Sympatycy, czy chrześcijanie?. Takim przekornym tytułem nazywa zbiór swych konferencji Sługa Boży, ksiądz Franciszek Blachnicki, wielki protagonista ruchu oazowego w Polsce.
Pojawia się wiele mocnych stwierdzeń w wypowiedziach księdza Blachnickiego. Już we wstępie znajdujemy mocny akord, który nadaje ton wielu kolejnym refleksjom nad realiami formacji chrześcijańskiej w Kościele Polskim. Czytamy, bowiem: O większości ochrzczonych nie należałoby mówić, że są chrześcijanami. I rzeczywiście, doświadczenie Kościoła w Polsce pokazuje, że jest wiele prawdy w tym gorzkim stwierdzeniu. Niska frekwencja wiernych na mszy świętej niedzielnej, pojawiające się problemy w zakresie funkcjonowania rodziny, spadek powołań kapłańskich – to tylko nieliczne, z wielu innych – objawy zatracenia ducha Chrystusowego w świadomości chrześcijan. Wszystkie objawy łączą się w logiczną całość, niczym naczynia połączone, czy efekt domina. Jeśli źródło i fundament zostaną poruszone, wówczas kolejno pojawiają się, lawinowo i zatrważająco tego skutki.
Spostrzeżenia Sługi Bożego wydają się być gorzkie i z pozoru napawające obawami, iż grozi nam laicyzacja, czy co gorsza pogaństwo. Jednak to byłoby zgoła fałszywe założenie. Pisze, bowiem ksiądz Blachnicki, powołując się na słowa Pawła Apostoła, z listu do Koryntian, iż mamy dziś do czynienia z „niemowlętami w Chrystusie”. To doskonały obraz zastanej sytuacji: niemowlęta zdane są tylko na tych, którzy sprawują nad nimi opiekę. Jeśli opiekunowie będą gorliwie i z troskliwością zabiegać o dobro dzieci, wówczas wzrastają rokowania na to, iż niemowlęta staną się naprawdę wysoce rozwiniętymi indywidualnościami. Z obserwacji Sługi Bożego wynika wprost, i on sam o tym wyraźnie mówi, że brak gorliwych i troskliwych opiekunów prowadzi do wielu dysfunkcji, z jakimi przychodzi nam dziś się borykać. Czytamy: Zaniedbano drogę, która prowadzi do dojrzałości chrześcijańskiej, czyli katechumenat. Chodzi oczywiście o rozumienie katechumenatu, jako drogi wtajemniczenia człowieka w rzeczywistość wiary. Ma on swój początek w starożytnym Kościele, w którym kładziono niezmiernie wielką wagę na to, by doprowadzić człowieka do pełni wiary w Trójjedynego Boga. Nie sposób to osiągnąć inaczej, jak tylko w ten sposób, by umożliwić człowiekowi dialog z Bogiem, doprowadzić do partnerskiej współpracy, by mógł człowiek z Panem Bogiem współpracować, współdziałać.
Fundamentem katechumenatu wczesnochrześcijańskiego były trzy filary: Słowo Boże, liturgia oraz wspólnota chrześcijańska. Głoszone Słowo Boże (kerygma) miało na celu odkrycie prawdy o działaniu Boga w życiu człowieka; liturgia (leiturgia) i sakramenty święte z kolei uwydatniają rzeczywistość zbawienia w życiu jednostkowego człowieka, są dowodem na troskliwość Boga o każde jego umiłowane dziecko. Wspólnota (koinonia) wreszcie uzmysławia naturę Kościoła, jako pielgrzymującej wspólnoty wiary, nadziei i miłości.
