców z mikropenią, musiałem co tydzień wysmażyć pogadankę na temat życia płciowego w domostwach nad Wisłą – żeby było ciekawie, estetycznie i trochę niejednoznacznie, ale bez brzydkich wyrazów.
    Tematy w takich przypadkach wyczerpują się po roku i trzeba mieć naprawdę stalowe nerwy by się w tej robocie utrzymać, zważywszy na to, że wszystkie szefowe to kobiety. Mówi mi więc dnia pewnego naczelna – napisz o tym jak reaguje facet na widok ładnej dziewczyny, co się wtedy dzieje z jego ciałem. – Ma erekcję – ja na to. – Erekcję!? – naczelna w krzyk. O matko! Erekcję! Powiedziałeś erekcję!? Jak możesz tak mówić? Nie możesz tego napisać i w ogóle o tym nie myśl. Zastosowałem się do tych poleceń i nie myślałem już o erekcjach. Napisałem coś innego. Naczelna ta znana była z tego, że – wyrażę się oględnie – z niejednego pieca erekcję jadła i nic nie było jej straszne. Musiała jednak zachować pewną konwencję, w myśl której, w tamtych, nieodległych przecież czasach, kobieta kierująca kolorowym szmatławcem musi być poza wszelkimi podejrzeniami. Może kogoś ta anegdotka rozśmieszy, ale mnie nie śmieszy to już od dawna, a po obejrzeniu programu Pieńkowskiej nie śmieszy mnie podwójnie.
    Ten program i ta historyjka świadczą bowiem o tym, że – jak to pięknie ujął Jan Skrzetuski, gdy mu Longinus Podpibięta zaczął odczytywać fragmenty z pobożnej książki co ją u pasa nosił – dziwne jest tutaj materii pomieszanie. Owo pomieszanie nie jest moim zdaniem przypadkowe i będzie się ono pogłębiać.
    Wracajmy jednak do księdza. Jak widzimy ksiądz jest z kalendarza, a w kalendarzu są jeszcze inni księża. Jeden ma piłkę, inny kij hokejowy, jeszcze inny pozuje z zabawkami dla dzieci. Wszyscy oni robią coś rewelacyjnego, co sprawić ma, że kościół stanie się dla wiernych znów atrakcyjny i po prostu fajny. Pieńkowska jednak nie wybrała do swojego programu żadnego z tych księży, co mają te piłki i hokeje, tylko tego właśnie wyżelowanego. Zrobiła to dlatego, by wszystkie wariatki siedzące przed telewizorami natychmiast włączyły sobie w głowach program pod tytułem „seks w konfesjonale”. Program ten rozpoczyna się od gwałtownego stosunku płciowego w pustym kościele, który jedynie słyszymy. Oglądamy zaś na przemian – sceny z piekła przedstawiona na obrazach ołtarzowych oraz smutne twarze świętych i błogosławionych na innych obrazach lub też wyobrażone w drzewie za pomocą dłuta. Trwa to i trwa, bo wariatki lubią przedłużać.
    Potem widzimy bohaterkę całego zamieszania jak wychodzi z konfesjonału poprawiając spódnicę. Za nią wychodzi zaś właśnie ten facet z programu Pieńkowskiej, ale my nie wiemy jeszcze, że to ksiądz. Myślimy, że to jakiś przybłęda, który poderwał dziewczynę na przystanku i nie wiedząc co zrobić zaciągnął ją do kościoła. O tym, że to ksiądz przekonujemy się w scenie następnej. Widzimy go bowiem jak z natchnionym wyrazem twarzy odprawia mszę. Potem film przyspiesza i pokazywane są tam różne perypetie – jak to pięknie ujął kiedyś Marek Hłasko – miłość, zdrada, takie tam gówna. Mamy oczywiście ciążę i dramatyczny wybór pomiędzy porzuceniem kapłaństwa lub porzuceniem kobiety. I myliłby się ten, kto sądziłby, że w głowie wariatki ksiądz porzuca kapłaństwo. O nie! Sprawy nie mają się tak rewelacyjnie. On przy kapłaństwie zostaje, ale od następnej swojej kochanki zaraża się AIDS i umiera w męczarniach. Ona zaś usunąwszy ciążę wychodzi za mąż za właściciela winnicy na południu Francji. I tylko czasem patrząc z murów swojego chateau na dolinę Rodanu myśli o jego nażelowanych włosach, o tym jak tam leżą w tej trumnie i się rozkładają. Całość w głowie oglądających program Pieńkowskiej wariatek nie trwa nawet 30 sekund, ale świetnie je stymuluje na cały dzień. No i wiadomo już, że kalendarz kupią.
    Kiedy obejrzałem sobie wczoraj ten program od razu zadzwoniłem do Toyaha. Zrobiłem tak, bo Toyah jest w tej chwili jedną z nielicznych prawdziwie pobożnych osób w moim otoczeniu. Okazało się, że jeszcze tego nie oglądał. Wymieniliśmy kilka uwag i powiedział mi nasz kolega Toyah rzecz ważną niesłychanie. – Wiesz – mówi – mam wrażenie, że na ten mój blog przychodzą wyłącznie ludzie spoza kościoła, żeby sobie o Panu Bogu pogadać. Mnie to jakoś szczególnie nie zdziwiło. Nie wiem dlaczego. Powiem więcej, mi się to wydało całkiem naturalne, że jeśli ktoś chce pogadać i Bogu albo poczytać co ksiądz Paddington ma na Jego temat do powiedzenia to idzie do Toyaha, a nie kupuje kalendarz z wyżelowanym facetem przebranym za księdza.
    Dzieje się tak dlatego, że ludzi nie interesują w kościele osoby duchownych, ich wygląd, sposób ubierania się i wymawiania samogłosek nosowych. Interesuje tych ludzi coś z goła innego, o czym wydawcy tego kalendarza – mam wrażenie – zapomnieli. Ich przekaz adresowanych jest do sfrustrowanych kobiet i dzieci, i tego nie mogę zrozumieć, bo wiem jak szybko mijają te frustracje i jak szybko dzieci dorastają. W naszym świecie, dziś, nieprawdopodobnie szybko. Wiem na pewno, że ten cały chorobliwy infantylizm pokazywany w mediach, uprawiany na co dzień i celebrowany w kontaktach towarzyskich, to tylko pozór, pod którym jest okropny strach. I po to właśnie, by złagodzić nieco ten strach ludzie idą na blog Toyaha i słuchają kazań Don Paddingtona.
    Mogę się oczywiście mylić. Kim ja w końcu jestem, żeby o takich sprawach orzekać. Może ów wyżelowany ksiądz to właśnie zapowiedź czegoś dobrego, wspaniałego i radosnego, a Toyah i Don Paddington po prostu smęcą. Może, ale ja się jednak będę upierał przy swoim.
    Zainteresowanych moją książką „Pitaval prowincjonalny” zapraszam na moją stronę.”

  4. Kiejstut pisze:

    A co do szatana:
    (…)Szatan z reguły działa niezwykle chaotycznie. Że jeśli ktoś myśli, że jest on świetnym organizatorem, i że każdy jego gest jest w swoim zamierzeniu starannie opracowany i pewny, znajduje się w głębokim błędzie. Jego wielkość polega wyłącznie na tym, że jest on w swoim działaniu niestrudzony. Że nic go nie zniechęci, że nic go nie powstrzyma, że nigdy nie zwątpi. Będzie nas zadręczał swoją upierdliwością do końca świata, Ale przy tym wyłącznie metodą prób i błędów. Pełny więc chaos.(…)

  5. Blog Wolnego Człowieka pisze:

    Szanowny Komentatorze, czy pyrrusowe zwycięstwo może być normatywnie wkalkulowane w życie katolika? Cóż z tego, że odniosę się po raz n-ty do sprawy tego „dziwnego kalendarza”, skoro wiem, jak wiele stracę nerwów, sił i Bóg wie, czego jeszcze? Uważna a nie pobieżna lektura wpisu, który teraz już obaj komentujemy, daje, myślę, odpowiedź na zasadniczą kwestię: Czemu tak wielu dziś, także księży, „niesie światło”…

  6. Kiejstut pisze:

    Księże Marku.
    Ludzie przez wieki żyli w ciemności. Nie widzieli drogi. Błądzili i bezskutecznie szukali właściwego szlaku. Prorok Malachiasz przekazuje obietnicę Boga: „Wyślę anioła, aby przygotował drogę”. Później ma przyjść ktoś tajemniczy: Pan oczekiwany i upragniony od pokoleń. On ukaże właściwą drogę.
    Tylko dlaczego tylu jest ślepych i nie widzi tego światła:(?

  7. Blog Wolnego Człowieka pisze:

    Tylko dlaczego tylu jest ślepych i nie widzi tego światła:(?

    Żeby tacy jak my stawali na uszach, by im to światło pokazać, czy raczej je rozplić w innych.

  8. Kiejstut pisze:

    (…)„Nieść światło to niezwykłe zadanie” Niezwykłe i niejednokrotnie trudne. Ci, którzy niosą światło często są uważani za buntowników, nieprzystosowanych, a nawet niebezpiecznych – dla tych, którzy drżą przed utratą władzy i możliwością manipulowania ludźmi. Ci, którzy z odwagą wkraczają w ciemność bywają odrzucani i potępiani. Na przestrzeni wieków byli wręcz torturowani, krzyżowani lub paleni na stosach. „Dziś jest inaczej” myślisz zapewne. Być może inaczej, lecz nadal są miejsca na świecie, gdzie ludzie giną za własne przekonania. Być może inaczej, lecz nadal niewinność i wrażliwość ginie w pełnym agresji i zawiści konsumpcyjnym krajobrazie współczesnego świata. Pamiętaj, proszę, że każdy z nas może nieść światło i uczynić świat wolnym i pełnym piękna. Ponieważ wolny świat to Ty i ja. „(…)

    Myślę,że obecne, neopogańskie czasy,są jednocześnie wyzwaniem jak również swego rodzaju wyzwaniem dla jednostek, sorry ludzi, którzy nie bacząc na trudności, kłody rzucane pod nogi, przybliżają światło swoim bliźnim:)

Zostaw komentarz