Jakże trafne spostrzeżenia, doskonałe ujęcie problemu czasów współczesnych! Patrząc na dzisiejszą rodzinę – te najmniejszą komórkę Kościoła Chrystusowego, widać doskonale, że słowo w niej głoszone dalekie jest bardzo często od Słowa Bożego. Liturgia, jako wydarzenie spotkania Trójjedynego z konkretnym człowiekiem, to przełożenie na zainteresowanie się wzajemne poszczególnych członków rodziny. Tu również dziś notujemy ogromne braki w rodzinach. Pęd życia, pogoń za pieniądzem, realizacja ambicji poza rodzinnych, wszystko to działa na niekorzyść Kościoła domowego. Konsekwencją jest brak wspólnoty, a w niej owych 3 cnót boskich… Nie dziwmy się zatem, że i w kościele w ujęciu ogólnopolskim (a nawet i światowym chyba) zaczyna się pojawiać coraz więcej palących problemów natury dawania świadectwa wiary. W oparciu o katechumenat pierwszych wieków, proponuje Sługa Boży, ks. Blachnicki wizję katechumenatu opartego na 6 stopniach:
1. Słowo Boże
2. Modlitwa
3. Sakramenty Święte
4. Przemiana życia (metanoia)
5. Świadectwo życia
6. Służba
Taki porządek formacji chrześcijańskiej gwarantuje ciągły rozwój człowieka, konsekwentne zdążanie do doskonałości.
Od diagnozy problemu oraz wizji szansy odnowy, przechodzi autor do wskazywania przyczyn tego stanu rzeczy.
Jeden z głównych motywów sytuacji kryzysowej w związku formacją chrześcijańską, ks. Blachnicki upatruje w katechezie. Stała się ona, po II wojnie światowej bardziej dydaktyką, a więc nauką o tym, jak się uczyć katechezy, przestała zaś być proklamowaniem Prawdy Objawionej. Z czasem też zaczęło się w katechezie dokonywać przeintelektualizowanie, przeładowanie wiedzą teologiczną, wyrugowano zaś przepowiadanie Ewangelii, kerygmat. Znamienite spostrzeżenie notuje autor, kiedy pisze: „Katecheza (…) to nie tylko sprawa wiedzy. (…) Chce uzyskać nie tylko odpowiedź nie tylko umysłu, który mówi: >>tak, jestem przekonany, to jest prawda<<, lecz odpowiedź osoby: >>wierzę<<.” Tylko w ten sposób katecheza prowadzić będzie do Kościoła, jako wspólnoty, a w niej dokonywać się będzie mógł katechumenat.
Kolejny punkt zapalny, to punkt widzenia teologii pastoralnej. W kontekście Vaticanum II, Blachnicki wytyka, iż: „Nad mentalnością i formacją duszpasterzy zaciążyła przypowieść o zaginionej owcy. Dobry pasterz zostawia 99 owiec i szuka jednej, zaginionej. (…) kapłan jest dla budowania wspólnoty. Nie jest przede wszystkim dla pojedynczych, indywidualnych problemów i spraw, musi mieć na uwadze całą wspólnotę”. Kościół, jako wspólnota, podaje Blachnicki, ma funkcjonować niczym organizm żywy (nawiązując to teologii Pawłowej). Są to rzeczy jak widać dawno wypróbowane i dające konkretne efekty. Co więcej, warto dodać, że podobna logikę przedstawia obecny Papież. Jeszcze nim został prefektem kongregacji nauki wiary, to już w latach 60 głośno upominał, iż oddzielenie w Kościele aggiornamento od resourcement doprowadzi do poważnych w skutkach kryzysów. Chodziło profesorowi Ratzingerowi oczywiście o stan, który zaczął się wytwarzać w Kościele Posoborowym, a który polegał na odejściu od wielu ważnych i wypracowanych norm w czasach patrystycznych, na rzecz nowinkarstwa. Wyrazem sprzeciwu wobec tego stanu rzeczy był fakt odejścia z Uniwersytetu w Tybindze oraz powołanie do istnienia teologicznego pisma, „Communio”.
Wobec takiego stanu rzeczy, nie sposób nie zauważyć, iż korzystanie ze źródeł Tradycji chrześcijańskiej nie może być zastąpione niczym innym. Całe pokolenia chrześcijan wyrosły właśnie na fundamencie rzetelnego katechumenatu, w którym dokonywała się rzeczywistość inicjacji. Sobór Watykański II zwrócił na ten fakt uwagę, określając rangę sakramentów chrześcijańskiego wtajemniczenia, zarówno w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele, jak również w Konstytucji o Liturgii. Spośród 7 sakramentów, 3 zajmują szczególne miejsce: chrzest, Eucharystia oraz bierzmowanie. Formacja chrześcijańska przewiduje zatem proces wprowadzenia w arkana wiary, począwszy od narodzin, aż po śmierć. Tu dopiero można mówić o życiu chrześcijanina, które przebiega w atmosferze świadectwa wiary, tym bardziej, iż bezsprzecznie jest to realizacja nakazu misyjnego Chrystusa Pana (Mt 28, 18-19): czyńcie uczniami wszystkie narody. Nie chodzi tylko o przekazanie wiedzy, ale dosłownie o przysposobienie człowieka do życia w duchu Ewangelii.
Ksiądz Blachnicki podkreśla też fakt, iż w procesie katechumenatu wczesnochrześcijańskiego istotną rolę odgrywali świeccy: Oni właśnie przeprowadzali pierwszą ewangelizację. (…) Kościół wymagał, żeby ktoś za tych kandydatów poręczał. Oni [świeccy] wobec wspólnoty oświadczali, że ten człowiek jest przygotowany, przyjął Ewangelię, zmienił swoje życie, i (…) że można przyjąć go do wspólnoty Kościoła. Pozostało to w praktyce Kościoła, jako instytucja tzw. Rodziców chrzestnych. (…) Rodzice chrzestni to dzisiaj czysta formalność. To ostatnie zdanie bardzo mocno uderza w rzeczywistość współczesnego nam Kościoła. Sam ten fakt wydaje się być paląco zobowiązujący dla duszpasterstwa. Nawrócenie, oświecenie i oczyszczenie – etapy kroczenia drogą katechumenatu dziś de facto funkcjonują w większości wypadków, jako hasła pięknie brzmiące, nierzadko wywołujące ironiczny uśmiech wielu…
Odnowa liturgiczna, zainicjowana przez sobór watykański II nie zrezygnowała z tych wypracowanych na przestrzeni wieków form prowadzenia ku wierze. Zarówno konstytucja o liturgii świętej (nr 64), jak też dekret o działalności misyjnej Kościoła (nr 14) podkreślają, iż konieczne jest przywrócenie katechumenatu. Swego rodzaju summarum obu dokumentów zostało zawarte w OICA (Ordo Initiationis Christianae Adultorum – Obrzędy Wtajemniczenia Chrześcijańskiego Dorosłych). Praktyka jednak czasów dzisiejszych pokazuje, iż księga ta jest zupełnie zapomniana. Niemal zupełnie, aczkolwiek nie całkowicie. Na jej treść i formę zwrócił uwagę Sługa Boży, ks. Blachnicki, poświęcając się bez reszty na rzecz Ruchu Światło – Życie, czyli tzw. „Oazę”.
W swych dalszych rozważaniach, ks. Blachnicki zauważa, iż katechumen ma być człowiekiem decyzji. Decyzji podejmowanej w konfrontacji ze Słowem Bożym, ożywionej duchem Chrystusowym. „Musi wejść katechumen całą swoją egzystencją w Boży plan dotyczący jego osoby”. Znamienite, iż dziś lansuje się postawy, które od człowieka nie wymagają niemal nic, próbujące godzić wszystko z sobą czy raczej – relatywizować. Instytucja katechumenatu zwraca uwagę na ten fakt, przewidując w czasie jego trwania również egzorcyzmy. Dalej, ma być katechumenat paschą wybrania: człowiek przechodzi ze śmierci do życia, jako wybrane dziecko Boże. Konieczne jest też, by katechumenat był szkoła modlitwy oraz służby Bożej: „Trzeba modlić się o łaskę Bożą, bo tylko ona sprawia przemianę człowieka”. Wreszcie musi być katechumenat szkołą służby w Kościele i świecie, albowiem „chrześcijaństwo nie jest sprawą czysto wewnętrzną. To, co wewnętrzne musi się uwidocznić, musi powodować skutki społeczne. (…) wstąpienie do Kościoła nie jest ucieczką od świata, ale oddanie się na służbę, zarówno braciom w Kościele, jak i światu”. I jeszcze jedna, ważna myśl. Św. Hipolit w swych dziełach wspomina o adducentes – przyprowadzających. W odniesieniu do tego niuansu, ks. Blachnicki zauważa, że niezmiernie ważny element w katechumenacie, jak już wcześniej to było wspomniane, spełnia wspólnota. Dokładnie zaś współodpowiedzialność, do której jest ona wezwana. Chodzi tu o patronat, czyli ojcostwo chrzestne. Nie jest ono do pomyślenia, w odłączeniu od brania odpowiedzialności, za tego, za którego się poręcza. „U podstaw tej instytucji leży przekonanie, że nikt nie może sam dojść do wiary, do żywej wiary; może tego dokonać tylko razem z innymi”. Świadectwo wiary wspólnoty daje oparcie temu, który podejmuje proces inicjacji, a także staje się zaczynem mobilizującym ku trwaniu w tych samych postawach, które ma kultywować wtajemniczany. Sam staje się w odpowiednim czasie adducentes.
Nie sposób mówić o wtajemniczeniu w życie wiary, w oderwaniu od rodziny. Nowe obrzędy sakramentu chrztu przewidują chrzest dzieci oraz dorosłych. Kiedy idzie o chrzest dzieci, w ich imieniu podejmują zobowiązania ich rodzice. W przypadku zaś chrztu dorosłych, przyjmują oni wszystkie 3 sakramenty chrześcijańskiego wtajemniczenia. Wg zapisów w OICA, tak dorośli, jak i nieco starsze dzieci – powinni odbyć katechumenat. Jednak praktyka pokazuje, że to martwy zapis – zauważa Sługa Boży, ks. Blachnicki. Górę bierze pośpiech, bo ślub za pasem, bo wyjazd za granicę, bo jeszcze coś innego. Aby uniknąć tego problemu, proponuje ks. Blachnicki trzy możliwości:
1. Katechumenat uzupełniający dla ludzi już ochrzczonych i dorosłych, którzy nie zostali wprowadzeni w arcana fidei
2. Katechumenat uzupełniający dla ochrzczonych dzieci i młodzieży, np. w połączeniu z katechezą przygotowująca do sakramentów Eucharystii oraz bierzmowania.
3. Przywrócenie katechumenatu dorosłych nieochrzczonych, a więc zastosowanie w praktyce OICA.
Ważna rola spoczywa też na katechumenacie rodzinnym. Doświadczenia i badania wykazały, że ludźmi wierzącymi i praktykującymi pozostają tylko te dzieci i ta młodzież, która wychodzi z rodzin praktykujących, ze środowiska rodzinnego, w którym wiara jest praktykowana. (…) jeżeli nie ma fundamentów, to nawet nauka religii wiele nie pomoże. Pomimo, że o tym wiemy, to nie potrafimy konsekwentnie działać. Co więcej: dziecko uczy się poprzez uczestnictwo i naśladownictwo, wzorując się na najbliższym sobie otoczeniu – na rodzicach. Klimat rodzinny, to rzeczywistość, która niczym nie da się zastąpić. „Rodzina musi się stać środowiskiem życia z wiary, środowiskiem, w którym wartości religijno-moralne są rzeczywiście respektowane”. Tak, zatem, przyszłość Kościoła zależy od odnowy rodziny, jako wspólnoty wiary – koinoni. Niezbędny, więc i tu jest również katechumenat. Dokonuje się on na gruncie Oazy Rodzin, Kościoła domowego.
Kolejny obszar, który zdaje się być dziś bardzo często nieuporządkowany, to duszpasterstwo parafialne.
Porównuje ksiądz Blachnicki współczesny model duszpasterstwa parafialnego do przedsiębiorstwa usługowego, z którego potrzebujący, zainteresowani, wybierają to, co im wydaje się za konieczne na dany czas. Na przykładzie jednego z ośrodków duszpasterskich, przekazanych Ruchowi Światło – Życie przez ówczesnego kardynała Wojtyłę, gdzieś na Podhalu, wykazuje Sługa Boży, iż konieczne jest ustawienie pewnej całościowej wizji duszpasterstwa: „Duszpasterze muszą zobaczyć, że celem ich pracy jest wychowanie nowego człowieka we wspólnocie Ludu Bożego i budowanie tej wspólnoty, wtedy wszystkie akcje są środkiem do celu”. Z tego zastanego „jarmarku rozmaitości”, po 3 latach udało się zaangażować grupę kilkudziesięciu osób ( z około 500 tam żyjących). Sukces ten był owocem duszpasterstwa opartego na formule Ruchu Światło – Życie.
Jego początek to poszukiwanie metody na rekolekcje dla dzieci. I tu znamienite słowa księdza Blachnickiego: „(…) doszliśmy do wniosku, że nie chodzi o to, by mówić dzieciom, jak powinno wyglądać ich życie chrześcijańskie, ale o to, by pokazać w przeciągu kilkunastu dni trwania oazy styl życia dzieci Bożych ze wszystkimi elementami, które to życie tworzą. I po tej linii szły nasze poszukiwania”. Jak się okazało, sposób sprawdził się również i pośród młodzieży, jak również w duszpasterstwie dorosłych. Oaza, bo tak forma się tych rekolekcji zwykła nazywać, stała się początkiem wielu Bożych porywów w Kościele w Polsce.
Oaza opiera na liturgii – najlepszej szkole życia chrześcijańskiego, z korzeniami wczesnochrześcijańskimi, obecnymi od samego początku w katechumenacie. Cały system opiera się na takich filarach, jak:
- Formacja jako pedagogia Słowa Bożego: stały kontakt ze Słowem Bożym
- Szkoła modlitwy: tzw „namiot spotkania” – zachęta do praktyki modlitwy osobistej
- Wychowanie do nowego życia, do „życia w Duchu”: doprowadzenie człowieka do nowego wartościowania i podejmowania decyzji w duchu Chrystusa
- Wychowanie liturgiczno – sakramentalne: formacja służby liturgicznej
- Idea diakonii: kształtowanie postawy służebnej jak również wychowanie do wspólnoty
- Wychowanie do świadectwa: ukazanie człowiekowi, że powołany jest do posiadania siebie w dawaniu siebie. Albo jeszcze inaczej: poprowadzenie do zburzenia bastionu „fajności”, by przeżyte doświadczenie spotkania Chrystusa i nawiązania relacji przyjaźni z Nim mogły trafić do innych.
Reasumując: stoi przed nami potężne wyzwanie, ale również, a może nade wszystko, przygoda z Chrystusem. Diagnoza jest, przyznajmy, nieco przygnębiająca, jednak z pewnością nie jest to stan, który byłby niepokonalny. Utwierdza nas w tym przekaz Świętego Łukasza, z Dziejów Apostolskich: Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi. To się stało i trwa. No i oczywiście napomnienie Aniołów: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba. Pan Zmartwychwstał, i żyje. Nam nie pozostaje nic innego, jak realizacja Jego słów: Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody !.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.